"Chwile są ulotne..."

Start from the beginning
                                    

Usłyszałam ciche sapnięcie Brie, a później widziałam jedynie jak ta szybkim ruchem łapie Nicolasa za szczękę i odwraca jego głowę w swoją stronę.

Przewróciłam oczami, przypominając sobie, że przecież Brie Collins nienawidziła nie być w centrum uwagi. Im dłużej przebywałam teraz w jej towarzystwie tym szybciej dochodziłam do jednego, prostego wniosku.

Wcale nie żałowałam, że nasz kontakt urwał się szybciej niż zdążył się nawiązać. 

Kręcąc głową na boki, zajęłam w końcu wolne krzesło. 

Miętoliłam w dłoni serwetkę i co jakiś czas przeskakiwałam wzrokiem z dziewczyny na uśmiechniętego chłopaka, który mimo tego, że był wciągnięty w rozmowę z blondynką i tak ukradkiem spoglądał na moje miejsce.

Wraz z napływem kolejnej dawki irytacji i dziwnego ukłucia w sercu, przyszło coś jeszcze. Poczułam się w pewien sposób słaba. Nie mogłam zrozumieć tego, dlaczego akurat ten chłopak wywoływał we mnie tak różnorakie emocje i dlaczego serce było sprzeczne z rozumem. Nie mogłam pozwolić sobie na słabości. Musiałam być silna, tak jak obiecałam to sobie jakiś czas temu. Niestety Nicolas był właśnie taką słabością. On, jego czarne oczy, które skrywały wachlarz emocji i tajemnic oraz zabójczy, ale półmartwy uśmiech.

Zamrugałam szybciej, gdy poczułam w kieszeni wibracje telefonu. Uniosłam głowę, zauważając przy Brie dziewczynę ubraną w czarny fartuszek z tacką w dłoni, która energicznie coś jej tłumaczyła. Wzruszając lekko ramionami, wyciągnęłam telefon.

Dupek: Jesteś zazdrosna 

Natychmiast spojrzałam na pogrążonego w telefonie chłopaka, który nawet nie oderwał wzroku od ekranu. 

Nie odpisałam.

Dupek: Nie odpisałaś, a dobrze wiem, że widziałaś

Głosiła treść następnej wiadomości, po której moje już uniesione brwi wystrzeliły bardziej w górę. I co ja miałam niby zrobić? Nie ważne co bym odpisała, on i tak upierałby się przy swoim.

Ja: Nie jestem zazdrosna.

Dupek: Jesteś

Zacisnęłam szczękę, ściskając w dłoniach mocniej telefon.

Kątem oka dostrzegłam jak na usta chłopaka wpływa arogancki uśmiech, gdy kiwał w moją stronę głową. Niemal od razu pokręciłam przecząco głową i zwężając powieki, patrzyłam na to jak puszcza w moją stronę perskie oczko, a pózniej skupia swoją całą uwagę na blondynce.

— Brie, mogłabyś powiedzieć jak się poznałyście? — zwrócił się do dziewczyny, która jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki się ożywiła. — Nadal nie mogę zrozumieć jak tak przemiła i sympatyczna dziewczyna znalazła wspólny język z taką... jędzą.

Spojrzał szybko w moją stronę i skupiając się na tym jak gwałtownie odłożyłam telefon na stolik, jego uśmiech się poszerzył.

Nienawidziłam tej historii. A tym bardziej jak Brie opowiadała ją z takim sukowatym uśmieszkiem na twarzy.

— O boże jakie to były czasy! — uniosła się rozanielona. — Cataleya wtedy nosiła jeszcze kolczyk w wardze, a jej włosy przypominały istne wymiociny jednorożca, ale wracając do samego spotkania... Z tego co pamietam, było to na jednej z imprez organizowanych przez studentów, na którą jakimś cudem udało mi się dostać. Nie to co Cat, ona to miała u nich zieloną kartkę, bo kręciła z jednym z ich paczki, prawda? Jak on miał? David? — zwróciła się do mnie. 

Za każdym razem musiała wyciągać moje przelotne romanse, robiąc ze mnie jednocześnie tanią szmatę, jakbym to conajmniej ja próbowała przelecieć każdego napotkanego faceta.

Escape from the pastWhere stories live. Discover now