1. Nieoczekiwane spotkanie

251 22 44
                                    

Przez następnych parę dni nie potrafił myśleć o niczym innym, jak o latającym w zbroi naśladowcy. Pojawiał się on w Bostonie coraz częściej, jednak nigdy nie natknął się na niego, kiedy był Spider-Manem. Sam nie wiedział, co by wtedy zrobił, może lepiej było tego nie sprawdzać, bo wydawało się, że mieszkańcy go uwielbiają. Gdyby go zaatakował, na pewno by go znienawidzili, a do tego wolał nie dopuścić. Za bardzo polubił już okrzyki radości na jego widok.

Mimo to bacznie obserwował poczynania naśladowcy w nadziei, że zrobi coś źle. Jaką miał motywacje? Chciał zdobyć sławę, bazując na sławie Iron Mana? Skąd miał zbroje tak przypominającą zbroje Tony'ego? Ukradł ją? Tylko skąd? Nie mógł przecież stworzyć jej sam. Prawda?

Pokręcił głową, próbując odgonić od siebie natrętne myśli. Przebrał się szybko w strój i wyszedł na zewnątrz, oddychając głęboko świeżym powietrzem. Szybkie przewietrzenie się na pewno mu pomoże, a przy okazji on także będzie mógł pomóc komuś innemu.

Przysiadł niezauważony przez nikogo, kryjąc się w koronie drzewa niedaleko Harvard Bridge. Lubił tu przychodzić, bo miał doskonały widok na budynki MIT na drugim brzegu rzeki, a jednocześnie mógł przysłuchiwać się bawiącym się beztrosko dzieciom na pobliskim placu zabaw. Czasami chciał znowu być w ich wieku i nie mieć takich zmartwień jak teraz, jednak wtedy widok majaczących w oddali budynków uczelni przypominał mu o jego celu. Chciał być blisko swoich dawnych przyjaciół, nawet jeśli nie miał już nigdy z nimi porozmawiać, to chciał być chociaż pewny, że dobrze im się wiedzie. Chciał też dostać się na tę samą uczelnię, na której studiował Tony. Zawsze chciał być taki jak on.

Nagle jego rozmyślania przerwał zaniepokojony krzyk i odruchowo spojrzał w jego kierunku, zauważając z przerażeniem małą dziewczynkę, wybiegającą na jezdnie, prosto pod pędzącą ciężarówkę. Ruszył szybko, nie myśląc o tym za wiele, modląc się, żeby zdążyć przed uderzeniem. Kątem oka zobaczył jeszcze wbiegającego na jezdnię chłopaka, ale dziecko było w tym momencie ważniejsze. Kiedy był już blisko, wystrzelił pajęczynę, oplatając nią dziewczynkę i wylądował z nią bezpiecznie na drugiej stronie jezdni, łapiąc ją w ramiona. Wtuliła się w niego ufnie, oplatając jego szyję swoimi małymi rączkami. Teraz widział, że nie mogła mieć więcej niż sześć lat. Jak ktoś mógł być tak nieodpowiedzialny i pozwolić jej pobiec na jezdnie?

Spojrzał na rozgrywający się przed nim chaos. Zszokowany kierowca ciężarówki ledwo wyhamował i siedział teraz w kabinie, trzymając się za serce, a jadąca za nim osobówka nie miała tyle szczęścia i wjechała w przydrożną barierkę, najwidoczniej starając się uniknąć zderzenia z innym pojazdem. Wyglądało jednak na to, że nikomu nie stało się nic poważnego. Chociaż patrząc na biegnącego przez ulice chłopaka, zupełnie niezwracającego uwagi na pojazdy wokół Peter nie był taki pewny, czy za chwilę nie będzie musiał udzielać mu pomocy.

Najwyraźniej jednak wszyscy kierowcy byli w takim szoku, że zwolnili na, tyle że blondynowi udało się bez problemu do niego dotrzeć. Przystanął obok, dysząc ciężko i próbował złapać oddech. Peter przyjrzał mu się uważnie, szybko stwierdzając, że chyba skądś go kojarzy. Tylko skąd?

— Morgan! — krzyknął w końcu blondyn, łapiąc oddech, a czarnowłosa dziewczynka podniosła głowę z ramienia Petera, zerkając na niego. Przeniósł na nią wzrok, obserwując ją bacznie. Czy to możliwe? — Nie możesz mi tak uciekać! Ten samochód mógł cię potrącić! — krzyczał dalej chłopak, wyglądając, jakby zaraz miał zejść na zawał, a Peter zaczynał powoli się domyślać, kogo ma przed sobą. Tylko jak on się nazywał?

— Przepraszam Harley — powiedziała w końcu dziewczynka, pociągając nosem, a Petera zmroziło i nie był w stanie wykrztusić nawet słowa. Zaczął się jej intensywnie przypatrywać i nie mógł zaprzeczyć wnioskom, do jakich zdążył już dojść. Wyglądała jak miniaturowa, damska kopia pana Starka. Ten sam nos, te same usta, ten sam kolor włosów, jedynie zapłakane w tej chwili oczy przypominały bardziej te Pepper. — Chciałam tylko uratować pana Kulę — powiedziała, popłakując lekko i nadal się do niego przytulając. Nie znała go przecież, więc skąd ta ufność? To zaczynało się robić trochę dziwne.

From Beginning | Parley | Irondad |حيث تعيش القصص. اكتشف الآن