Rozdział II ,,Klejnot Północy"

27 2 0
                                    

Sheri:



- Nie. - Stanowczy głos rozszedł się po sali wypełnionej doradcami możnowładcy Nowalii. U niektórych z tych staruchów młoda wojowniczka zauważyła krzywe uśmieszki. Głos należał do jej ojca, który teraz spoglądał na dziewczynę znad stołu zaścielonego mapami, a jego spojrzenie było zmęczone. Po raz kolejny tego dnia usłyszał od niej odmowę, a jego argumenty spotykały się jedynie ze sprzeciwem z jej strony.

- Imperator jest... - Zaczął inaczej tym razem. - Jest chory Sherillo. Jego dworzanie mówią o miesiącach, gdy jego choroba całkowicie go pochłonie, a jego następca zasiądzie na tronie.

Kilka mężczyzn z rady poruszyło się na krzesłach, byli zniecierpliwieni, co wyczytać można było z ich twarzy. Byli dla Sheri jak otwarta księga. Dziewczyna w sekrecie brzydziła się ich chęcią wzbogacenia się jej kosztem. Bo o to właśnie chodziło od początku tej rozmowy.

- Ten sojusz pomógłby Nowalii, Sherillo. - Słowa możnowładcy sprawiły, że sama zaczęła, nerwowo się poruszać na swoim krześle, przekręcając po raz kolejny oczami.

Zdawała sobie sprawę, że jako kapitan jednej z jednostek, nie przystoi jej takie zachowanie. Jednakże, mówili tu o wydaniu jej za mąż. Odmawiała już niezliczoną ilość razy, w trakcie ich posiedzenia. Dziewczyna nie nadawała się na żonę, nie mieściło jej się w głowie chodzenie w sukienkach, otoczona dwórkami, które nie opuszczały by jej nawet jakby chciała iść się zesrać. Pieprzyć to. Nie mniej jednak nikt nie zamierzał słuchać co przywódczyni Klejnotów Północy miała do powiedzenia. Jasne, nie wyobrażała sobie siebie w roli potulnej żonki, zdolnej tylko do rodzenia dzieci z zakazem mieszania się w polityczne sprawy. Zdecydowanie nie była typem osoby, która nie miała swojego zdania. Gdy Sherilla coś nie pasowała, to mówiła to. Jej ojciec powinien zresztą wiedzieć, że skoro zgodził się by wyrosła na wojownika, nagle nie zmieni się w księżniczkę. Miała również prywatny powód by odmówić temu szalonemu pomysłowi. Tego nie musieli wiedzieć jednak, więc pieprzyć ich.

Nie mogli złamać jej ducha, który został dawno temu zahartowany, gdy porzucili ją na wyspie, gdzie musiała razem z garstką innych dzieci przeżyć. Nie ugnie się tak łatwo przed mężczyznami, którzy mieli mniejsze jaja niż ona. Natomiast jeśli to by imperator we własnej osobie wydał rozkaz zamążpójścia, nie mogłaby mu się sprzeciwić. Tak więc póki należała do niej ta decyzja, nie miała zamiaru się zgadzać. Wolałaby znosić po raz kolejny rok tortur, który odbywał każdy z wojowników niż ugiąć się przed zgrają, nadętych bufonów służącym jej ojcu.

- Nie. - Oznajmiła, prostując się w krześle, przybierając tym samym obronną postawę. Jednak kolejna odmowa dziewczyny, przechyliła szalę cierpliwości jej ojca, który uderzył dłonią w stół powodując, że radni podskoczyli na własnych krzesłach.

- Dość tego! - Wrzasnął, przez co Sherilla wbrew sobie skuliła się w krześle. Ojciec nigdy nie podnosił głosu. - Pojedziesz do stolicy i zrobisz dokładnie to co ci karzę!

Odwróciła od niego wzrok. Nie była w stanie patrzeć na mężczyznę, który odbierał jej prawo do decydowania o własnym życiu.

- Nie zgadzam się na ten ślub, mogę być bronią, ale nigdy nie zostanę księżniczką, której wolno jedynie trzymać nóż do krojenia mięsa. - Odwarknęła, a jej dłoń zacisnęła się na przypasanym do biodra mieczu. Słyszała jak kilka staruchów zapowietrzyło się. Nigdy nie zachowywała się tak w ich towarzystwie. Podważała decyzje ojca, tuż przed nosem jego rady. Jednak nie mogła zostawić swojego życia w ich łapach. Kobiety w Imperium Solaris były nikim. Nie mogły dzierżyć broni, odzywać się nieproszone, nie miały praw, a potrzebne były jedynie jako klacze rozpłodowe, by rodzić więcej dzieci. Wzdrygnęła się, czując kwas w ustach, właśnie to chcieli jej ofiarować, po tym jak została kapitanem Klejnotów Północy.

Dźwięki Ziemi OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz