9. W rękach czasu

475 40 6
                                    

Zatrzymaliśmy się na tyłach sklepu "Strefa Wojny". Po parkingu i w okolicy kręciło się o wiele więcej osób, niż mogłabym się spodziewać, chociaż nie ma co się dziwić. Hawkins już nie pierwszy raz ogarnęła panika i tym razem ludzie wybrali sobie wspólnego wroga. Wcale nie byli to członkowie sekty, rada miasta, czy ruska inwazja. Padło na niczego winną garstkę nastolatków, grających w gry fantasy i ubierających się inaczej.

Wraz z Eddiem, Dustinem i Lucasem zostaliśmy w kamperze, podczas gdy reszta ruszyła do sklepu. Skoro mieliśmy chwilę wytchnienia, stwierdziłam, że ją wykorzystam.

- Podasz mi to? - zwróciłam się do czarnoskórego, nad którym znajdowało się coś w rodzaju półki.

Chłopak odwrócił się w stronę mebla, na który wskazywałam i szybko zrozumiał, o co go proszę. Bez słowa podał mi leżącą na nim paczkę papierosów i zapalniczkę. Wyglądały na tanie i raczej gorszej jakości, lecz nie miałam zamiaru wybrzydzać. Chciałam odreagować.

- To nie jest najlepszy pomysł. - zatrzymał mnie głos Munsona, gdy zbliżyłam się do wyjścia.

- Nie martw się, za sekundę wrócę. - zapewniłam go z cwaniackim uśmiechem. Wiedziałam, że sam był sfrustrowany i chciał do mnie dołączyć, ale to mogłoby skończyć się bardzo źle.

Wyskoczyłam z pojazdu, uprzednio upewniając się, czy w pobliżu nikogo nie ma. Jedyne co napotkałam, to kosz na śmieci i blaszaną ścianę budynku, dlatego bez najmniejszego stresu odpaliłam fajkę i zaciągnęłam się dymem. Tego mi było trzeba.

Robiłam powolne kroki w tę i z powrotem, nie za bardzo myśląc o czymkolwiek. Ciężko było mi zderzyć się faktem, że poniekąd w moich rękach leżał los mój, moich bliskich, jak i może całego pieprzonego świata. Padała na nas zbyt wielka odpowiedzialność, na którą nie mieliśmy czasu, ani możliwości się przygotować. Wiele razy przewinęło mi się przez myśl, aby rzucić to wszystko w cholerę. Nie byłam odważna ani nie potrafiłam walczyć. Szybko jednak przypominałam sobie, że to wszystko, to moja pokuta dla Chrissy. Pokuta za to, że okazałam się beznadziejną przyjaciółką, która nie zareagowała, kiedy jeszcze był na to czas. Być może, gdybym wcześniej połączyła kropki i pogadała z nią na poważnie, ten głupi potwór nawet by się nią nie zainteresował.

Przełknęłam ślinę, zwilżając palące gardło. Papieros w dłoni jedynie lekko się tlił, dlatego rzuciłam go na asfalt i przycisnęłam butem. Już miałam iść z powrotem do kampera, gdy z wielu głosów z przodu budynku, dotarł do mnie jeden konkretny. Wysłuchiwałam go niemal każdego dnia swojego życia, dlatego od razu wiedziałam, do kogo należał.

Kierowana jakimś głupim impulsem i ciekawością, skierowałam się w stronę parkingu przy głównym wejściu do sklepu. Ostrożnie wychyliłam się zza ceglanej ściany, upewniając się, czy to nie są jedynie moje zwidy. Wcale się nie myliłam.

Na miejscu parkingowym parę metrów dalej znajdował się czarny jeep mojego ojca. Rozpoznałabym to auto z kilometra. Często pożyczał je mojemu bratu, jeździliśmy nim do szkoły i w ogóle.

Przy drzwiach od strony pasażera stał Andy, który niezgrabnie próbował wgramolić się na siedzenie. Obok bagażnika znajdował się Jason we własnej osobie i pośpiesznie chował coś do bagażnika. Ubrany w jeansy i drużynową bluzę w kolorach szkoły. Nie wyglądał do końca normalnie, tak jak go zapamiętałam. Nawet z odległości biła od niego wściekłość i determinacja. Znałam tę postawę chłopaka na pamięć i nigdy nie wróżyła nic dobrego.

Już miałam pośpiesznie się oddalić, gdy niespodziewanie blondyn odwrócił się w moją stronę. Niczym w zwolnionym tempie zderzyliśmy się spojrzeniami. Jego tęczówki były lustrzanym odbiciem moich, błękitne i elektryzujące. Na sto procent mnie rozpoznał, bo przez jego twarz mignął cień niedowierzania. Wstrzymałam oddech, wyczuwając nadchodzące kłopoty.

Sorry I'm late, sweetheart | Eddie MunsonWhere stories live. Discover now