579 62 59
                                    

— Wyłącz to — warknął Dabi od razu, gdy na ekranie pojawiła się jego własna sylwetka. — Powiedziałem, wyłącz! — krzyknął, kiedy to o co poprosił, nie zostało spełnione natychmiast. Poczuł, jak na jego ciało spływa fala paskudnego gorąca, ogromnej złości, którą, zanim się zastanowił, zaczął wyładowywać na Tomurze.

Odsunął się od niższego i łypał na niego jak na największego winowajcę, tego wszystkiego. Z trudem powstrzymał się, aby nie wytrącić chłopakowi telefonu z ręki, mimo że nagranie już zostało zatrzymane.

— Skąd to masz?!

Tomura przełknął nerwowo ślinę. Wyższy widział, jak powoli porusza się jego jabłko Adama, choć możliwe, że zwrócił na nie uwagę, tylko dlatego, że ręka Shigarakiego powędrowała w górę, prosto do szyi. Nie zaczął się drapać, a jedynie przyłożył dłoń do skóry, jakby chciał stłumić narastające nerwy i swędzenie. Pokręcił delikatnie głową.

— Ktoś mi wysłał — powiedział spokojnie, choć jego głos brzmiał dziwnie sucho.

— Od kogo to masz, chcę wiedzieć?! — Dabi przetarł niespokojnie twarz dłonią, zahaczając boleśnie o kilka kolczyków. Tomura znowu pokręcił głową, wyglądał, jakby ciężko było mu mówić. Podszedł do starszego i wyciągnął rękę, żeby go dotknąć, jakoś pocieszyć, ale Dabi bardziej potrzebował, aby ktoś pomógł mu teraz ochłonąć. Odepchnął dłoń Shigarakiego, zanim ta zdążyłaby dotknąć jego ramienia i prychną pogardliwe.

— Widziałeś? — zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. Nie staliby tutaj, gdyby Tomura tego nie widział.

Brunet uśmiechnął się krzywo, jakby mówił "Zadowolony z siebie jesteś?", po czym dopadł do marynarki, którą miał dzisiaj na sobie i zaczął chaotycznie przeszukiwać jej kieszenie.

— Dabi... — Shigaraki znów spróbował do niego podejść i złapać go za rękę, ale robił to dużo mniej pewnie niż za pierwszym razem, jakby już wiedział, że prawdopodobnie skończy się to tak samo i się tego bał. Przeczuwał słusznie. Dabi wyciągnął paczkę papierosów, akurat, żeby zręcznie ominąć jego ręce.

— Idę zapalić. Zostaw mnie w spokoju — burknął, a potem tak szybko, jak wszystko się wydarzyło, zniknął z pokoju, zamykając z trzaskiem drzwi.

Tomura wzdrygnął się na ten dźwięk, a potem poczuł, że pieką go oczy. Zaśmiał się nerwowo, jakby chciał dzięki temu zająć czymś swoją uwagę, byleby nie zacząć płakać. Zadziałało, a przynajmniej na razie. Odrzucił telefon na łóżko, usunąwszy wiadomość z nagraniem, bo pomyślał, że Dabi by tego chciał, a potem sięgnął po pierwszą lepszą bluzę, leżącą na podłodze i pobiegł za ukochanym.

Nie zdziwił się, kiedy zobaczył go przez szklane drzwi na ich ulubionym balkonie, ani kiedy wyższy nie przywitał go tam z uśmiechem.

— Nie rozumiesz, co się do ciebie mówi? Wracaj do środka — usłyszał, choć ledwo pociągnął za klamkę. Nie mniej nie byłby sobą, gdyby odpuścił.

— Bez ciebie nie — powiedział, a jego słowa wydawały się ginąć w ogromnej przestrzeni, tak, że nawet nie miał pewności czy wyższy go usłyszał, bo nie odezwał się ani słowem, nie prychnął, tym bardziej nie zaśmiał się. Stał tyłem do niego, opierając ciężar ciała na mokrej balustradzie. Koszulka, którą założył na siebie jeszcze w łazience, nadymała się, kiedy pod materiał wkradały się podmuchy jesiennego wiatru.

Tomura postawił pierwsze niepewne kroki w stronę Dabiego, nie wiedząc, czy wyższy nie obierze nagle innej taktyki, nie wyminie go i nie odejdzie gdzie indziej. Na szczęście to się nie stało, nawet gdy Shigaraki oparł się o balustradę dość blisko Dabiego. Podał mu bluzę, którą zabrał z jego pokoju.

Zastawiony || ShigadabiKde žijí příběhy. Začni objevovat