𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪𝓵 𝓘𝓘

176 14 17
                                    

Nastał już wieczór. Niebo było nieskazitelnie czyste. Tak czyste że bez problemu można było zobaczyć piękne gwiazdy. Boka z Rose do tej pory błądzili po ciemnych uliczkach, głodni i zmęczeni. Stojąca ledwo na swoich nogach Rose szła powoli mając nadzieję, że gdzieś niedaleko będzie jej brat.

-Rose... Późno już. Widać, że spać ci się bardzo chce i nie masz sił by dalej iść. Lepiej będzie jak odprowadzę Cię do domu i dokończymy poszukiwania jutro

- Nie Boka - odparła ospale - Musimy ich znaleźć dziś. Im szybciej tym lepiej...

- Ale przeszliśmy cały Budapeszt i śladu po nich nie ma. Gdzie masz zamiar ich jeszcze szukać

- Park...

- Który niby. Tu jest ogrom parków

- Városmajor. O ile mnie pamięć nie myli to tamtych okolic nie przeszukaliśmy - ziewnęła

- Chcesz teraz iść taki kawał drogi?

- Dla chcącego nic trudnego

- Tylko mi nie nudź, że cię nogi bolą

- Nie będę. Obiecuje

Rose dostała napływu energii. Otrząsnęła się i prawie biegnąc, szła w kierunku Parku Városmajor. Bokę bardzo fascynował jak i poniekąd przerażał fakt jak Rose jest zmienna. Była przed chwilą półprzytomna a teraz pełna życia. Bał się, że jej decyzje i słowa też są tak zmienne, chociaż do tej pory nic takiego mu się nie przytrafiło. Nie rozmyślając dalej, pobiegł za Rose, która zaczęła już biec. Park był świeżo wyremontowany i niedługo ponownie i już oficjalnie otwarty ale przedpremierowo też można było tu wejść. Lampy nie były zapalone przez co ledwo można było coś zobaczyć. Każdy szelest przyprawiał Rose o dreszcze. Nie mogła teraz zrezygnować. Co prawda czekały ją godzinne poszukiwania ale gdyby zrezygnowała zdenerwowałaby tym Bokę i może nawet naraziła tym życie Staszka. Szła powoli przed siebie rozglądając się dokładnie. Nagle poczuła, że ktoś ją złapał za rękę. Dziewczyna omal zawału nie dostała.

- Tsii... Spokojnie. To tylko ja

- Boże! Ja prawie jedną nogą na drugim świecie przez ciebie byłam!

- Ciszej...Nie krzycz. No to teraz co? Rozdzielamy się?

- Ymm... Może lepiej nie - Rose zacisnęła mocniej rękę, za którą trzymał ją Boka

- Pani Generał się boi? - zaśmiał się

- Ostatnimi czasy coś za bardzo Ci do śmiechu. Nie boję się... po prostu nie chce się rozdzielać

- No niech Ci będzie. To dokąd teraz?

- Obejdźmy na około park. Zazwyczaj rozpalają ognisko. Przez światło łatwo ich znajdziemy

- No to prowadź

Oboje zaczęli się przedzierać przez ciemny Park. Rose szła jak zwykle przodem za sobą ciągnąć Boke, który ledwo co w tych ciemnościach widział.

- Po co oni rozpalają ogniska w parkach? - zapytał cicho Boka, przerywając tym ciszę jaka pomiędzy nimi powstała - Nikt potem się nie orientuje, że trawa jest przypalona i że, ktoś tu je nielegalnie rozpalił?

- Najwyraźniej nie... Oni robią to wtedy kiedy muszą a dziś jest w miarę chłodno. Mało kto ma jakiś koc albo ciepły sweter. To jest nasza ostatnia deska ratunku.

Rose przerwała i przystanęła na chwilę.

- Widzisz to co ja? - wyszeptała i zaczęła przecierać oczy - Tam! Oni są tam!

- Rose ciszej. Nie krzycz. A jaką masz pewność że to oni? Może to jacyś bezdomni?

- Zaczynasz mówić jak Czele - roześmiała się - Bezdomni czy nie, ja idę to sprawdzić.

Chłopcy z Placu Broni ,,Plac a Parlament" cz. IIOù les histoires vivent. Découvrez maintenant