9. Let's get it started.

65 10 24
                                    

∆ Sobota 5 listopada 2048

Droga do pomieszczenia, które North zajęła i urządziła na swój gabinet, zdawała się Simonowi ciągnąć w nieskończoność. Wiadomość od Kamskiego bardzo go zaskoczyła i chcąc być szczerym sam ze sobą, musiał przyznać, że nie był gotowy na tak szybkie przejście do działania. Myślał, że będzie miał czas na przemyślenie sobie tego, ułożenie w głowie scenariuszu rozmowy z North, ale nie mógł zwlekać. Skoro Markus tak szybko wyraził chęć współpracy, trzeba było kuć żelazo, póki gorące. Dlatego, kiedy tylko dowiedział się, że były przyjaciel wyraził swoją gotowość do działania, momentalnie ruszył do North. Postanowił działać spontanicznie, bez żadnego planu. Skoro tyle akcji Jerycha, o których dziś rozmawiał z Markusem i Kamskim udało się bez planowania, ta rozmowa również pójdzie gładko. Taką w każdym razie miał nadzieję i trzymał się jej bardzo mocno.

Po dostaniu się na drugi koniec budynku w którym kilkanaście lat wcześniej funkcjonował niewelki hotel, a który obecnie jest siedzibą Ruchu Androidów, wsiadł do windy i pojechał na drugie piętro. Tam, pokonawszy długi korytarz, wyłożony szmaragdowym dywanem, dotarł do drzwi, opatrzonych złotą plakietką z napisem "przywódca". Simon parsknął cicho pod nosem. Zdecydowanie częściej można było natknąć się na napis "dyrektor" czy "kierownik" ale nie tu. Tutaj, wszystkim rządził przywódca. Zapukał mocno do drzwi w duchu błagając, żeby WR400 była we względnie dobrym nastroju. Wystarczyło, że usłyszał ton jej głosu, gdy zaprosiła go do środka, żeby niemal namacalnie poczuł, jak jego nadzieje rozwiewają się boleśnie. Nacisnął klamkę i wziął głęboki oddech, zanim wszedł pewnym krokiem do gabinetu.

Androidka siedziała na parapecie i obserwowała panoramę miasta. Jej lewa noga była zgięta, a kolano oparte o szybę, natomiast prawa zwisała, beztrosko bujając się w powietrzu. Patrząc z boku, twarz dziewczyny nie wyrażała żadnych emocji i tylko jedna rzecz zdradzała jej zdenerwowanie. Bezwiedne skubanie końcówki grubego warkocza, który spoczywał na jej prawym ramieniu.

- Mam nadzieję, że to coś pilnego, Simon. Nie mam ochoty na pogawędki.

- Czy cokolwiek, co dzieje się ostatnio wokół Ruchu nie jest pilne?

- To fakt - mruknęła, nie odwracając wzroku od widoku za oknem. - Dzisiaj znowu było tu kilku naszych przeciwników. Przegoniliśmy ich, ale zdążyli wybić dwa okna na parterze i napisać parę hasełek na elewacji. Im więcej takich rzeczy się dzieje, tym bardziej cieszę się, że wkrótce to miasto będzie moje.

- Widziałem te zniszczenia - odparł.

- Wiesz, początkowo nie myślałam nad całkowitym pozbyciem się ludzi z miasta - kontynuowała, sprawiając przy tym wrażenie, jakby kompletnie ignorowała Simona. - Zaczynam się zastanawiać, czy nie zmienić swoich planów.

Nie zaszczyciła blondyna nawet jednym spojrzeniem, dlatego nie mogła widzieć, jak na jego twarzy szybko pojawia się grymas totalnej dezaprobaty.

- Dobrze wiesz, że to niemożliwe. - Przysiadł na blacie biurka, przodem do North.

- Założysz się? - zapytała, obracając głowę w jego stronę. Napotkawszy poirytowane spojrzenie androida, wykrzywiła usta w cwanym uśmiechu.

- North, błagam cię, ostudź swój temperament chociaż na chwilę i pomyśl logicznie. Nie możesz ot tak sobie zająć Detroit i przekształcić go na państewko w państwie. Nie myślisz chyba, że ludzie odpuszczą i pozwolą ci budować tu swoje królestwo?

- Nie ma rzeczy niewykonalnych, są tylko za małe chęci - odburknęła od niechcenia i zmieniła pozycję. Usiadła tyłem do okna, krzyżując nogi w kostkach. - Ale ty zdaje się przyszedłeś do mnie z jakąś sprawą. No chyba, że chciałeś po prostu uciąć sobie ze mną pogawędkę, ale wstydzisz się przyznać?

Shades of fear ∆ D:BH fanfictionWhere stories live. Discover now