Rozdział 5

11K 462 13
                                    

Dzisiejszego ranka obudził mnie drażniący dzwonek telefonu. Z zaspanymi oczami sięgnęłam po urządzenie, odbierając je automatycznie. "Hej, śpiochu. Wstawaj, idziemy pobiegać," powiedziała radosna Carol. Westchnęłam, otwierając oczy. "Proszę, daj mi jeszcze chwilę," błagałam, pragnąc zachować resztki ciepła łóżka. "Ruszaj swoim zgrabnym tyłkiem. Za 15 minut będę u ciebie," stwierdziła z determinacją, zanim zdążyłam się dopytać, i przerwała połączenie. Wpatrując się w sufit, zbierałam resztki sił, by wstać, i kierowałam się do łazienki. Po chwili orzeźwiającej wody na twarzy i związaniu włosów w luźny kucyk, szukałam swojego stroju sportowego. Wczesną porą, ubrana w obcisłe czarne legginsy i topem tym samym kolorze na długi rękaw, czułam się gotowa na poranny trening.

Usłyszałam dzwonek do drzwi otwierając, przywitałam się z przyjaciółką. "Myślałam, że będziesz potrzebowała siły zewnętrznej, żeby wstać z łóżka," zażartowała. Zamknęłam drzwi, mówiąc: "Wiesz, że lubię spać, a mimo to wciąż wyciągasz mnie na poranne bieganie," Burczałam cicho pod nosem, kiedy ruszałyśmy w stronę parku. Biegłyśmy powoli, czując zmęczenie, ale jednocześnie ciesząc się, że dałyśmy radę wyjść z domu. Zatrzymałyśmy się na chwilę przy ławce, by złapać oddech i napić się wody. "Widać, że robisz postępy," zauważyła Carol, a ja uśmiechnęłam się wdzięcznie za jej wsparcie.

Wtem Carol zaczęła zadawać pytania o moje relacje z Marcelem. Odwzajemniłam jej uścisk ramieniem, starając się skupić na teraźniejszości. "Pogodziliśmy się," odpowiedziałam z uśmiechem, starając się zachować spokój. "Znowu się pieprzyliśmy," dodałam, unikając szczegółów. Carol zaśmiała się, zaskoczona moją otwartością. "Skąd u ciebie taki język?" zapytała, a ja się lekko zarumieniłam. "Cóż, chciałabym powiedzieć, że było romantycznie, ale to by było kłamstwo," odparłam. "Zasługiwałaś na dobrą zabawę," dodała Carol z uśmiechem. "Został na noc?" zapytała, a ja poczułam nagle cień niepewności.

"Właśnie nie, ktoś do niego zadzwonił i nagle się ubrał. Pożegnał się ze mną i wyszedł," mówiłam, marszcząc brwi, ponieważ nurtowało mnie, co takiego mogło się wydarzyć. "Dziwne, ale może to było naprawdę coś ważnego," mówiła Carol, spoglądając za mną zdziwiona. Odwracam się, szukając wzrokiem tego, co mogła zobaczyć i widzę biegnącego Marcela z Alanem.

Zamieram na chwilę, wpatrując się w niego uważnie, gdy zbliża się do mnie z uśmiechem. "Hej, dziewczynko," mówi, całując mnie w policzek. Alan kiwa jedynie głową na przywitanie, całując Carolinę. "Co tu robisz?" pytam zaintrygowana. "Biegam, jak ty," stwierdza, lecz wiem, że jego dom jest całkiem daleko stąd, i to niestandardowe, że biega akurat tutaj. "Mieszkasz kawałek stąd," unoszę jedną brew, czekając na wyjaśnienia. "Mam mieszkanie niedaleko. Czasami tu śpię, jak mam więcej pracy," wyjaśnia, muskając moje biodro ręką. Kiwam głową, słuchając go, gdy Alan pyta: "Co powiecie na wspólne śniadanie?"

Carol entuzjastycznie zgodziła się, a Marcel wzruszył ramionami, czekając na moją reakcję. Przytaknęłam, podążając w ich ślad za Alanem i Marcelem. Po drodze Carol spojrzała na mnie z uśmiechem. "Podoba ci się," stwierdziła, patrząc mi prosto w oczy. "Chyba tak," szepnęłam, czując lekkie rumieńce na policzkach. Czułam, jak serce mi podskakuje z niepokoju i ekscytacji jednocześnie, nie wiedząc, co przyniesie to niespodziewane spotkanie z Marcelem.

Siadamy przy stoliku na tarasie restauracji, przyjemnie rozprostowując się na wygodnych krzesłach. Przeglądamy menu, a ja w końcu decyduję się na naleśniki i dużą kawę. Po złożeniu zamówienia, nasza uwaga znów skupia się na rozmowie.

"W ogóle zapomniałam ci powiedzieć. Za tydzień idę z Alanem na imprezę charytatywną, pójdziemy na zakupy?" pyta Carol, jej spojrzenie pełne nadziei. Z uśmiechem zgadzam się. "Pewnie, lubię każdą okazję do zakupów."

Jesteś moja W trakcie poprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz