12. Dwudziesty dziewiąty czerwca.

Zacznij od początku
                                    

Moje brwi powędrowały do góry na widok znajomej twarzy. Dwudziestojednolatka stała na wycieraczce ubrana w ociekający wodą płaszcz przeciwdeszczowy, a w rękach trzymała papierową torbę z logiem jakiejś knajpy.

— Co ty tu robisz? — wymamrotałam, zaskoczona takim obrotem sprawy.

Nora posłała mi słaby uśmiech.

— Byliśmy razem na cmentarzu, ale ty się nie pojawiłaś. Pomyślałam, że pewnie cały dzień siedzisz sama i się zadręczasz, więc musiałam przyjść i sprawdzić, jak się trzymasz — powiedziała głosem przesiąkniętym troską. — No i przyniosłam makaron, żebyś wreszcie coś zjadła.

Na moment zrobiło mi się jakoś lżej. Świadomość, że mimo mojej momentalnej oschłości i głupich odchyłów, wciąż istnieli ludzie, którym bezinteresownie na mnie zależało, podtrzymała mnie na duchu.

Przysunęłam się bliżej drzwi, wpuszczając dziewczynę do środka. Chociaż nie chciałam spędzać teraz czasu z kimkolwiek, nie miałam serca jej odmówić po tym, jak wyjawiła mi cel swojego przybycia.

Przekręciłam zamek i oparłam się ramieniem o ścianę, obserwując Norę, która właśnie zrzucała z siebie mokry płaszcz przeciwdeszczowy. Nie widziałyśmy się od wesela, po którym z Maxem udali się w podróż poślubną i, mimo że do Atlantic City wrócili jakiś tydzień temu, spotkanie się nie było nam po drodze. Jej jasne, krótkie włosy z różowymi pasemkami były poplątane i wilgotne, przez co z lekka przyklejały się do karku, a makijaż trochę się rozmazał, sama nie wiem czy od deszczu, czy raczej od płaczu.

— Cholera, przepraszam, że tak ci tu nachlapałam — speszyła się, widząc kałużę wody pod swoimi stopami.

Machnęłam zbywająco ręką.

— Nie przejmuj się. — Wskazałam dłonią w stronę salonu i ruszyłam w tamtym kierunku, a szarooka podążyła za mną. — Napijesz się czegoś?

Nora pokiwała przecząco głową i objęła się ramionami. Rany, na sto procent zmarzła. Szybko wstawiłam wodę w czajniku, a międzyczasie skoczyłam do sypialni po jakąś bluzę i koc. Wystawiłam je do przyjaciółki, co ta z lekkim niezadowoleniem przyjęła.

— Nie trzeba było, Des, naprawdę — zapewniła, a w jej spojrzeniu malowała się wdzięczność.

Kiedy ja zalewałam saszetki herbaty wrzątkiem, dwudziestojednolatka pozbyła się swojej prążkowanej, czarnej sukienki, a zamiast niej została w samej bieliźnie i mojej oversize'owej bluzie. Podreptała do kanapy i zajęła miejsce w kącie, nakrywając nogi kocem.

— Jak się trzymasz, słonko? — zapytała, gdy postawiłam na stoliku kawowym dwa kubki malinowej herbaty i zajęłam miejsce obok niej.

Zwrot, którego użyła w stosunku do mnie, nieco mnie rozczulił, ale nie zdziwił. Przez fakt, że między nami były dwa lata różnicy, Nora czasem zachowywała się jak starsza siostra. Mimo że na co dzień raczej miała cięty język, korzystała z sarkazmu i dużo żartowała, w sytuacjach kryzysowych okazywała się naprawdę solidnym wsparciem.

Wzruszyłam ramionami, przyciągając kolana do klatki piersiowej.

— Nie lepiej niż wy — przyznałam, nawet nie siląc się na uśmiech. Byłam dość oschła i małomówna, ale dziś raczej nikt nie zamierzał mieć o to pretensji. — Ciężko mi się odnaleźć w tej sytuacji, ale jakoś muszę sobie radzić. Jak ty to znosisz? Jak reszta?

Nie radzisz sobie, Destiny.

Nora schowała kosmyk włosów za uchem, po czym cicho odetchnęła.

— Jest gorzej, niż myślałam, że będzie. Pojechaliśmy na cmentarz z nadzieją, że poczujemy się tak, jakbyśmy byli bliżej niej, ale otrzymaliśmy odwrotny efekt i przysięgam, że Lizzie nigdy nie wydawała się być tak daleko jak dziś.

WHATEVER IT TAKES | RISK #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz