ODCINEK 2 | Prawda wypowiedziana w Porcie

21 0 0
                                    

  Kobieta odziana w szarą czapkę i niebieski płaszcz wyszła pół godziny wcześniej z domu, aby dotrzeć przed czasem do portu i poukładać sobie w głowie, jak ma wyjaśnić wszystko Viktorowi. Mały spał, więc miała gdzieś godzinę, góra dwie, spokoju.
  Usiadła na jednej z ławek i ustawiła wózek, tak aby jego buda była w stronę Viktora i by od razu nie zauważył dziecka w środku.
  Trzymała rękę w wózku, bo to w jakiś sposób ją uspokajało, próbowała sobie jakoś wszystko uporządkować, aby mężczyzna wiedział, na czym stoi, ale jej nie szło - w pewnym momencie podniosła wzrok i ujrzała go. Zmierzał w jej stronę.
   Był znów zmęczony po ciężkim dniu, w dodatku jak na złość po tej wczorajszej rozmowie spał jakieś 4 godziny, mimo iż wręcz umierał ze zmęczenia, jego głowa postanowiła go jednak napastować myślami - czego może chcieć od niego sama Królewna Śnieżka, zjawiająca się tak nagle i bez zapowiedzi w progu jego gabinetu. W progu jego życia. Samotnego życia.
  Przełknęła głośno ślinę, a jej mięśnie się momentalnie spięły.
  Teraz kompletnie nie wiedziała, jak ujmie w słowa to, co chce mu przekazać.
  - Mary Margaret. - skinął jej głową na powitanie i usiadł. Był lekko zdziwiony widokiem wózka, ale postanowił to zignorować.
  - Witaj, Viktorze. - zebrała w sobie ostatnie opary pewności siebie, która chwile temu uleciała z niej i uśmiechnęła się lekko do niego.
  Dopiero teraz zauważyła, że jego włosy mają intensywniejszy odcień blondu niż pamiętnej nocy w barze. W szpitalu, gdy umawiała się z nim na spotkanie, nie wychwyciła tego.
  - Nie chce cię pospieszać czy coś w tym stylu, ale o co chodzi? Po co chciałaś się spotkać? - przyglądał się jej zamyślonej twarzy.
  - No tak, przepraszam. - pokręciła lekko głową, aby całkowicie odrzucić od siebie zamyślenie.
  Przełknęła głośno ślinę i zacisnęła lekko zęby.
  - Nie wiem, od czego zacząć. - nerwowo się zaśmiała, spuściła głowę i zaczęła wpatrywać się w swoje jeansy.
  - Najlepiej chyba od początku - skwitował lekko już zirytowany.
  - Racja - westchnęła ciężko. - Pamiętasz wieczór, kiedy postawiłeś mi drinka?
  - Tak...- odpowiedział, mając nieco podejrzliwą minę, lecz ona nadal na niego nie patrzyła i nie wiedziała najzwyczajniej o tym.
  - No więc... Ja nie dawno urodziłam, jak z resztą wiesz... - nie wiedziała, jak to ująć. - David nie jest ojcem, tylko ty jesteś - dodała na jednym wdechu i dopiero po tym spojrzała na niego.
  Na jego twarzy malowało się ogromne zdziwienie, momentalnie wstał i odwrócił się tyłem do niej, założył ręce na kark i odchylił głowę do tyłu. Wciągnął zachłannie zimne powietrze.
  - Ja ojcem...- powtórzył, po czym się roześmiał i odwrócił w jej stronę. - To żart, prawda? - patrzył jej w oczy ze złością. Trzymał prawą dłoń na czole.
  - Nie...- szepnęła, po czym odchyliła budę, zsunęła ostrożnie kawałek czapeczki dziecku tak, aby go nie obudzić i ukazała jego blond włosy. Identyczne jak ojca.
  Zachęciła go dłonią do podejścia.
  - Zobacz - szepnęła, gdy ten nie ruszył się z miejsca.
  - Niby co?! - podniósł głos, zdenerwowany całą sytuacją.
  Mimo to podszedł. Miał szczęście, że nie obudził malca - dziecko tylko wynurzyło rączkę spod koca i ulokowało ją nad głową.
  Ujrzał jakby kopię koloru swych włosów, zaczął nieświadomie badać wzrokiem jego małą twarzyczkę.
  - Po mnie ma tylko kolor oczu, poza tym... jest twoją kopią - mówiła ściszonym głosem próbując powstrzymać cisnące się jej do oczu łzy.
  Myślała, że jakoś przygotuje się do tego spotkania, ale gdzieś w środku czuła, że do takich rzeczy w życiu nie da się nijak przygotować.
  Łzy zaczęły spływać po jej lekko zaróżowionych policzkach, spuściła głowę i zaczęła je ocierać obiema dłońmi.
  Whale oderwał wzrok od dziecka i spojrzał na kobietę.
  - Przepraszam - wydusił czując się winny jej łzą.
  Podniosła głowę i spojrzała na niego nadal lekko załzawionymi oczami.
  - Jeżeli chcesz możesz wykonać testy na ojcostwo.. - powiedziała lekko łamiącym się pod wagą ów słów głosem.
  - Na chwilę obecną nie mówię nie, ale widzę podobieństwo.. Nie wiem, jak bardzo musiałbym być ślepy, aby nie zauważyć podobieństwa pomiędzy nim a mną. - skwitował, przelotnie spojrzał na noworodka, po czym naciągnął mu czapeczkę i usiadł znów obok czarnowłosej.
  Kobieta zaś znowu naciągnęła budę.
  - David, wie, prawda? - spojrzał na nią, nadal będąc w szoku.
  - Wydaje mi się, że on zauważył prędzej podobieństwo niż ja sama... -powiedziała, wpatrując się w drewnianą podłogę portu.
  - A wie o naszym spotkaniu? - dopytywał.
  - Nie. - wyznała. - Po tym, gdy powiedział mi o swoich podejrzeniach.. O tym, że może to być twoje dziecko i gdy przyznałam mu racje, codziennie były kłótnie czasami o jakieś błahostki, ale zawsze w końcu sprowadzały się do tematu dziecka... i ciebie... I ja... po prostu chciałam uniknąć kolejnej..
  - Może to i dobrze, że nie wie. Nie widzi mi się znów, dostanie z pięści w twarz. - westchnął na to wspomnienie i odchylił lekko głowę do tyłu.
  - Uderzył cię?- zaskoczona spojrzała na niego.
  - Kiedy chciałem z nim porozmawiać, wtedy kiedy przeniosło was z Emmą do naszej krainy. Od razu na powitanie dostałem w twarz. W chwili, gdy spytałem, dlaczego w odpowiedzi usłyszałem, że za to, iż przespałem się z jego żoną. - wydął dolną wargę i kiwnął głową w lewo. - W sumie patrząc na konsekwencje, to pewnie mi się należało. - zaśmiał się - Ale nie chce wiedzieć, co by zrobił w tej chwili ze mną. - spojrzał na nią lekko rozbawiony, lecz jej nie było do śmiechu. Odwróciła wzrok i spojrzała na syna. Chłopiec powoli się budził.
  Kobieta delikatnie i ostrożnie wyjęła malca wraz z niebieskim kocykiem.
  Viktor od razu wyprostował się i lekko przysunął zaciekawiony. Malec otworzył szeroko oczy.
  Śnieżka podniosła wzrok i zauważyła zaciekawienie Viktora dzieckiem.
  - Może chciałbyś go potrzymać? - zaproponowała, a mężczyzna momentalnie zaszokowany na nią spojrzał, po czym ruchem głowy przytaknął.
  Ona ostrożnie mu go podała, on niepewnie i z pewną dozą strachu ujął chłopca.
  Oboje zacięcie wpatrywali się w siebie, zupełnie jakby pierwszy raz w życiu ujrzeli drugiego człowieka. Teraz mógł pierwszy raz zobaczyć jego oczy - rzeczywiście były zielone jak oczy jego matki.
  Whale w pewnym momencie postanowił poprawić jego kocyk i zostawił mimowolnie swoją dłoń na jego brzuszku. Po dłuższej chwili syn położył na jego dłoni swoją miniaturową, którą nadal miał wyciągniętą.
  Mężczyzna poczuł szczęście rozpływające się po całym jego ciele, chyba nigdy nie czuł się tak cudownie - nawet nie wiedział, kiedy a na jego twarzy zawitał uśmiech, dopiero po chwili dotarło do niego, jak zimna jest rączka dziecka.
  Spojrzał w stronę Mary Margaret.
  - Wiesz... Może pójdziemy do Baru Babci? Zaczyna się coś zimno robić.
  - W sumie to z chęcią. - jej kąciki ust lekko się uniosły.
  Wyciągnęła ręce, aby odebrać dziecko.
  - Mogę ja? - spytał nagle lekko speszony.
  - Oczywiście. - uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
  Mężczyzna ostrożnie wstał z noworodkiem i równie ostrożnie umiejscowił go w wózku. Kobieta schowała jego małe rączki pod kocykiem i szczelnie go okryła.
  - Możemy ruszać - zakomunikowała.
  Spojrzeli na siebie i ruszyli spokojnym krokiem do wyznaczonego celu.

Happy EndingWhere stories live. Discover now