I

10 0 0
                                    

Minęły trzy lata od śmierci Quentina. Jakoś sobie radziłem. Dorobki profesora na Brakebills nie należały do najlepszych, ale dawałem sobie radę. Z Charltonem mi się układało. Julia z Pennym odnalazli Margo i resztę na tak zwanej przez moją Bambi planecie "Zajebioza". Wszystko się układało. Nikt nie chciał nas zabić, ani zniszczyć Ziemi czy innej cholery. Było dobrze. Przynajmniej tak sobie wmawialem, bo wciąż mi czegoś brakowało. A tak dokładnie kogoś. Wiedziałem, że minęło tak długo czasu, ale wciąż za nim tęskniłem. Wciąż wyrzucałem z siebie to, że go odpechnalem przez strach.

- Eliot? Jesteś ze mną? - odwróciłem się od okna. Blondyn stał przede mną w obcisłych rurkach i pasiastej piżamie. Zachichotalem łapiac się za czoło. - Co? Nie pasuje? - spytał poważnie co pogłębiło mój śmiech. Wkoncu podeszłem do tego uroczego chłopca pozbawiając go dalszego nękania.

- Jakbyś tak do nich przyszedł wywaliliby cię i zabrali to psychiatryka. - powiedziałem odpinajac ta paskudna koszule.

- Chyba nigdy nie zalapie dzisiejszego stylu. - powiedział spuszczając głowę. Szybko podłożyłem mu palec pod brodę i skierowałem ku sobie.

- Od tego masz mnie. - przywarlem do jego ust, kończąc rozpinać koszule. Następnie zrzuciłem ja na ziemię gdy z przyzwyczajenia wiedząc co to znaczy wziął się za mój rozporek. Jakiś czas później leżał wtulony we mnie z rozczachranymi włosami. Bawiłem się nimi w zamyśleniu.

- O czym myślisz? - nie było mowy bym mu odpowiedział. Bo co miałem powiedziec? "A tak jakoś. Równo trzy lata temu umarł, Quentin. Nic wielkiego." Westchnalem kładąc brodę na jego głowie.

- O tym, że Fogg mnie zabije za to, że przeze mnie spóźnisz się na rozmowę. - gwałtownie się spiął siadając.

- Co?! Która godzina?! - wstał szybko nakładając mogę bokserki. Usmiechnalem się kręcąc głową.

- To moje. - nie rozumiejąc początkowo po chwili spojrzał na bieliznę.

- Kurwa. - nadal nie przyzwyczaiłem się do tego jak przeklina. Widząc jego zdenerwowanie wstałem i podeszłem do szafy. Czułem, że wedruje po mnie wzrokiem. Z uśmiechem wyjąłem mu czarne jeansy i granatowa koszule ze złotym połyskiem.

- Proszę bardzo. Gadki zostaw. - odebrał ubranie od razu je na siebie wkładając. -Jak myślałem. Cudownie. - szybko mnie uścisnął.

- Dziękuję, Eliot. - odwzajemnilem uścisk. Następnie podszedł do drzwi. - Do później. Kocham cię. - zamarłem. Zanim zdążyłby się cofnąć udałem się do łazienki zamykając za sobą drzwi i włączając prysznic. Spojrzałem w lustro widząc jaki blady się zrobiłem. Spotykaliśmy się dwa lata, a nigdy tego sobie nie powiedzieliśmy. Nawet o tym nie myślałem. Nie chciałem. Wiadomo jak skończyła się moja ostatnia miłość. I znowu myślami wracałem do Qentina. Mój chłopak wyznał mi miłość, a ja myślałem o innym. I to jeszcze zmarłym. Uderzyłem się sam w głowę. Byłem żałosny. Wchodząc pod gorący strumień nagle wybuchnąłem szlochem. Tak po prostu. Nie wiem ile tak stałem, ale woda zrobiła się zimna co mnie rozbudziło. Ubrałem się w swoją ulubiony biskupi szlafrok i podeszłem do okna zapalając papierosa. Wtedy moj telefon zawibrował.

Charlton: Doperio jak Fogg wymienił twoje imię, aby mnie opieprzyc dotarło do mnie co powiedziałem.

Od razu wyjąłem drugiego papierosa.

Charlton: Zapomnij o tym. Dostalem pracę! Będę pomagał Lipson z chorymi.

Jeszcze rano szykowanym szampana i truskawki. Niestety jak zawsze wszystko trafia szlag. Nic nie odpisałem. Po prostu ubrałem się w pierwsze lepsze ciuchy i udałem się w stronę wejścia do Zajebiozy, czyli do pnia gdzie pierwszy raz upiłem się z Margo. Przeszedłem na druga stronę, a po 10 minutowym spacerze znalazlem się w jej królestwie. Josh karmił ja cholernymi truskawkami gdy sama piła szampana. Dlaczego tylko dla mnie milosc była trudna?

QELIOT - "Trzy Lata"Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang