6

374 27 27
                                    


Okolice Nowego Jorku,

wrzesień 2032 rok

Louis Tomlinson


We're sleeping on our problems like we'll solve them in our dreams

Jest 3:00 w nocy, a Harry chrapie na cały domek jakby coś go przyduszało lub katowało na zmianę. Na litość boską.

"Harry?" pytam naiwnie w otchłań, wgapiając się w sufit. "Harry, proszę cię zmień pozycję..."

Moje 'prośby' nie przynoszą skutku, więc w moim bardzo logicznym rozumowaniu rzucenie w niego poduszką wydaje się usprawiedliwione. Na szczęście w nieszczęściu Harry zrywa się z przerażeniem do pozycji siedzącej. 

"Co jest??" pyta oszołomiony, wstaje, podchodzi do kanapy i nachyla się nad moją głową, tak, że włosami łaskocze mój nos. "Wszystko okay?"

"Tak, po prostu niemiłosiernie chrapiesz, wybacz." Harry wgapia się we mnie niezrozumiałym wzrokiem. Czy on kontaktuje? "Słyszysz co do ciebie mówię?"

"Nie, Louis." przymyka oczy i chwieje się sennie. "Czemu śpisz na kanapie, to idiotyzm."

"Tu jest moje miejsce-"

"Jest w łożku, chodź." człapie z powrotem pod kołdrę i cicho mamrocze pod nosem: "Zaśnij pierwszy."

Sekundę później zaczyna znowu chrapać jak nigdy nic. Prawdopobnie, bazując na doświadczeniu z młodszym, rano nie będzie pamiętać tego zajścia. Już teraz godzę się z faktem, że się nie wyśpię, jednak byłbym skończonym debilem, gdybym nie skorzystał z propozycji spania na miękkim łóżku. 

Z nudów odwracam się w stronę Harry'ego i przyglądam się jego twarzy. W pełni zrelaksowanej, z wyraźnie podkreśloną linią żuchwy. Łapie mnie za serce jak piąstką uczepił się rogu poduszki. Jak jego nieskazitelna karnacja błyszczy się w świetle księżyca.  

Harry wydaje jeden z głośniejszych chrapnięć, poruszając się tak, że większość włosów wpada mu do oczu. Bez chwili zawahania sięgam do nich, odgarniając je powoli na bok. 

Nie powinienem tu leżeć i robić sobie nadziei, prawda? Jednak oddałbym duszę, żeby dostać drugą szansę. Być najlepszym chłopakiem na ziemi. Mężem. Wszystkim, dosłownie wszystkim. czego potrzebuje. 

I'm sorry that I hurt you, darling 

Przypominają mi się słowa piosenki Harry'ego, żebym zostawił go w spokoju. Na tę myśl rzednieje mi mina, nadal jednak uważnie obserwuję jak młodszy śpi. Czemu mam wrażenie, że nie da się odbudować spalonego niegdyś mostu? Chciałbym się mylić i wierzyć, że możemy być znowu przynajmniej przyjaciółmi.

"Camille..."

Harry mógłby równie dobrze kopnąć mnie teraz w żebro zamiast to mamrotać. Ból był porównywalny. 

"Idź stąd." mówi i marszczy przez sen brwi. Wygląda na niespokojnego. "Nie ma tu miejsca."

Zduszam śmiech zagryzając rękę. To się nazywa zwrot akcji. Niestety tuż po tej dziwnej wymianie zdań z wyimaginowaną Camille, Harry wraca do nie mającego już końca chrapania.

***

"Jakie macie fakultety?" pytam przy wspólnym śniadaniu. "Bo z tego co widziałem, dzisiaj zaczynamy na pełnej piździe."

"Nie jestem pewny, Tommo." Niall wpycha do buzi duży kawałek bagietki, po czym nie odzywa się przez następne 15 sekund. "Był do wyboru jakiś warsztat bliskich więzi lub browarnictwa, to wybrałem browarnictwo."

Happier than everWhere stories live. Discover now