Rozdział 20

2.6K 208 16
                                    

Następnego ranka Hermiona budzi się powoli, krok po kroczku wycofując z cudownego snu, którego w pełni już nie pamięta. Tańczy on na granicy jej pamięci, a ona postanawia go gonić, zaciskając mocniej powieki i wtulając się w łóżko.

Wyciąga rękę, żeby wsunąć swoją już dość znoszoną, bawełnianą kołdrę pod brodę, ale zamiast tego jej palce chwytają coś miękkiego i futrzastego. Rozchyla powieki i odkrywa, że ​​jest przykryta puszystym, atramentowoczarnym kocem, którego nigdy wcześniej nie widziała. Mrugając i nic nie rozumiejąc, podnosi się do pozycji siedzącej i rozgląda dookoła.

Nic nie wygląda znajomo. Ani śladu roślin doniczkowych, fioletowych zasłon czy oprawionych w ramki zdjęć Harry'ego i Rona. Tylko blask porannego słońca, drogie meble i długie rzędy oprawionych w skórę książek.

— Gdzie...?

I wtedy świadomość w nią uderza: zasnęła w Dworze Malfoyów. I najwyraźniej została w nim całą noc. Nie została ani zamordowana, ani okaleczona, ani nawet przeklęta. Sama myśl o tym jest tajemnicza. Ale uderza w nią coś innego, przez co gorączkowo rozgląda się po bibliotece.

Szybko znajduje to, czego szuka: blondyna z zamkniętymi oczami i równym oddechem, leżącego na podłodze obok sofy. Draco nadal ma na sobie białą, oksfordzką koszulę i poluzowany krawat, a na jego brzuchu leży egzemplarz Eliksirów w praktyce. Brakuje mu jednak marynarki, a Hermiona z łatwością może się domyślić, z czego powstał jej czarny koc.

Sen potargał mu włosy, które teraz rozpościerają się blond kępkami na kolorowym dywaniku pod jego głową. Ostrożnie, żeby go nie obudzić, Hermiona sięga w dół i odgarnia kilka kosmyków z jego czoła. Pod jej dotykiem Draco wydaje z siebie zadowolony pomruk, ale się nie budzi. Coś w tym dźwięku sprawia, że ​​jej serce się zaściska i przez chwilę Hermiona myśli o nachyleniu się, by posmakować jego ust.

Zamiast tego wyplątuje się ze swojego koca i schodzi z sofy. Stoi nad nim niepewna, co robić, dopóki nie zaczyna burczeć jej w żołądku. Wyciąga więc różdżkę z kieszeni swojego swetra, by rzucić zaklęcie wygładzające zmarszczki na swoją sukienkę, a następnie przechodzi nad leżącym na ziemi ciałem Dracona. Jej buty leżą obok jednej ze szponiastych nóg sofy, więc Hermiona powoli zaczyna wsuwać w nie swoje stopy. Jednak szmer w oddechu Dracona sprawia, że ​​zatrzymuje się i cofa jedną nogę.

Powoli, delikatnie podnosi swoje balerinki i kładzie je na jego przemienionej w koc marynarce. Gryfońskoczerwone buty wyraźnie kontrastują z atramentową czernią pluszu. Nie ma mowy, żeby Draco ich nie zobaczył, kiedy się obudzi. Powinny dać mu znać, że Hermiona wciąż jest gdzieś w posiadłości.

Przekazując mu w ten sposób wiadomość, dziewczyna wykrada się cicho z pomieszczenia. Stojąc w ciemnym korytarzu za drzwiami biblioteki, poświęca chwilę, żeby zorientować się, gdzie dokładnie jest. Po prawej stronie widzi długi rząd zamkniętych drzwi. Po swojej lewej dostrzega na końcu korytarza majaczącą smużkę światła. Rusza w tamtym kierunku, mając nadzieję, że w ten sposób znajdzie główne schody.

Kilka błędnych zakrętów, parę nieznanych korytarzy, trzy klatki schodowe i garść szeptanych przekleństw później, Hermiona w końcu – w końcu – znajduje drzwi do kuchni Dworu. Popycha wrota ze starodawnego drewna i wzdycha z ulgą, gdy okazuje się, że ogromny pokój jest pusty i nie ma w nim ani skrzatów, ani żadnego z Malfoyów. Po szybkim przejrzeniu każdej ze spiżarni, zabiera się do pracy.

Hermiona nie ma pojęcia, jak dużo czasu tam spędza, biegając między miskami, patelniami i piekarnikami. Zamiast śledzić czas, gubi się w konsystencji ciasta, skwierczeniu chrupiących kiełbasek, woni wanilii. To jest powód, dla którego zaczęła piec tamtego wczesnego, majowego poranka w zeszłym roku: z czystej radości, ale także ze względu na sposób, w jaki składniki wymagają całkowitego zaangażowania jej mózgu i serca. Przygotowywanie jedzenia jest niesamowicie bliskie rzeczywistej magii. I za każdym razem, gdy Hermiona gotuje, czuje też, jakby było to najbliższe uwalnianiu się od mrocznej, straszliwej przeszłości.

[T] Szarlotki i inne formy rekompensaty | DramioneWhere stories live. Discover now