🎹 Rozdział 3 🎹

62 13 3
                                    

Każdy gość pojawiający się w operze nie może wyjść z zachwytu. Najpierw osoba ta jest zafascynowana architekturą, ze względu na bogate zdobnictwo ścian i sufitów. Złote i duże zdobienia znajdowały się na każdym milimetrze powierzchni, o które dbali pracownicy, którzy również odbierali dech w piersiach.

Kobiety zawsze ubrane w ołówkowe spódnice i kolorowe żakiety, odpowiednio dobrane przez dyrektora opery, zza których wystawała idealnie wyprasowane apaszka. Mężczyźni z kolei ubrani byli w czarne garniturowe spodnie oraz tego samego koloru marynarki z czarnymi muszlami. Białe koszule zdobiły złote lub srebrne spinki, które błyszczały tak samo jak czarne półbuty lub lakierowane baleriny.

Ludzie wchodzący tutaj próbowali im dorównać. Ubierali drogie suknie i garnitury, płaszcze, futra… Kiedy przechodzili przez główny korytarz można by pomyśleć, że ci ludzie zaraz wystąpią w pokazie mody. A ich rozmowy nie tyczyły się dzisiejszego programu, ale kolejności w wchodzeniu na wybieg.

Jednak przechodząc przez ogromne drzwi, nie szli za kulisy. Siadali na widowni, zajmując miejsca zarezerwowane z ponad miesięcznym wyprzedzeniem. Im bliżej udało im się znaleźć sceny tym większą dumę czuli. To im udało zająć najlepsze miejsca i to oni będą mogli podziwiać muzyków z bliska.

A było co oglądać. Bowiem artyści nie byli jedynie utalentowani, ale i piękni. W każdym tego słowa znaczeniu. Od samego pojawienia się na scenie przyciągają uwagę swoją postawą, uśmiechem i niezwykłą grą. Goście wychylają się ze swoich foteli, aby móc jeszcze bardziej przyjrzeć się wspaniałym muzykom i ich sztuce.

W tym czasie występujący na scenie nie widzieli nic poza niesamowitą aurą chwili. Publika dla nich nie istniała, a oni czuli się jakby byli sami na scenie. Nie ważne czy grał sam czy w orkiestrze. Nie miało to znaczenia. Każdy znał już każdą nutę na pamięć i jedyne na czym się skupia to na tym wspaniałym uczuciu. Chcieli aby ta chwila trwała wiecznie, a ich występ nigdy się nie kończył. Choćby mieli za raz umrzeć, byliby najszczęśliwsi, ponieważ robili to co kochali. Muzyka to była ich jedyna prawdziwą miłość.

Takie samo podejście miał Yoongi, który wszedł na scenę i ukłonił się publiczności. Wiedział, że ona i tak za chwilę zniknie, a on zostanie sam na sam ze swoją miłością. Usiadł przed pianinem, które jak zawsze było wyczyszczone tak dokładnie, że światło lampy odbijało się od całego instrumentu. Mężczyzna ułożył palce na odpowiednich klawiszach i wziął głęboki wdech. Przymknął oczy i wraz z wydychanym powietrzem rozpoczął grę. Przed nim znajdowały się nuty, ale z nich nie korzystał.

Sam stworzył tę melodię, więc nie potrzebował niczego, aby ją zagrać. Przez miesiące udoskonalał ją i dopieszczał, aby ludzie słuchający jej czuli jak przenoszą się do swoich ukochanych miejsc. Nie ważne czy to były góry, morze czy domowe zacisze. Yoongi chciał, aby ludzie byli tam gdzie chcą, kiedy słuchają jego utworu. Chciał, aby melodia poprowadziła ich miejsca, gdzie chcieli teraz być.

Miał nadzieję, że udało mu się to osiągnąć. W jego przypadku się to sprawdzało. Już od pierwszych dźwięków przenosił się do Daegu. Do ogromnej opery się tam znajdującej; do miejsca, gdzie rozpoczęła się jego miłości do pianina i rozpoczęła kariera muzyka. Widział ludzi znajdujących się tam. Swoich przyjaciół, mentorów i dyrektora, który zawsze klaskał najgłośniej, kiedy udało mu się zagrać najprostszą melodię po tym, jak już wszyscy goście wyszli.

To ci ludzie pozwolili mu znaleźć się w tym miejscu, w którym był. Nie zapomniał o nich nawet teraz, kiedy udało mu się dostać do opery w Wiedniu. Po każdym występie, kiedy schodził ze sceny, szedł na balkon i patrzył w niebo. Dziękował swoim przyjaciołom i rodzicom, pozwalając aby wiatr zabrał do nich jego wyrazy wdzięczności.

Piano |TaeGi|Where stories live. Discover now