«rozdział 6»

348 23 150
                                    

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

✺✺✺

POV. JULIA

Stanęłam przed drzwiami do pokoju Camilo. Byłabym bardzo zdziwiona, gdyby się okazało, że jednak wstał. Zazwyczaj muszę użyć całej swojej siły i perswazji, żeby go wyciągnąć spod kołdry. Chociaż kto wie, może operacja odbędzie się dzisiaj pokojowo?

Bez pukania weszłam do środka. Do wszystkich pokojów w Casicie wolno mi wchodzić, jak do siebie, oprócz pokoju abueli. Tam to mam wstęp wzbroniony. I słusznie, bo znając moje dziwne pomysły, mogłoby to się skończyć zgaszeniem świecy. Jestem jednak na tyle dobrze wychowana (czego niestety nie potwierdzają dorośli), że zawsze pukam. Chyba, że to pokój Camilo, do niego wbijam z buta (czasem nawet dosłownie).

Z jednej strony lubię jego pokój, a z drugiej... Będę szczera: przerażają mnie te wszystkie lustra i to, że codziennie coś tu się zmienia. Nie tylko wtedy, kiedy Camilo tak chce, czasem zmiany robią się, gdy jest na przykład smutny czy zły. To zależy, ale i nie zależy od niego. Nie wiem, a w zasadzie wiem, jak to działa na Camilo. I żal mi go. 

Podeszłam do hamaka, na którym spał. Ta sama sytuacja. Raz chłopak może mieć wielkie łóżko z baldachimem, a raz zwykły hamak. Ciekawe, co mu się śni. Jak go znam, to pewnie jedzenie.

— Wstawaj, śpiochu — szepnęłam mu na ucho.

Zero reakcji.

— Rusz się, śniadanie gotowe — powiedziałam głośniej.

Nic.

Westchnęłam. Ja nie mogę, co on po nocach robi, że tyle śpi?! Imprezy jakieś tworzy?! Może on się przygotowuje do roli w telenoweli Podwójne życie Camilo M.? Ale w sumie taka telenowela to niezły pomysł. Pójdę z tym do tío Bruna, może mu się spodoba i będzie coś nowego do oglądania, bo ostatnio jakoś mu się repertuar skończył i są same dialogi typu:

— Kochasz mnie?

— Tak.

— A gdzie?

— Dzisiaj po południu.

Albo.

— Ale tu pięknie!

— Nie, bo ty jesteś piękniejsza.

Potem jest ślub, ale zanim do tego dojdzie, to się kłócą, godzą, potem znowu kłócą, a na końcu ksiądz w kościele zawału dostaje i żyją długo i szczęśliwie. A taka telenowela, to by było coś! Tylko Camilo mnie pewnie za ten pomysł zakatrupi. Albo i nie.

Delikatnie pstryknęłam delikwenta w nos.

— Jeszcze pięć minut — wymamrotał Camilo i zawinął się w kołdrę jak w kokon.

Podniosłam oczy do sufitu.

— Santa madre, daj mi siłę na niego, bo normalnie nie wyrobię.

Skoro nie da się po dobroci, to będzie po mojemu. Czyli bez cackania się.

— Casita, pomożesz mi? — spytałam i podłoga zafalowała, co znaczyło, że tak.

Teraz wystarczyło tylko odczepić hamak z jednej strony i jak najszybciej zwiać za drzwi z pomocą Casity. A potem czekać na...

— JA CIĘ, JULKA, ZAMORDUJĘ!

Zachichotałam. Sztuczka się udała. O co zakład, że Camilo rąbnął o panele i zamienił się w jakiś przypadkowych ludzi?

Wsunęłam się do pokoju z uśmiechem, który został nazwany szatańskim. Kiedyś stałam sobie jak gdyby nigdy nic, a Camilo popatrzył na mnie i schował się za Mirabel, mówiąc konspiracyjnie: Ona coś kombinuje, ona ma szatański uśmiech. I tak to nazwaliśmy. 

ᴄᴀᴍɪʟᴏ ᴍᴀᴅʀɪɢᴀʟ x ᴏᴄ||ᴇɴᴄᴀɴᴛᴏWhere stories live. Discover now