Rozdział 1

86 11 1
                                    

Słyszałem kiedyś przysięgę młodzieńca, który nie znał wysokości nieba.

Powiedział: Będę cię kochał do aż do końca mojego życia.

Zapytałem: Jak długo będziesz mnie kochał?

Odpowiedział: Jeżeli już dotrzesz do mostu Naihe, nie spiesz się, spokojnie wypij zupę, poczekaj na mnie aż przyjdę, i wtedy będę cię uparcie całował przed babcią Meng. To będzie pocałunek dłuższy niż całe nasze życie.

Powiedziałem: Skąd wiesz, że odejdę przed tobą?

Żartobliwie odpowiedział: Cały dzień siedzisz do późna i piszesz na klawiaturze jakieś szyfry. Twoja wątroba pewnie już wyschła, prawdopodobnie umrzesz wcześniej niż ja.

Potem zakończyła się krótka przysięga, gdy kopnąłem go zza mojego biurka.
Gdyby się na to odważył, myślę, że babcia Meng nie pozwoliłaby nam na dobrą reinkarnację. Wtedy pewnie płakałby, widząc, że odrodziliśmy się jako pies i kot, którzy muszą się nieco inaczej komunikować.

Miasto okazało się dołem litościwego trującego garnka, pozwalając słabszym robalom na próżnowanie w małym kąciku, bez konieczności oglądania i uczestniczenia w niezbędnej selekcji naturalnej.

Byłem zwykłym programistą bez żadnego talentu i myślałem, że coś takiego mi w zupełności wystarczy. Nie byłem zajętym człowiekiem, nie byłem człowiekiem próżnym, ale wciąż liczyłem chociaż na odrobinę szczęścia, na które zasługiwali nawet zwykli ludzie. Myślałem, że jestem na tyle zwyczajny, że będę mógł go spotykać przez całe życie, myślałem, że jestem na tyle zwyczajny, że będę pracował aż do emerytury, i myślałem, że jestem na tyle zwyczajny, że szanse na to, że zostanę z nim rozdzielony, wynoszą jeden na milion. Myślałem, że jestem na tyle zwyczajny, że śmierć jest daleko ode mnie. Zaplanowałem, że będę trzymał go za ręce przez całe życie i patrzył, jak po tym całym życiu, które przeżyłem razem z nim, będzie podpisywana nasza księga pamiątkowa. Ale umarłem przed naszym ślubem.

----------

Nie powinienem był wierzyć w fikcyjne bzdury. W rzeczywistości śmierć była bardzo bolesna, choć tylko przez bardzo krótką chwilę, to jednak ból jaki wtedy odczuwałem był przeszywający. Pozostający ból był tak żywy, że aż zapomniałem, że nie żyję. Dopóki nie zobaczyłem go stojącego przed moim grobem z czarnym parasolem, milczał, jakby był jedynie posągiem. Nie kupił nawet sobie nowego garnituru.

Osobiście poszedłem z nim do starego sklepu z garniturami, w którym płyta drzwiowa była obrośnięta od upływu lat, aby uszyli mu je na zamówienie. Widziałem, jak moi rodzice rzucili parasolki i złapali za jego kołnierz, jak gdyby stracili rozum, a haft pana młodego był złapany tak, aż się wykręcił. Moi rodzice od samego początku nie zgodzili się na nasze małżeństwo i nikt nie wiedział, ile wysiłku kosztowało mnie przyprowadzenie go na spotkanie z moimi rodzicami. Teraz te wysiłki poszły na marne, bo mój nagrobek został już postawiony pod deszczem. Podążałem za nim, by z nim być, i ostatecznie umarłem. To w ogóle nie miało sensu. Zginąłem w wypadku samochodowym i nie miało to nic wspólnego z byciem z nim. Ale nie można było zmusić rodzica, który właśnie stracił syna, by był spokojny i racjonalny. Prawdopodobnie potrzeba było całej ich siły, by chwycić jedynego sprawcę, którego mieli, by wylać swój żal, gniew i nienawiść swoimi chudymi, kościstymi ramionami. Oprócz mnie, wszyscy obecni tutaj ludzie byli żałośni. Nie mogłem dostrzec jego wyrazu twarzy, widziałem tylko jego długie i samotne plecy w kurtynie deszczu. Mogłem przypuszczać, że mówił do mnie przepraszam.

----------

Nie mogłem niczego dotknąć. Różnica między mną a powietrzem polegała prawdopodobnie na tym, że wciąż miałem jakąś świadomość. Jednak odrętwienie pozostawione przez dojmujący ból, który zmył moje nerwy, przeszywał mnie jeszcze przez kilka dni. Nie pamiętałem swojego, ani jego imienia. Został na miejscu pogrzebu, pod osłoną deszczu, zanim przybył personel sprzątający, prawdopodobnie zdążył już posprzątać wszystko, co mógł.

Died before the weddingOù les histoires vivent. Découvrez maintenant