Rozdział 2

6 1 1
                                    

28.09.2016r.

Nieświadomość. Naiwność. 

Wokół panowała ciemność, półmrok. Z zasłoniętych okien przedzierały się blaski księżyca. Tamtego dnia była pierwsza pełnia w roku. Kurz unosił się nad stęchłymi panelami, powodując niewyjaśniony mrok, który potrafił zawładnąć niewinnym sercem. Uważałam, że to typowa cecha charakterystyczna dla tamtego miejsca. Nieokiełznany niepokój, który budził wszystkie zmysły, prowadząc do szaleństwa. Cóż, na niektórych ścianach w "zamkniętych" pomieszczeniach dalej widniała krew po nieudanych bestialskich eksperymentach prowadzonych przez Opiekunów. A jednak, większość udawała, że każda zauważona szkarłatna plamka była tylko farbą, ketchupem, krwią jakiegoś insekta. Nikt nie chciał przyznać, że ta krew była ludzka. 

Nawet ja. 

Stałam przy słabej jakości konstrukcji, która była łóżkiem moim i jednej z dziewczyn. Opierałam się o drewno zżerane przez kołatki domowe. Słabe westchnienie opuściło sine usta, tęczówki wbiłam w cztery sylwetki stojące przede mną. Każdy z nich wydawał się być przybity nagłym przypływem wiedzy. Niektórzy z nas mogli nawet nie opuścić sierocińca zwanego piekłem. 

A przecież kilka dni wcześniej snuliśmy marzenia o nowym życiu poza kratami. 

— Spotkamy się i tak — Wzruszył ramionami blondyn o zielonych ślepiach. — Nawet za kilka lat. Przeżyjemy to. Jestem tego pewien — Zmusił się na słaby uśmiech, który i tak był promieniem wśród tamtego armagedonu. 

— Co będzie potem? Jeżeli przeżyjemy i tak nie wiadomo, co będziemy mieli w głowach za kilka lat. Ich eksperymenty i chore gadanie na nas wpłyną — odchrząknęła szarooka szesnastolatka. Popatrzyłam na nią zmartwionym wzrokiem. 

Miała rację. 

Stephanie nigdy się nie myliła. Dlatego też byliśmy grupą, która była najbardziej świadoma okrucieństwa, które czekało nas przez, może, trzy lata. Chociaż zależało to tylko od szczęścia. Widziałam, że to ja miałam opuścić tamten budynek jako pierwsza z piątki. Dziadek mi to obiecał. Jako jedyna miałam gwarancję, że przeżyję. 

— Może i prawda. Jednak będziemy to powoli układali. Sortowali te prawdy i nieprawdy. To, czego nas nauczyli, to, co jest złe - nauczymy się rozróżniać — Uniosła kąciki ust Danielle, chowając dłonie za plecami. Przechyliłam głowę w prawo, kiwając głową.

— To będzie długa droga — szepnął prawie bezgłośnie, stłumionym głosem niebieskooki. Byliśmy zmęczeni. Po pierwszym dniu. A ile przecież miało jeszcze ich być?

— Spotkajmy się, gdy już wszyscy stąd wyjdziemy — zaproponował Nick, który ciągle nadpominał o spotkaniu. — Na przykład w... Twoje osiemnaste urodziny! — Wskazał na mnie palcem, a ja uchyliłam powieki w zdziwieniu. Tak histeryczne pragnął zdobyć pewność, że w przyszłości nas zobaczy.

— Dlaczego w moje? I to osiemnaste? — zapytałam zaciekawiona pomysłem blondyna.

— No wiesz... Lepiej spotkać się w pierwszym miesiącu danego roku, a że najbliższą okazją są Twoje urodziny, to tak wyszło. Osiemnaste, bo to dopiero za pięć lat, więc na pewno każdy z nas opuści ośrodek — rozradował się, gdy pomyślne i dosyć logicznie, choć naciąganie, rozbudował swój pomysł. 

— Logicznie — stwierdził Nathan, a jego cichy głos był niczym miód dla mych uszu. Przymknęłam powieki, odchylając głowę. Wokół unosił się zapach piżma, który czułam od, właśnie, pięciu lat. Powodował we mnie ból głowy i mdłości.

—  W takim razie, obietnica — zawołał, a sama po naprawdę krótkiej chwili, spojrzałam na jego radosne oczęta. Wyłożył rękę ku naszej czwórce. Z wyczekiwaniem wpatrywał się w moją sylwetkę. Podeszłam bliżej, a następnie ułożyłam zimną dłoń na tej ciepłej. Później dołączyła Danielle, Nathan, a na końcu Stephanie. — Od dziś, za pięć lat, dwudziestego ósmego stycznia dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku, spotkamy się całą piątkę na wzgórzu, przy tym jeziorze! 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 16, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

MorganWhere stories live. Discover now