Rozdział 10

219 10 1
                                    

Myślał, unikając jakichkolwiek myśli. Wszystko, co robił, wykonywał według utartego schematu, rutynowo i automatycznie. Wstawał rano, ale nawet nie wyściubiał nosa z własnej komnaty i szedł spać. Standardowo mościł się pod łóżkiem, czasem zasypiał w łazience z butelką Ognistej w ręce. Gdyby nie skrzaty, zapewne nawet by nie jadł. Upór Fiołki i Grajdka był zdecydowanie nie do zniesienia. Ich upierdliwość przyprawiała go o ból głowy bardziej niż kac po wypitym wcześniej alkoholu.

Trwał w tym marazmie każdego dnia. Matka nie raz odwiedzała go w pokoju. Jednak wychodziła z niego szybciej niż się spodziewała. Próby dotarcia do niego spełzały na niczym.

- Draco, proszę. Nie możesz tak egzystować. Takie zachowanie nie przystoi komuś, kto zajmuje taką pozycję, jak ty. Synku, błagam, odezwij się do mnie. Jakoś to przepracujemy. Wszystko się ułoży. Przegadamy całą tę sytuację, ustalimy plan działania...

Jednak on uparcie milczał. Nie odzywał się ani do niej, ani do ojca. Chociaż z Lucjuszem żadnych interakcji nie było, więc w tym przypadku sytuacja była ułatwiona. Nie wiedział nawet, o czym miałby z nim rozmawiać. Wszystko, co chciał powiedzieć, wypowiedział przy ich ostatniej konfrontacji. Czy żałował wypowiedzianych wtedy słów? Ani trochę. Dalej podtrzymywał swoje stanowisko.

***

Euforia zagościła w szeregach Śmierciożerców. Czarny Pan zdobył mistyczną Czarną Różdżkę. Draco miał ochotę parsknąć śmiechem. Nigdy nie sądził, że Insygnia Śmierci z bajki dla małych czarodziejów naprawdę istnieją. Dreszcz przechodził po jego ciele za każdym razem, gdy po Malfoy Manor roznosił się dziki skowyt radości.

Draco się jednak nie cieszył. Draco się bał. Teraz jeszcze bardziej.

Od śmierci Dumbledore'a przestudiował wiele książek i rękopisów o wytwarzaniu różdżek. Ta dziwna fala mocy, jaka go nawiedziła - już wiedział, co to oznaczało. To on był Panem Czarnej Różdżki - najpotężniejszego atrybutu w świecie magii. A przynajmniej do czasu kiedy Złote Trio nie uciekło z Dworu. Wtedy też ataki mocy osłabły. Domyślił się, o co chodziło. Potter go rozbroił. Tak samo, jak blondyn rozbroił niegdyś zmarłego dyrektora Hogwartu. Teraz to on był właścicielem jednego z Insygniów. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że Voldemort w swoim szale pięcia się na szczyt i ścigania Chłopca, Który Przeżył, nie posiadał szczegółowej wiedzy o różdżkach. Zresztą, nawet gdyby chciał się czegoś dowiedzieć, to nie miał skąd. Ollivander zbiegł razem z uciekinierami i Zakon zapewne zadbał o to, by pozostał w ukryciu.

Śmierciożercy wraz ze swoim guru na powrót rozgościli się we Dworze. Znów słychać było pijackie zabawy, jęki torturowanych, płacz gwałconych. Draco nadal nie opuszczał komnat. Jednego razu Grajdek powiedział mu przy obiedzie, że Narcyza rozpuściła informacje, jakoby jej syn przechodził obecnie Smoczą Ospę. No tak, żaden z tych wynaturzonych kreatur nie chciałby teraz złapać tego świństwa. Wszyscy oczekiwali na moment, kiedy Potter i jego świta popełnią błąd, a to oznaczałoby rozpoczęcie się ostatniego starcia.

Ale Harry miał głowę na karku. Albo raczej Hermiona.

Niespodziewane odwiedziny Teo były dla niego szokiem.

- Ojciec chciał przyjść sam, ale twoja matka mu nie pozwoliła. Chciał przeprowadzić na tobie badania. Stworzyć jakąś truciznę na bazie Smoczej Ospy, żeby móc potem testować ją na mugolakach. Wysłał mnie, licząc, że się zarażę. - młody Nott uśmiechnął się pod nosem - Ale jak widać, raczej mi to nie grozi.

Brunet przesiadywał u niego od tygodnia. Przez kilka godzin dziennie pieprzył o różnych rzeczach, byleby tylko nawiązać z nim jakiś kontakt. On jednak dalej uparcie milczał. Teo był jednak wytrwały. I tak młody dziedzic doskonale wiedział, co dzieje się u Parkinsonów, jak żyje się Zabiniemu i Biannichim. Dowiedział się również, że stary Greengrass staje na głowie, by dobrze wydać swoje córki za mąż. Obeszła go także wiadomość, iż to właśnie między innymi z Lucjuszem próbuje zawiązać ów pakt. On i Astoria - dobre sobie. Zdecydowanie miał to gdzieś. Nie interesowało go zupełnie nic. Nie ważne czy chodziło o poczynania Śmierciożerców, czy o to, co działo się wśród arystokracji. Był w takim nastroju, że nawet wydarzenia w Hogwarcie nie były w stanie przykuć jego uwagi, choćby na chwilę. Chociaż akurat tam podobno działo się dość sporo.

Historia Przeciwności LosuDonde viven las historias. Descúbrelo ahora