19. Ten uśmiech. Jego uśmiech.

Start from the beginning
                                    

Wyszłam z pokoju w tym samym momencie co Dylan. Szybko na niego zerknęłam i od razu pokierowałam się na schody, aby dłużej nie zawieszać na nim spojrzenia. Miał na sobie czarny garnitur i krawat. Pod spodem białą koszule. Nie powiem, wyglądał bardzo dobrze. Nad włosami się postarał, wyglądały na w miarę ułożone. Buty były bardziej eleganckie. Widziałam, że w dłoni trzymał sportową torbę.

- Ile można schodzić po schodach? - skomentowałam, wzdychając, gdy ja już czekałam na dole.

- Ktoś musi się dobrze prezentować i chodzić z gracją. - uniosłam brwi na jego słowa.

- I to nie będziesz ty. - przewróciłam oczami, dogryzając mu.

- Zdecydowanie nie my. - prychnął, otwierając mi drzwi, abym wyszła pierwsza. Złapałam jeszcze za swoją kurtkę, bo byłam totalnym zmarzluchem, więc mogła się potem przydać.

- Dzięki. - fuknęłam, kierując się do jego samochodu.

Za nim zamknęłam drzwi, sprawdziłam czy cała sukienka jest w środku. Nie była rozkloszowana, ale i tak musiałam sprawdzić. Położyłam plecak i kurtkę na tylnich siedzeniach, chłopak zrobił to samo ze swoją torbą. Odpalił silnik i wyjechał na drogę.

- Jesteśmy umówieni z innymi o dziewiętnastej. - przerwał panującą pomiędzy nami ciszę. - Byłaś kiedyś na takim bankiecie? - dodał pytanie.

- Nie, ale podejrzewam, że będzie tam nudno. - odparłam.

- I masz rację. - parsknął.

- Czyli ty kiedyś byłeś. - stwierdziłam, zerkając w jego stronę.

- Raz byłem i było właśnie nudno.

Po kilkunastu minutach jazdy, auto zaparkowało przed wysokim budynkiem. Było tutaj wokół bardzo dużo samochodów. Wyszliśmy z auta i zaczęliśmy się kierować do wejścia. Szliśmy ramię w ramię, ale nie za szybko.

- Daj rękę. - powiedział Dylan, gdy stanęliśmy przed wejściem do sali budynku.

- Po co? - zapytałam patrząc na jego wystawione ramię.

- Bo będą mi mówić, że nie jestem dżentelmenem. - prychnął na koniec.

- I mają stuprocentową rację. - parsknęłam, oplatając rękę i ramię na jego ramieniu.

- Mówisz to ty, Madelyn. Dziewczyna która za pierwszym razem wyśmiała mnie, że chciałem ją przepuścić pierwszą.

- Nie wymawiaj tego imienia. - przewróciłam oczami.

Weszliśmy do środka wpuszczeni przez ochroniarza. Młoda kobieta zabrała mój płaszcz do szatni. Przeszliśmy dalej, wychodząc z przestronnego korytarza. Znaleźliśmy się w głównej sali, gdzie było mnóstwo ludzi. Były małżeństwa i również samotni mężczyźni, wszyscy elegancko ubrani. Weszliśmy bardziej w tłum, od razu podszedł do nas kelner, ale odmówiliśmy szampana. Dylan zaczął mnie gdzieś prowadzić.

- Dylan! Jak ja cię dawno nie widziałam. - powiedziała donośnym głosem kobieta, która pojawiła się przed nami.

- Dzień dobry. - przywitał się poważnie i formalnie chłopak.

Kobieta podeszła bliżej Dylana i delikatnie go uściskała po czym się cofnęła. Obok niej stanął mężczyzna w podobnym wieku, zapewne jej mąż. Ubrany był w siwy garnitur i był mniej więcej mojego wzrostu.

Kobieta miała na oko czterdzieści pięć, a może nawet pięćdziesiąt lat. Nie mogę określić, bo ładnie wyglądała. Była ubrana w granatową długą suknie. Była ona prosta i delikatna. Włosy miała związane w lekkiego koka. Miała również delikatny makijaż. Była trochę niższa ode mnie, dlatego na Dylana również musiała się patrzeć z dołu.

Gdy nastanie jutro Tom 1Where stories live. Discover now