Rozdział 1

494 28 30
                                    

Patrzył przez okno pociągu na ludzi kotłujących się na peronie. Bawiła go ich zwykłość, normalność. On taki nie był. W jego żyłach płynęła krew dwóch znamienitych rodów, co z góry zapewniało mu w czarodziejskim społeczeństwie wysoką pozycję. Od małego uczono go, że jest lepszy od wielu innych. A przynajmniej ojciec mu to wpajał. Matka, choć przeważnie nie oponowała przeciw ojcowskiemu wychowywaniu, starała się mimo wszystko przekazywać większe wartości. Z większym bądź z reguły mniejszym skutkiem.

Teraz siedział na kanapie w wagonie, gdzie przeważała grupa pierwszoroczniaków. Miał uczęszczać początkowo do Durmstrangu, jednak finalnie ojciec postanowił posłać go do Hogwartu. Cieszył się. Tu na pewno będą jakieś znajome twarze. Na przykład taki Nott albo Zabini albo Parkinson. Czy chociażby Crabbe lub Goyle. Ooo tak... Tych dwóch na pewno będzie zanim łazić. W końcu był Malfoyem - dobrze trzymać się blisko niego wg takich jak oni.

Na peronie zaczęło pozostawać coraz więcej dorosłych. Spojrzał na zegar wiszący przy jednym z gzymsów. Jeszcze tylko 15 minut zostało do odjazdu. Sprawdził czy dobrze zabezpieczył walizki. Nie chciał żeby przypadkiem coś się zniszczyło. Akurat gdy kończył rozległ się odgłos rozsuwanych drzwi a w przedziale pojawiły się dwie ciemne czupryny jego... Kolegów? Sam nie wiedział jak ich nazwać. Na pewno byli mu bliscy, znali się praktycznie od małego. Jednak jego ojciec nie pochwalał przyjaźni. Towarzysze, współpracownicy, elementy potrzebne do osiągnięcia celu...

~~~

- No nie patrz tak na mnie. Dziadek taki właśnie był. - spojrzał w oczy syna, wpatrujące się w niego z ciekawością. - Tatuś zresztą w dużej mierze też...

~~~

- Te, Malfoy. A ty co? Nie łaska siedzieć z kumplami? ‐ tak, Blaise'a na pewno mógł nazwać kumplem. Łączyła ich przyjaźń, o której nie mówili na głos przy dorosłych. Doskonale wiedzieli jakie zdanie miał w tym temacie Lucjusz.

- No coś ty, Zabb. Po prostu tłok jak nie wiadomo co. Pewno znów jacyś mugole... - poczuł szarpnięcie. A więc ruszyli.

Podróż mijała im na żartach i planowaniu uprzykrzanie życia innym. Chcieli zawojować szkołę, pokazać wszystkim brudno magicznym, gdzie jest ich miejsce. Wspominali także minione wakacje. Theo Nott opowiadał o podróżach jego ojca po Europie kontynentalnej, w których mu towarzyszył. Zachwycał się pięknymi krajobrazami Włoch, winnicami Francji, czy urokliwymi plażami Chorwacji. Pansy zaś skupiła się w swoich historiach na wycieczkach z matką po świecie mody. Draco od kiedy tylko znał panie Parkinson, kojarzył ich zamiłowanie do własnego wyglądu. Jego matka również zawsze wyglądała nieskazitelnie, odpowiednio do swojej pozycji dziedziczki Blacków oraz żony Lucjusza Malfoya. Nigdy jednak nie zauważył, by jakoś przesadnie trwoniła czas na bieganie po butikach czy magicznych domach mody.

Zaczął obserwować ciemnoskórego. Zawsze rozgadany Zabini tego dnia był wyjątkowo cicho. Domyślał się zresztą powodu. Podczas, gdy oni zachwycali się rodzinnymi wakacjami, Blaise zmuszony był do siedzeniami w domu z nowym partnerem jego matki. Pani Zabini była wyjątkowo kochliwą kobietą. A może po prostu potrzebowała w swoim życiu ciągle poczucia męskiego towarzystwa.

Za sobą miała już kilka ślubów i żadnego rozwodu. Krąży przez to plotka, że każdego ze swoich mężów musiała w tajemniczych okolicznościach uśmiercać, ponieważ wszyscy kończyli w ten sam sposób. Biedacy umierali z powodu dziwnych schorzeń, pozostawiając po sobie fortunę. Wszystko oczywiście zapisywane było tej cudownej kobiecie, wychowującej samotnie syna. Nikt jednak niczego nie był w stanie jej udowodnić, a i urzędnicy Ministerstwa Magii nie kwapili się do szerszego rozeznania w sprawie. Tak więc, gdy tylko "nowy" nabytek matki Blaise'a umierał, ona już miała na widoku nowego mężczyznę.

Historia Przeciwności LosuWhere stories live. Discover now