Pięść.

248 11 16
                                    

Był to koniec listopada.

Cieszyłam się, że idzie zima ale z drugiej strony jej nie chciałam. Kochałam jesień tak jak moja mama, zawsze jesienią latała do Londynu razem z moim ojcem.

Siedziałam sama na parapecie w ciemnym pokoju, przyglądając się księżycowi, który był w pełni. Wspominałam stare dobre czasy gdy wszystko było takie beztroskie. Wybijała 19 gdy nagle ktoś zapukał do moich drzwi.

-Tak?-zapytałam.

-Mogę wejść?-spytał głos za drzwiami.

-Pewnie-

Nagle zobaczyłam sylwetkę mężczyzny, który po chwili zapalił światło.

-Nie za ciemno tu masz?-zapytał uśmiechając się.

-Cześć tato- wydusiłam po czym odwróciłam wzrok.

-Nie gniewaj się na mnie córeczko. Wszystko to co się dzieje jest dla twojego dobra i nie powinnaś się tak na wszystko nie zgadzać-

-Słuchaj tato. Mam dosyć twoich durnowatych porad i tego, że decydujesz za mnie!- krzyknęłam wstając z parapetu.

-Misiaku, przecież wiesz że cie kocham i nie chce cię skrzywdzić-oznajmił z przesadzona czułością.

-Pierdol się Carmen- wymruczałam, dając mu po chwili mocno w twarz.

-Ty suko!-krzyknął zdenerwowany łapiąc się za czerwony policzek.-Jak tak śmiesz mi się sprzeciwiać! Własnemu ojcu!-krzyczał dosadniej a moja twarz była skamieniała.

-Nie jesteś moim ojcem-

-Jak to nie jestem? To ja ciebie stworzyłem rozumiesz! Be ze mnie byłabyś nikim Lilianno! NIKIM!- podnosił ton wskazując na mnie palcem.

-Lepiej się odczep o de mnie raz na zawsze-oświadczyłam

-He, jesteś dokładnie taka jak twoja jebnięta matka, tak samo ździrowata. Zasługujesz na śmierć tak jak ona...-

-Nie wtrącaj do tego moją matkę, przez ciebie w grobie się przewraca- wyjąkałam z załamanym głosem. Nie ukrywam zabolały mnie te słowa.

-Teraz będziesz udawała ofiarę? Tak myślałem jesteś identyczna jak ona- odezwał się. A we mnie buzowałam złość.

-Wyjdź z mojego pokoju.-

-Bo co?-

I tu już straciłam cierpliwość. Wzięłam książkę, która leżała na moim biurku po czym uderzyłam nią prosto w jego głowę. Po tym uderzeniu upadł na ziemie.

-A ty zasługujesz na takie traktowanie- oznajmiłam ocierając łzy. Po momencie zauważyłam, że jest nieprzytomny więc to wykorzystałam.

Wzięłam średnia torbę do której spakowałam ciuchy i rzeczy. Po czym wybiegłam z pokoju.

-Hej Eryk, mój ojciec zemdlał u góry weź go czymś obudź-Wyjąkałam zdyszana do kucharza, po chwili wybiegając z domu uciekając w nieznana stronę.

Byłam spanikowana ale czułam się wolna gdy uciekłam z chaty. Jak byłam gówniarą też tak często robiłam by czuć adrenalinę. Lecz gdy przebiegałam jakiś kilometr zatrzymałam się bo nie wiedziałam gdzie iść. wzięłam telefon do ręki po czym wybrałam numer do Marcina.

*Rozmowa Telefoniczna*

-Halo Marcin musisz mi pomóc!-

-Co się stało?-

-Przyjedź po mnie natychmiast jestem ma ulicy. Lyhnosq?-

-Zara będę nie ruszaj się-oznajmił po czym rozmowa się zakończyła.

Bad Romance-Evan Peters 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz