Nie jestem defektem

105 14 3
                                    

Connor stanął przed drzwiami i trzykrotnie w nie zapukał. Gdy przez następne pięć sekund nie otrzymał odpowiedzi i nie usłyszał skierowanych w swoją stronę kroków, załomotał o drewno ponownie, tym razem zdecydowanie głośniej.

- Poruczniku! - zawołał podniesionym głosem, znów odpowiedziała mu jednak głucha cisza.

Zmarszczył brwi i zacisnął zęby, nie wiedząc, co powinien w tej sytuacji zrobić. Nie miał pojęcia, gdzie Hank mógł się znajdować o tej porze. Przecież nawet ekscentryczny policjant nie chodzi do baru tak bladym porankiem. Chyba, że jeszcze nie wrócił...

Westchnął pod nosem i skierował się w stronę okna, gdy przypomniało mu się, że porucznik posiada przecież psa, którego mógł zabrać na spacer.

Postanowił zajrzeć przez okno i sprawdzić, czy Sumo znajduje się w domu. Zerknął przez pierwsze po lewej stronie, tam jednak można było dostrzec jedynie mały, zabałaganiony pokój z nieposłanym łóżkiem. Connor poszedł więc dalej, decydując się na zbadanie widoku z kolejnego okna.

Jego dioda rzuciła czerwoną poświatę na drewnianą framugę, kiedy ujrzał w kuchni leżącego na podłodze Hanka.

- Poruczniku! - krzyknął i zapukał w szybę, co zwróciło uwagę tylko wielkiego, biało-brązowego bernardyna. Przeliczył siłę, jakiej potrzeba do zbicia szkła i w jednej chwili wykonał szybki ruch łokciem, posyłając fragmenty potłuczonego okna na podłogę. - Poruczniku Anderson!

Gdy skoczył przez okno, upadając z hukiem na pokrytą ostrymi kawałkami podłogę, Sumo zerwał się ze swojego posłania i warknął na niego ostrzegawczo.

- Spokojnie, Sumo. - Connor rozłożył ręce, chcąc pokazać, że nic groźnego się w nich nie znajduje. Pies przekręcił głowę, jakby zdziwiony, że domniemany intruz zna jego imię. Podszedł, by go obwąchać, a chłopak stał w bezruchu, czekając aż zwierzę dokończy inwestygację. Sumo już po chwili odszedł od niego, stwierdziwszy najwyraźniej, że zapach androida jest dla niego kompletnie nieinteresujący.

Connor z ulgą odprowadził go wzrokiem, po czym szybko podniósł się z potłuczonego szkła i podszedł do leżącego na ziemi Hanka.

- Poruczniku, słyszy mnie pan? - Potrząsnął nim, mimowolnie obawiając się najgorszego. Policjant nie zareagował, Connor jednak usłyszał jego świszczący oddech i poczuł naprawdę nieprzyjemny, silny odór alkoholu, co pozwoliło mu wywnioskować, że na szczęście żyje. Szybko obejrzał jego ciało w poszukiwaniu obrażeń, nie dostrzegł jednak niczego poza niewielkim zadrapaniem na przedramieniu. Przeanalizował pracę serca Andersona i stwierdził nieznaczną arytmię. Jego uwagę szybko zwróciła pusta butelka szkockiej whisky i pistolet leżący tuż obok otwartej dłoni mężczyzny.

- Poruczniku, proszę wstać! - powiedział wyraźnie i pchnął go, zmuszając do położenia się na plecach. Poklepał delikatnie po policzku, aż Hank burknął pod nosem parę niemożliwych do rozszyfrowania liter i poszedł dalej spać. - Proszę się obudzić!

Connor uderzył go z całej siły po twarzy, na co ten wykrzywił usta w wyrazie bólu.

- To ja, Connor - zakomunikował głośno, przybliżając do niego twarz.

Hank spojrzał na niego nieprzytomnie i zmarszczył brwi, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom.

- Co ty, kurwa, tu robisz?! - wybełkotał niewyraźnie, gdy Connor rozpoczął próby podniesienia go za podłogi. - Wypierdalaj, kurwa, z mojego domu!

- Muszę przekazać panu parę ważnych wniosków, które udało mi się ustalić po wizycie u właściciela baru - oznajmił Connor i przerzucił rękę porucznika przez swoje ramiona. Ten tylko ryknął ociężale, brutalnie zmuszony do nagłego podniesienia się z podłogi. Świat zawirował mu przed oczami i gdyby nie stabilna postawa androida, zapewne upadłby z hukiem z powrotem na brudne kafelki.

Nie jestem defektem |Connor & Hank|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz