Rozdział 6

413 37 5
                                    

❝Trzeba coś kochać, żeby to znienawidzić.❞

   Gdy wchodziłam do sali spodziewałam się naprawdę wszystkiego, ale ta chłodna obojętność, która mnie zastała w ogóle nie przyszła mi do głowy. Nie natrafiłam na żadne spojrzenia — ani zatroskane, ani złe, ani smutne, ani wesołe. Nikt nie zarejestrował tego, że tu jestem. Nikogo nie zainteresował fakt, że mogłam zaledwie godzinę temu zginąć. No cóż — to tylko ludzie.

   Westchnęłam i ruszyłam w głąb sali. Oparłam się o ścianę w celu podparcia jej, mimo że pewnie i tak by się nie zawaliła, ale bezpieczeństwo przede wszystkim!

   A tak na serio nikt ze mną nie miał ochoty rozmawiać, wszyscy mieli mnie w głębokim poważaniu. Moi bracia rozmawiali z jakimiś dziewczynami, które swoją drogą wyglądały cudnie. Jedna miała długie i delikatnie pofalowane blond włosy, a druga czarne jak noc i proste.

   Eva flirtowała z jakimś biednym wartownikiem, który nie mógł się od niej odpędzić. Mimowolnie zrobiło mi się go żal, ale to uczucie szybko poszło w zapomnienie. Muzyka ucichła, a w pomieszczeniu nic nie było już słychać. Rozmowy ucichły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ja stałam pod ścianą nadal, nieporuszona.

   Do sali przez wszedł król.

   — Król Ernest — zabrzmiał czyjś niski głos, a każdy zaczął klaskać i dygać. Nawet ja, bo tak wypadało.

   Za nim weszła królowa.

   — Królowa Charlotta — powtórzył ten sam głos, a tłum znowu zaczął bić brawa i dygać.

   — I najmłodszy z rodziny królewskiej, książę Xavier. — O dziwo, wszyscy klaskali jeszcze głośniej, głównie żeńska i młoda populacja. Dziewczęta skłoniły się tak nisko, że niemal dotykały rękoma podłogi. Ja to robiłam z takim samym znudzeniem, jak wcześniej.

   — Witam was wszystkich w naszym zamku — powiedział król Ernest, po czym ciągnął dalej: — Wiem, że wydarzyła się wcześniej bardzo przykra sytuacja, którą był atak rebeliantów. Napadli na jeden z samochodów, w którym jechało kilka pięknych pań i mężczyzn. Dzięki Bogu, nikt nie zginął, ale ucierpiała jedna z dziewcząt, lady Elizabeth Morgan, ale z tego, co wiemy czuje się już lepiej.

   Prychnęłam odrobinę za głośno i wszyscy spojrzeli w moim kierunku.

   Cholera, pomyślałam, mam przechlapane.

   — Czy coś się stało? — zapytał król, usiłując brzmieć jak najbardziej uprzejmie, lecz, bądźmy szczerzy, nie wyszło mu to.

   Szybko rozejrzałam się po sali i napotkałam spojrzenie Ash'a, w którym była czysta groza.

   — Nie — odpowiedziałam. — Wasza wysokość — dodałam przypominając sobie, o jego tytule, niemal w ostatniej chwili.

   — Na pewno? — dopytywał. — Jestem pewien, że usłyszałem prychnięcie, dochodzące z pani kierunku.

   Poczułam, że się czerwienie.

   — Czyżby to ktoś, kogo znasz? — odezwała się po raz pierwszy królowa. Zobaczyłam, że Xavier przygląda się tej rozmowie zaciekawiony.

   — Tak, wasza wysokość, to moja siostra — odparłam drżącym głosem. Przełknęłam ślinę i obserwowałam parę królewską. Królowa pokiwała współczująco głową.

   — Rozumiem — rzekła po chwili milczenia.

   Nasza krótka rozmowa się zakończyła, a całe zainteresowanie moją osobą zniknęło.

LadyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz