- ELOISE SILVERSTON! TY MAŁA CHOLERO OTWIERAJ, ZANIM WEJDZIEMY OKNEM!! - punktualnie o 12 Kit-kat zaczęła dobijać się do moich drzwi. Jęknęłam, otwierając je magią, po czym zwinęłam się głębiej w moje ciepłe, wygodne łóżko.
- Mój Boże to jest szczyt degeneracji. - za brunetką weszła blondynka z całym arsenałem kosmetyków. Usłyszałam stukot jej szpilek, zanim odsłoniła moje zasłony. Syknęłam, udając wampira i owinęłam się kołdrą w kokon. - Wstawaj! Obiecałaś, że z nami pójdziesz!
- Mówiłam, że się zastanowię, a w tej chwili moja odpowiedź brzmi: NIE! - nagle zaatakowały mnie w najbardziej czuły punkt - zaczęły mi wyrywać kołdrę. Krzyczałam w proteście, siłując się z wampirzycami. - LIAM! - krzyknęłam, widząc brata u progu mojego pokoju. - Pomocy! - blondyn wzruszył ramionami i przyłączył się do dwójki kobiet.
Byłam osamotniona w walce o swoją jedyną miłość, bezpieczeństwo, azyl przed zabiegami kosmetycznymi i przed głupią imprezą, na którą nawet bym nie poszła, gdyby nie to, że lata 80 były moimi ulubionymi. Poddałam się, puszczając kołdrę i posyłając trójkę zdrajców na podłogę. Rebekah wylądowała jakimś cudem na Liam'ie, a Katherine z łoskotem spadła na twardą podłogę, przeklinając pod nosem.
- Naprawdę musimy iść? - spytałam się z najbardziej urzekającą miną, na jaką było mnie stać zaraz po przebudzeniu.
- Tak. A teraz się zbieraj. - powiedziała brunetka, podając mi rękę. - Mikaelson zejdź z tego biedaka. Sama widzisz, że ledwo cię dźwiga. - Liam fuknął urażony i wystawiając język brunetce, wyszedł z pokoju.
- Skończyłyście? Jeśli nie chcemy się spóźnić, musimy zacząć się szykować.
~•♤♤♤•~
*POV LIAM*
- Jak to odwołany?! Dlaczego? - usłyszałem rozczarowany głos blondynki. Podkradłem się do salonu, w którym trzy kobiety siedziały, w pełni przygotowane na potańcówkę, która jak widać, nie miała się odbyć. - Rozumiem. Dzięki Matt, może innym razem. Nic nie szkodzi, to nie twoja wina. Pa.
- Skąd ta smutna mina? - spytałem się pierwotnej wampirzycy.
- Nie słyszałeś geniuszu? Nigdzie nie idziemy. - odburknęła Katherine.
- Obudziłyście mnie na darmo. - narzekała moja siostra. - Hej Bekah, nie martw się. Będzie jeszcze wiele okazji, żeby gdzieś razem wyjść. - próbowała choć trochę podnieść ją na duchu.
- Myślę, że mogę jeszcze uratować waszą dzisiejszą zabawę.
- Niby jak? Załatwisz salę, muzykę i ludzi w godzinę?
- Wystarczy mi pół, piękna. - blondynka przewróciła na mnie oczami, uśmiechając się delikatnie. - Zaraz do was wracam.
Dokładnie pół godziny później wszystko było załatwione. Wróciłem do kobiet wraz z ich towarzyszami na ten wieczór.
- Elijah i Klaus zaoferowali się, że eskortują was na przyjęcie. - zwróciłem się do Katherine i mojej podirytowanej siostry. Sam widok blondyna działał na nią jak płachta na byka, a fakt, że został przeze mnie zaproszony, jeszcze bardziej ją rozzłościł.
- Liam nawet ktoś z ulicy byłby lepszy. - powiedziała, sceptycznie patrząc na swoją bratnią duszę.
- Wybacz kochanie, ale Kol jest dzisiaj zajęty. Obstawia parkingi przy barach. - parsknąłem ze śmiechu, dostając od Eloise ostrzegawcze spojrzenie. - Musi ci wystarczyć moje skromne towarzystwo. Przy okazji, wyglądasz zniewalająco kochanie.
YOU ARE READING
The champion || Niklaus Mikaelson
Fanfiction꧁꧂ - Możesz być pierwotnym, hybrydą, ale pamiętaj. Ja jestem niezniszczalna, więc lepiej zaakceptuj swój los i przestań mieszać w moich planach. Zaufaj mi, jestem silniejsza niż ta żałosna grupa z Mystic Falls. Nie chcesz ze mną walczyć. - Czy to w...