Rozdział 21

2.7K 210 39
                                    

Pomimo tego, co przyznała dwa dni temu Harry'emu i Ginny, Hermiona wie, że dziś wieczorem pójdzie na swoją pierwszą prawdziwą randkę z Draconem Malfoyem. W każdym razie pierwszą, którą tak nazwali – na głos i przed sobą nawzajem.

To też pierwsza randka, do której zamierzała się przygotowywać bez czyjejś pomocy. Aby odwrócić swoją uwagę od tego faktu i od samej randki, Hermiona spędza cały dzień poza domem, przesiewając memoranda innych wydziałów, aby ustalić, czy którekolwiek z nich może bezpośrednio wpływać na projekt jej ustawy. Praca jest tak absorbująca, że ​​Hermiona całkowicie zapomina o przygotowaniach, aż zauważa, że jest już dobrze po piątej.

Być może rozproszenie uwagi było złym planem. Jak przewidział Draco, jej włosy okazują się prawie niemożliwe do opanowania. Rzuca na nie zaklęcia i nakłada bezskutecznie mugolskie specyfiki. Za kwadrans szósta jest spocona, sfrustrowana i zaczyna rozważać sporządzenie listy klątw, które może rzucić na Draco, gdy ten tylko pojawi się w jej kominku.

Jednak pięć po szóstej jej włosy zostają w końcu ujarzmione, loki na w pół okiełznane eliksirem i upięte w niski kok milionem szpilek. Wyszorowała twarz, spryskała ją perfumami, a nawet dodała odrobinę różowego błyszczyka na usta. Ale jeśli chodzi o jej strój....

Hermiona wpatruje się w wysoki stos ubrań na swoim łóżku; sukienki, spódnice i bluzki, które zaraz mogą zachwiać się i runąć. Nic nie wygląda na niej dobrze, nic nie krzyczy „pierwsza randka". Patrząc na to, wydaje z siebie dziki pomruk.

— Nie jestem kimś, kto ma fioła na punkcie strojów — mówi do stosu. — Po prostu nie jestem.

Jasne, jest nerwowa i podekscytowana, a w jej sercu wiruje mieszanka dziesiątek innych emocji. Ale nie zamierza odczuwać nawet najmniejszej obsesji na punkcie swojego wyglądu choćby przez minutę dłużej. Unosi więc różdżkę nad łóżkiem, zamyka oczy i mówi:

Accio półformalna sukienka.

Słyszy przed sobą lekkie szuranie. Kiedy otwiera oczy, w powietrzu unosi się czarna, aksamitna sukienka. Właściwie to jedna z jej własnych, kupiona na jedną z uroczystości organizowanych przez Ministerstwo, w której później Hermiona postanowiła nie brać udziału. Podobnie jak sukienka, którą miała na sobie w zeszły weekend, rozszerza się na biodrach. Ale zamiast dekoltu pozbawionego ramiączek ta ładnie okrywa ramiona. Jest urocza, półformalna i wystarczająco dobra.

Z nutą paniki zerkając na zegar, szybko zakłada sukienkę. Następnie przekopuje dno swojej szafy, aż znajduje transmutowaną przez Maevy parę szpilek. Właśnie owija wokół szyi dwa pasma pereł swojej matki, kiedy słyszy świst kominka.

Och, drogi Merlinie. On jest tutaj. On jest tutaj. W jej mieszkaniu. W jej ciepłym, odrapanym, przytulnym saloniku zapchanym meblami i przepełnionymi do granic możliwości regałami.

— Po prostu się rozgość — woła w pełni ubrana, ale jeszcze niecałkiem gotowa, by stawić mu czoła. — Zaraz wyjdę.

— Skąd wiesz, że to ja — woła Draco — a nie jakiś Weasley, który przyszedł sabotować ten miły wieczór?

— Weasleyowie nie używają tak dużo wody kolońskiej — żartuje i wzdycha z ulgą, gdy Draco natychmiast się śmieje. — Czekaj... czy to poniekąd była obietnica, że ​​dziś wieczorem zamierzasz się grzecznie zachowywać?

— Absolutnie nie — mruczy prawie zbyt cicho, by mogła to usłyszeć. Ta insynuacja sprawia, że Hermiona czuje się jeszcze bardziej nerwowa i niecierpliwie chce opuścić ten pokój.

— Hej — mówi Draco, teraz znacznie głośniej. — Nie miałaś może kota?

— Właściwie to pół-kota, pół-kuguchara. Ale Krzywołap uciekł po bitwie o Hogwart. Później już go nie znaleźliśmy.

[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | Dramioneحيث تعيش القصص. اكتشف الآن