Prolog

743 32 38
                                    

- Ćśśś... proszę przestań płakać... Dlaczego? Proszę... Nie! Scor, błagam Cię... - próbował wielu rzeczy, zagrań czy tonacji głosu. Gdzieś kiedyś czytał, że jeśli dziecko płacze to trzeba krzyczeć głośniej, aby się uspokoiło. Tylko jakiś durny mugol mógł wpaść na tak idiotyczny pomysł.

Trzymał 3-miesięcznego synka na rękach, krążąc po pokoju od ściany do ściany. To już chyba piąta albo szósta noc z rzędu. Nie pamiętał. Przestał liczyć. Zagubił gdzieś swoją pewność czy zdolność myślenia. Ta mała istota potrafiła wyssać z niego wszelką energię czy choćby chęć życia. Jednak każdej nocy, po długich bataliach w końcu przychodził upragniony spokój. Blondwłosy niemowlak, tak bardzo podobny do swojego ojca, usypiał. Najprawdopodobniej bardziej ze zmęczenia niż z rodzicielskich zdolności Draco. A te od narodzin malucha były wystawiane każdego dnia na ciężkie próby. Nigdy nie sądził, że mimo tego, co go spotkało w życiu, tak łatwo odnajdzie się w roli rodzica. Na samo wspomnienie przykładu Lucjusza przechodził go dreszcz. Jednakże pomimo ciężkiej szkoły, jaką zaserwował mu senior rodu w przeszłości, był wdzięczny.  Wszystkie te przeżycia ukształtowały go na tego kim jest teraz. Co więcej, gdyby nie ścieżki obrane przez jego rodzinę zapewne nie trzymał by teraz w ramionach jego najwspanialszego cudu. Bo tym mały Scorpius był - cudem, o który Draco walczył każdego dnia. Nawet teraz, kiedy zdawało by się, że wszystko jest już w porządku, codziennie stawia czoło uprzedzeniom i udowadnia każdemu jakim jest wspaniałym i odpowiedzialnym ojcem.

Na tym polu walki nie był sam. U jego boku od zawsze stała Narcyza, wspierając każdą jego decyzję. Wojna odcisnęła na nich wszystkich piętno. Nauka płynąca z późniejszych wydarzeń, choć bardzo bolesna, nie poszła w las, a szanse na poprawę i zmianę wizerunku oraz postępowania wykorzystywali w nadmiarze. Wraz z mężem starali się naprawić zło, które wyrządzili. Nie wielu wierzyło w tę przemianę. Niektórzy otwarcie twierdzili, że miejsce całej rodziny jest w Azkabanie albo przynajmniej w miejscu odosobnienia, gdzieś z dala magicznego świata. Jednak mieli po swojej stronie przyjaciół ich syna, którzy również stawali się ich przyjaciółmi. Wdzięczni za każde dobro, wsparcie okazane Draco, dawali z siebie tyle samo albo i więcej, dziękując każdemu za obecność w życiu ich jedynego syna, a później i wnuka. Najbardziej doceniali w tym wszystkim Harry'ego. Gdyby nie jego wstawiennictwo nie byli by w tym samym miejscu. Najprawdopodobniej nie było by też z nimi ich wnuka. Oni również czynnie brali udział w tej bitwie razem z Draconem. Ale Harry nie był jedynym bohaterem tej historii.

Hermiona niczym lwica walczyła o blondyna i jego matkę. W okresie procesów przed Wizengamotem odważnie stawiała czoło niepochlebnym artykułom czarodziejskich gazet, poddawała się wszelkim badaniom w celu  wykrycia klątw czy eliksirów manipulacyjnych, zażywała Veritaserum podczas przesłuchań. Wszystko po to, by udowodnić prawdziwość i czystość swoich intencji. Walczyła o każdego - Blaise'a, Pansy, Teo. Nawet o Lucjusza, co było dla niego niezrozumiałe.

Zawsze, gdy pytał o powód tej obrony, odpowiadała z uśmiechem, że tak trzeba, że to słuszne i właściwe. Że gdyby ktoś postawił ją i jej najbliższych w takich okolicznościach, w jakich przyszło im żyć przez większość życia niewykluczone, iż podjęłaby zapewne podobne decyzje do ich. Poświęciła by się dla tych, których kocha, tak jak Narcyza poświęciła się, by Draco i jej mąż byli bezpieczni. Tak jak Draco, który pozbawiony dzieciństwa zmuszony został do szybkiego dorośnięcia i podejmowania decyzji, od których zależało czy jego rodzice i on sam wciąż będą żyć. Tak jak Lucjusz, który przywdział maskę osoby, jaką spodziewano się, że będzie. Maskę wykreowaną przez jego rodziców, towarzystwo szkolne, a później otoczenie, stwarzające duże zagrożenie dla bezpieczeństwa jego rodziny.

Podczas każdej wizytacji w więzieniu na wyspie przepraszała go ze łzami w oczach, że nie udało jej się mu pomóc.  Wtedy to on uśmiechał się do niej, zapewniając ją o swojej dozgonnej wdzięczności za uratowanie jego żony i syna. Bo to właśnie zrobiła. Również jego uratowała. 15 lat w Azkabanie to naprawdę było niewiele w porównaniu do ilości zarzutów skierowanych w jego osobę. Nie zasłużył na to, zwłaszcza za to w jaki sposób rodzina Malfoyów skrzywdziła Granger i Harry'ego oraz osoby im bliskie. I to zawsze jej powtarzał na koniec każdej jej wizyty - przeprosiny za przeszłość wraz z podziękowaniami za towarzystwo i nowe książki. Jego syn miał szczęście, że pomimo tych wszystkich wydarzeń ona obdarzyła go uczuciem silniejszym niż żywione urazy i uprzedzenia.

Ale wracając do tematu...

Dzisiejsza noc była inna. Wszystko Scorpiusa drażniło. Kopał, drapał, ale przede wszystkim krzyczał, patrząc na starszego blondyna zapłakanymi oczami. To te oczy ujmowały każdego, chwytały za serce i nie puszczały. Nawet Potter stwierdził, że co jak co, ale przez te błękitne oczęta cała jego Malfoyowatość gdzieś ginęła. Nie tylko Wybraniec miękł. Ginny nie potrafiła skupić się na najprostszych rzeczach kiedy młody wlepiał w nią wzrok. Harry śmiał się nawet, że ich pierworodny James nie miał czy też nie ma na nią takiego wpływu. Blaise żartował wtedy, że to pewnie przez te francuskie geny Malfoya. Że pewnie gdzieś po drodze napatoczyła się jakaś wila i to dlatego młodziak skupia na sobie całą uwagę innych. Draco zaś był im wszystkim wdzięczny za każdy dzień jaki spędzali z ich dwójką.

Tej nocy niestety był sam na polu bitwy. Nie miał pomysłu jak nakłonić latorośl do snu. Przypomniał sobie jak Hermiona wielokrotnie wspominała, jak rodzice opowiadali jej bajki na dobranoc i jak słuchała wtedy z wielkimi zaciekawionymi oczami. Również jego matka nie szczędziła wspomnień, jak to mały dziedzic dawał w kość rodzicom i tylko długie opowieści snute przez jej wyobraźnię sprawiały, że zamykał powieki pogrążony we śnie. Może by jednak spróbować? Co mu przecież szkodzi? Nawet jeśli się zbłaźni są sami. Nikt nie patrzy, nikt nie słucha. Sami. Od tak dawna. No nic. To nie może być takie straszne. Tylko co by mu tu opowiedzieć? Hermiona na pewno znała milion historii. Albo pewnie doskonale by wiedziała, po którą książkę sięgnąć. Gdyby... Gdyby tylko tu była... Cóż, czas wziąć się w garść - jest tu mały Malfoy do uśpienia.

- Dawno, dawno temu, pewien tleniony i rozpieszczony gamoń poznał bardzo śliczną i mądrą... nie, Twoja mama nie była księżniczką. Wtedy to ona raczej była wrzodem. - mały Scorpius uspokoił się chwilowo, kwiląc cichutko pod nosem i patrząc z zaciekawieniem w oczy swojego tatusia - No dobrze, nie była tak do końca wrzodem. Przynajmniej nie wtedy. Tamtego dnia, właściwie to tamtego południa Twoja mamusia Scor była chyba najśliczniejszą małą dziewczynką z pośród wszystkich innych. I tatuś już wtedy wiedział, że jest wyjątkowa. Nawet ciocia Pansy się nabija z tatusia, że gdyby nie pewne... hm... jakby to... brakuje tacie słów... no w każdym razie gdyby nie pewne przeciwności losu... Tak! Przeciwności losu! To pasuje tu idealnie. - uśmiechnął się do syna, który wciąż z ciekawością chłonął każde jego słowo. Postanowił kontynuować opowieść w bujanym fotelu, który tak upodobała sobie Hermiona. - No i że gdyby nie te przeciwności losu to może byłbyś na tym świecie już wcześniej. - zaśmiał się szczerze do malca, co ten odwzajemnił lekkim grymasem uśmiechopodobnym. Opowieść chyba działała. - Zatem zacznijmy jeszcze raz. Tata wsiadał właśnie do pociągu do Hogwartu, wiesz? To był pierwszy rok, pierwszy wyjazd. Wszystko pierwsze... No ok, nie wszystko. Było przy mnie wtedy paru twoich wujków mały. I ciocia Pansy. - malec zagaworzył wesoło - Tak! Ciocia Pansy! Lubimy ciocię Pansię, prawda szkrabku? Lubimy, lubimy. W każdym razie tatuś nie był sam wtedy pomimo, że babcia i dziadek zostali daleeeeeko w domku. A zaczęło się w sumie to tak...

♧♧♧

Także tego... cześć i czołem. Witam się z Wami ja. Co by tu jeszcze... od dłuższego czasu zastanawiałam się czy jest sens się uzewnętrzniać ‐ znaczy to co mam w głowie. I pod wpływem paru osób, czy to z dramionowego forum na FB czy tu na Wattpadzie stwierdziłam ,,raz hipogryfowi śmierć".  Nie wiem czy to tutaj powyższe się nadaje do czegokolwiek, ale Ephemeeral stwierdziła, że nie ma się co wstydzić więc publikuję. No... Także ten... przyjemnego życzę xD

Historia Przeciwności LosuWhere stories live. Discover now