«rozdział 9»

291 22 62
                                    

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

✺✺✺

POV. JULIA

Nie przeszkadza mi to, że Camilo mnie pocałował. Przecież to było tylko po przyjacielsku, w policzek. Poza tym zrobiło mi się miło, bo nikt nigdy nie okazywał mi żadnych uczuć. Zmieniło się to dopiero, kiedy trafiłam do Madrigalów. Tu w końcu mogłam poczuć, że jestem dla kogoś ważna. Że ktoś się ze mną liczy. Dawniej, jako maluch, potrafiłam szukać miłości u zupełnie obcych ludzi, ale zawsze kończyło się to tak samo: wywalali mnie za drzwi. W końcu zwątpiłam w istnienie miłości i nie wiedziałam czy to prawda, czy może jednak coś wymyślonego, coś, czego nie można nigdy mieć. Aż tu po dwóch latach tułaczki przekonałam się, że są na świecie osoby, które chcą dać mi dom i poczucie bezpieczeństwa, a ja kocham je jak rodzinę. Bo oni pozwolili mi WEJŚĆ do rodziny, NALEŻEĆ do niej. Podarowali mi prezent, o którym marzyłam do zawsze: miłość. I za to jestem im niezmiernie wdzięczna, żadne słowa nie są w stanie tego wyrazić.

A to, że Camilo mnie przytulił? Chciał, że mi nie było smutno, chociaż doskonale wie, że nienawidzę pocieszania. I tyle. On już po prostu taki jest. Nie mogę mieć mu tego za złe. Mimo wszystko to było miłe z jego strony. Nawet bardzo. Taki przyjacielski gest. 

Mam jednak wrażenie, że zbliżyliśmy się do siebie jakoś tak... bardziej niż najlepsi przyjaciele, bardziej niż rodzeństwo. Ale może to tylko zwykłe wrażenie. Tak, na pewno.

Do tej pory byłam święcie przekonana, że tylko tía  Pepa wbija zawsze w złym momencie, ale jak się tak zastanowić, to Mirabel ma do tego wybitny talent. Nie żebym się czegoś wstydziła, ale nie mam zamiaru na nią przypadkiem wpadać. Bo jeszcze się okażę, że spojrzę w górę, a tam Mirabel na żyrandolu z lornetkę w ręce. I ona w ogóle nikogo nie śledzi, w ogóle. A kółko swatek to z nieba spadło. Wcale Dolores nie patrzy na mnie zza węgła, wcale. Luisa przecież nie zezuje w moją stronę. Isabela ani trochę nie podgląda mnie, stojąc pod oknem i myśląc, że jej nie widzę. Nic takiego się nie dzieje. W ogóle. Gdzie tam. Pewnie to sobie wymyśliłam, nie?

Udając, że nie wiem o tej jakże tajnej operacji kółka swatek, rozkładałam talerze na stole. Może jak je zignoruję, to pomyślą, że mi nie zależy i pójdą gapić się na Camilo. 

No i nie, dalej się patrzą. Rany boskie, uparte toto jakieś. By się wzięły za jakąś robotę, to nie. Porządnych obywateli obserwują. Się gapią i się gapią jak ciele w malowane wrota. Zaraz im oczy uszami wyjdą. 

W końcu nie wytrzymałam i, żeby dać im do zrozumienia, że wiem o ich niecnych planach, pomachałam każdej z dziewczyn. Ale się zawstydziły! Od razu zwiały. No i z głowy. Tak to się robi. Szybko i sprawnie. Po kłopocie na dzisiaj. Chyba.

Mirabel, jako ta kreatywna, wymyśliła nam zabawę, żebyśmy nie nudzili się podczas obiadu. Najmłodsze pokolenie czyli ja, ona, Antonio i Camilo dajemy sobie nawzajem zadania do wykonania na czas trwania posiłku. Muszą być w miarę trudne, inaczej to nie ma sensu. Wyjątkiem jest Antonio, dla niego musi być coś, co zrobi, i przy okazji tía Pepa nie strzeli nas za ten pomysł piorunem. A wiele razy było blisko.

— Kto dzisiaj? — spytałam, jak gdyby nigdy nic. Jak gdybym w ogóle nie zauważyła, że Mirabel rozgadała już wszystkim dziewczynom. Jak gdybym w ogóle nie zauważyła, że kółko swatek nie ustaje w obserwacjach i znowu mnie podgląda.

— Camilo ma wymyślić coś dla ciebie — odparła Mirabel, łapiąc miski, które Casita wyrzuciła z szuflady.

— Ale on się zemści za pobudkę — jęknęłam. No to już po mnie. Jak znam życie to ten imbécil wymyśli jakąś głupotę, już ja wiem, co on tam ma pod tą swoją szopą na głowie. Bardzo możliwe, że każe mi stanąć na rękach na środku stołu albo co gorsza zakląć przy abueli. Mogę już zacząć kopać grób. 

ᴄᴀᴍɪʟᴏ ᴍᴀᴅʀɪɢᴀʟ x ᴏᴄ||ᴇɴᴄᴀɴᴛᴏWhere stories live. Discover now