Codzienność

45 0 0
                                    

Cześć moi drodzy! To moje pierwsze opowiadanie i jestem totalnie zielona w tym temacie. Z góry dziękuję wam za przeczytanie i wyrozumiałość wobec moich umiejętności do pisania <333. Zapraszam z całego serducha do śledzenia moich poczynań w tym opowiadaniu, (jak i innych, które na pewno się pojawią), bo jeszcze trochę przed nami!! 


Rok 2022 Headford Irlandia, miasto niedaleko Galway.

W mieście Headford liczącym około 1000 mieszkańców, mieszkała pewna osiemnastoletnia dziewczyna. Zwano ją Ellen mimo, że bardzo nie lubiła tego imienia. Mieszkała w starym zakonie Ross Ferlly, w którym spędziła całe swoje życie. Jako dziecko zmarli jej rodzice, których prawie w ogóle nie pamiętała. Najprawdopodobniej w skutek wypadku samochodowego, ale nigdy nie odnaleziono ich zwłok. Wychowywana była przez siostry, wyznające ortodoksyjny chrześcijanizm. Skupiały się by wychować ją w wierze i zasadach wyznawanych w tym odłamie. Całe swoje życie była zamknięta przed światem. Edukacją i opieką nad nią zajmowały się siostry, które nie zawsze były dla niej łaskawe. W zakonie panowały surowe zasady dotyczące relacji oraz rozrywki. Ellen wiedziała o istnieniu technologii, znała sytuację na świecie oraz rozmawiała z ludźmi we wsi, nie były to jednak rzeczy na które mogła sobie pozwolić. Po wielu próbach przekonania sióstr na otwarcie się do świata, postanowiła dać sobie spokój. Jej życie wyglądało jak życie zakonne, którego nie wybrała z własnej woli. Nigdy nie myślała o ucieczce, bo bała się, że wielki świat ją przerośnie. Siostry potrafiły naopowiadać jej o wielu okrucieństwach dotyczących ludzi.

--------------------------------------------------------------------------------------------

Jak zawsze obudziłam się o 6:00 na poranną modlitwę, która potrafiła trwać nawet dwie godziny. Ubrałam się w moją długą czarną spódnicę, białą lekko za dużą koszulę, uczesałam włosy i wyszłam na główny hol, w którym znajdowała się niewielka kaplica. Wszystkie siostry wraz z siostrą przełożoną czekały przed kaplicą na pozostałe. Zasady były takie: nie odzywamy się, nie jemy przed modlitwą, ani w żaden sposób nie próbujemy zwracać na siebie uwagi innych. Czasami było to trudne, ale zdążyłam się przyzwyczaić. 

W zakonie miałam tylko jedną dobrą koleżankę, jeśli mogę ją tak nazwać. Dorotha była niską i krępą dziewczyną, po trzydziestce. To z nią spędzałam wolne chwile, siadałam obok na modlitwie oraz przy stole w jadalni. Od zawsze zachęcała mnie żebym się stąd wyrwała, ale ja nie chciałam tego słuchać. Było mi tam dobrze, dostawałam jedzenie, dach nad głową i miejsce do spania. Przynajmniej tak myślałam kiedyś...

Na modlitwie potrafiłyśmy porozumiewać się za pomocą mimiki twarzy. Miałyśmy to opanowane do perfekcji. Była to jedna z umiejętności, których nauczyła mnie Dorotha. To dzięki niej nauczyłam się gotować, szyć, dbać o rośliny, czesać różne fryzury i dobierać pasujące do siebie ubrania. W pewnym stopniu myślałam o niej jak o starszej siostrze. Nigdy nie chciałam jej tam zostawiać...

Po modlitwie udałyśmy się na śniadanie w jadalni przypominającej tą w Harrym Potterze. Tę właśnie książkę przemyciła dla mnie z miasta - Dorotha.

- Musimy przestać, bo kiedyś ktoś zauważy to jak się ze sobą komunikujemy - ogłosiła Dorotha

- Wiem, że robimy źle, ale czasem te poranne modlitwy potrafią być przytłaczjące - odpowiedziałam. Byłam osobą wierzącą i czasem czułam ogromne wyrzuty sumienia z powodu naszych rozmów.

- Wstrzymajmy się na jakiś czas. Możemy rozmawiać teraz - chociaż tyle. - westchnęła

- Jak myślisz, co na dziś planują siostry? - zapytałam

- Tradycyjnie modlitwę przed i po obiedzie oraz wieczorny spacer, ale może wyznaczą nam jakieś nowe zadania - odpowiedziała przewracając oczami. - Najchętniej zostałabym tutaj i poczytała jakąś książkę.

Ellen, open your eyes!Where stories live. Discover now