Zastukała kołatką w drzwi i czekała, czując za plecami pocieszającą obecność siostry i przyjaciółki. Dzięki nim czuła się znacznie pewniej i wiedziała, że przejdzie przez tę rozmowę z łatwością.

Drzwi po chwili otworzył im wysoki, szczupły kamerdyner. Był całkiem przystojny z czupryną rudych włosów i zielonymi oczami. Przyjrzał się im z powagą, a one chętnie patrzyły na jego przyjemną aparycję.

– Czy hrabina Devon jest w domu? – zapytała Victoria, która nie była pewna, czy ton, w którym odezwała się do mężczyzny, nie był zbyt arogancki.

– Tak – odpowiedział z wyraźnym wahaniem.

– Powiedz jej, że księżna Grafton chce się z nią widzieć – odpowiedziała, czując, że lekko przesadziła, ale kamerdyner wpuścił je do środka bez słowa i zostawił je w hallu same.

Nie było tu nic niezwykłego, ot schody przy samej ścianie, bez fantazyjnych zdobień. Wszystko jednak pasowało do siebie i uzupełniało, dlatego nie mogła nie docenić gustu, jakim mogła pochwalić się ta piekielnica Devon.

Victoria dostrzegła ją, nim ta odezwała się ze szczytu schodów.

– Księżna Grafton, cóż za niespodziewana wizyta. Ach, i panna Woodland i panna Morton.

– Owszem – odpowiedziała butnie Victoria i wysunęła się do przodu.

Hrabina spojrzała na nią spod uniesionych brwi, ale nic nie powiedziała, jednak jej rozbawiony wzrok sprawił, że dziewczyna zagryzła wargi. Musiała się powstrzymać przed powiedzeniem czegoś, czego później mogłaby żałować.

– W takim razie zapraszam do salonu.

Hrabina drobną dłonią wskazała rzeczone miejsce, po drodze poprosiła kamerdynera o przyniesienie herbaty i poczęstunku, ale Victoria uznała, że prędzej wolałaby się napić trucizny. Nie chciała nic brać od tej kobiety, im szybciej zakończa tę rozmowę, tym lepiej dla niej.

Salon był dość okazały, w złoto-niebieskich kolorach, ze sporymi i wygodnymi meblami ładnie komponującymi się z otoczeniem. Usiadły na szerokim szezlongu i wpatrywały się w przepiękny obraz ich gospodyni wiszący tuż nad kominkiem.

Tory widziała, że hrabina ma całkiem wysokie mniemanie o sobie, ponieważ artysta przedstawił ją niemal w królewskiej pozie: złota suknia i widocznie drogie klejnoty mrugały do niej prześmiewczo.

Diana uśmiechała się do nich, jakby była pewna tego, że ich rozmowa zakończy się na jej korzyść, ale Victoria była zbyt zdeterminowana, żeby się poddać.

– Chciałabym, żebyś zostawiła mojego męża w spokoju. Wiem, że byliście razem ostatnio na balu, dlatego żądam, żebyś przestała go uwodzić. – Przez chwilę wydawało jej się, że brzmiała wystarczająco władczo i poważnie, lecz po chwili musiała zmienić zdanie.

Diana patrzyła na nią ciszy z poważnym wyrazem twarzy, a potem roześmiała się pięknym perlistym śmiechem.

– Żądasz? – zapytała, nie kryjąc rozbawienia.

Tory patrzyła na nią z rosnącą wściekłością i pogardą.

– Czy nie ma pani żadnego honoru? – odezwała się w końcu Whitney. Jej defensywny ton sprawił, że piekielna hrabina zwróciła na nią swe spojrzenie. Śmiech szybko jej przeszedł w ponurą minę, która zazwyczaj nie powinna gościć na twarzy damy.

– Ja nie mam honoru? Och, doprawdy. Co wy wiecie? Żyjecie w tych swoich wygodnych domach i narzekacie na nadopiekuńcze matki, a tak naprawdę nie macie o niczym pojęcia – syknęła kobieta. – Asher to mój wieloletni przyjaciel i nie pozwolę, by ktokolwiek próbował zabronić mi się z nim widywać.

Szczyt perfekcji (Blizny #1)✓Where stories live. Discover now