2. Głowa pełna beznadziejnych wspomnień....

34 4 2
                                    

Cześć ludy!...
...He he ludy😏...

Jakby ktoś pytał to przez ostatnie kilka tygodni miałam coś w rodzaju ,,trybu emo", albo po prostu pesymistyczne myślenie włączyło mi się, czy coś...Niewiem.

W każdym razie czytelników tej książki pewnie zirytowało jak to użalałam się nad sobą że jaka to jestem beznadziejna i że ta książka to gówno... chcę powiedzieć że kończę z obrażaniem tej książki.

Wszystko dzięki takiemu staremu, polskiemu fanfikowi o Transformers prime (chyba fanfikowi, nie wiem do końca jak mam na to mówić) który czytałam od samego rana (Tak bo w końcu ,,ranek" jest w godzinach 10.30-15.54, prawda?). W każdym razie tak mnie to rozbawiło że ściana emo-wości zburzyła się w mojej psychice. Cóż, przynajmniej na razie...

Miłego czytania! 😁

Perspektywa Kali

Po tym jak wszyscy w bazie przedstawili mi się, Optimus wyznaczył mi opiekuna, którym był biało-pomarańczowy bot-Ratchet. Sprzeciwił się twierdząc że nie zamierza zajmować się człowiekiem, zwłaszcza takim. Ja rozumiem że jestem wariatem i wogule, ale to nie powód żeby mnie nie lubić, zwłaszcza jeśli się mnie nie zna. Po tem Optimus mu mówi że to był rozkaz, Ratchet milknie i wraca do pracy. Widać że ,,opieka" nad człowiekiem to ostatnia rzecz na jaką ma ochotę. Ja z resztą terz nie jestem zachwycona.- Nie potrzebuje niańki!-stanowczo protestuję, ale oczywiście nikt mnie nie słucha.

Po tem idę na ,,dach". Ratchet nawrzeszczał na mnie i mam focha. Puszczam se z YouTube piosenkę ,,Kto powie mi jak",siadam i przyciskami głowę do piersi.

Jestem tam sobie tak chwilę kołysząc się niemal nie widocznie do przodu i do tyłu. Po paru chwilach przychodzi do mnie Raf i siada obok po turecku.- Nie bądź zła na Ratchet'a.- mówi. Zero reakcji z mojej strony.
- Jeśli to cię pocieszy, to on krzyczy prawie na wszystkich.
-dodaje.- Aha.- mamroczę. Jak to k**wa ma mnie pocieszyć?

Przez chwilę oboje milczymy, Raf czekając na bardziej sensowną odpowiedź, która pomoże mu zaczaić jakie odczuwam teraz emocje i ja mająca to wszystko głęboko w dupie.

-Czym się zajmujesz?- pyta ni z gruszki ni z pietruszki chłopak po chwili milczenia. Podnoszę głowę nie patrząc na niego.- Podrurzuję po świecie. Teraz zatrzymałam się w starym domu w którym niegdyś mieszkałam. Pieniądze dostaję głównie z FBI, dorabiam trochę jako tłumacz, a czasem robiąc figurki na zamówienie.-sprzedaję młodemu niezła bajeczkę. Nadal nie jestem pewna czy mogę komukolwiek z tąd ufać.

Chłopak kiwa głowa. Siedzimy tak chwilę i zaczynam sobie uświadamiać że już wcale nie jestem wkurzona na Ratchet'a (magia książki, nie pytaj jak), co nie zmienia faktu że nadal jestem trochę zła. A może to smutek? Szczerze nie wiem i mało mnie to obchodzi. Jedyne czego chce w tej chwili to samotnie posiedzieć i pokonteplować nad sensem swojego istnienia, czy coś w tym stylu.
W każdym razie (tak wiem za często używam tego zwrotu) chcę być teraz sama, ale chłopiec nie daje za wygraną.- A kim są twoi rodzice?- pyta i jakby ktoś cegłówką mnie walnoł. To ostatnie pytanie na jakie mam ochotę odpowiadać.- Albo kim byli...- chłopak usiłuje się poprawić.- ...lub czy wogule ich znałaś, wiesz co zapomnij o tym co powiedziałem.-dodaje widząc moją reakcję. Widać że doskonale sobie zdaje sprawe jakie relację rodzinne potrafią być złe w niektórych przypadkach.

W moim przypadku...cóż...nie było najlepiej. Z siostrą choć się kochamy to rzadko jesteśmy w czymś zgodne i nie dlatego że ona nie mówi słowami, przyrodniego brata rzadko widuje zwłaszcza ostatnio. Ojca nie poznałam, ale podobno był niezłym świro-rybakiem, czy rybako-świrem nie wiem nie pamiętam, wszyscy twierdzą że zdech na Madagaskarze ponieważ zjadły go małe, pasiaste małpy. Matka była przywódczynią genetycznie zmodyfikowanych ludzi, wilko-ludzi, ostatni raz widziałam ją gdy projekt wycofano i prubowali zniszczyć wszystkie dowody naszego istnienia, po za mną, siostrą i Vivi, której początkowo chcieli zrobić to samo, nikt chyba nie przeżył.

Ale wracając do chwili obecnej...- Matka pracowała w kwiaciarni, a ojciec jako chydralulik. Obecnie są pochowani w Teksasie.- wymyślam kolejne zacne kłamstwo, proste i w miarę normalne chcąc uniknąć dalszego rozwijania tematu. No co? Niby mogę mu powiedzieć prawdę, ale wizja zostania zamkniętym w psychiatryku mnie do tego zniechęca.

Mimo moich starań chłopiec otwiera usta żeby mnie jeszcze o coś zapytać, ale odzywam się pierwsza.- A twoja rodzina?- pytam.

Przez następne pół godziny wysłuchuje długiego monologu na ten temat, ale w brew pozorom nie irytuje mnie to. Szczerze mówiąc czuję się dobrze wiedząc że są ludzie którzy mają (lub mieli jeśli są dorośli) lepsze dzieciństwo niż ja.

Reszte dnia spędzamy gapiąc się na chmury i rozmawiając o dojrzewaniu i innych głupotach.

Dopiero pod wieczór złazimy z ,,dachu" bazy zawołani przez June. Arcee, Bulkhed i Bumbelbee odworzą dzieci do domów, a pielęgniarka opuszcza bazę jakiś czas później. Ja natomiast zostaję do 22.00. Ten czas spędzam na tłumaczenie sobie na własny sposób różnych informacji po cybertronisku wyświetlanych na monitorach Ratchet'a. Odzywa się moja głupkowata strona przez co w moim muzgu pojawiają się takie rzeczy jak na przykład ,,list od Megatona", czyli coś w stylu: Optimusie daj troje hajsu bo wszyscy zginiemy bo ceny na stacjach paliw się pomnożyły i benzyna o smaku wódki kosztuje teraz tyle co nerka orki bla bla bla...( to zdanie nie ma wogule sensu XD [mam głupawkę]). Wymyślam terz coś o Geslerowej i wyrzucaniu stołu przez okno życia (XD), o Makłowiczu, kidach z fortnite i Danii ( Tak mam pełną świadomość że żadna z powyższych nie jest śmieszna, ale co z tego?). Śmieję się z własnej głupoty niejednokrotnie przy tym parskając, czym zasługuje sobie na zdziwione spojrzenie Ratchet'a.

Gdy po godzinie Prime zdaje sobie sprawę z tego jak już jest puźno karze Ratchet'owi odwieźć mnie do domu, ale ten mu mówi że jest zajęty.

Optimus chce coś powiedzieć ale uprzedzam go.- Bez łaski.- macham lekceważąco rękom odchodząc. Niebiesko-czerwony bot idzie za mną.- Jak już mówiłam NIE POTRZEBUJE NIAŃKI!- podkreślam głośno końcówkę zdania spoglądając przy tym lekceważąco na
biało-pomarańczowego robota.

Staje przy głównym wejściu do bazy. Wyciągam ze sportowej torby pudełko. Takie ładne płaskie, owinięte  czerwonym materiałem, z którego wyciągam coś jak kapsułkę. Klikam co trzeba, rzucam i puff. W magiczny sposób pojawia się kład. ( Kradzione z dragon balla XD [bardzo mi zależało na napisaniu tego by wracała pierwszego dnia z bazy sama, a nie miałam pomysłu z kąd mogła by wziąć kłada{nie wnikać 😂}])

Optimus gapi się na mnie jakbym zjadła Miko.- Jak ty to...?

- Nie myśleć, nie pytać, zapomnieć, żyć!- wrzeszczę i Prime już nic nie mówi. Zakładam kask rowerowy bo innego nie mam, wkładam torbę do bagażnika i bez słowa odjeżdżam. Zerkam jeszcze raz przez ramię. Bot stoi tam  zamurowany, nie żebym się dziwiła czy coś.

*****************************************************

Zatrzymuję się na końcu ulicy Malinowej obok mojego białego domu. To znaczy pewności jakiego koloru był nim matka natura przyozdobiła go jakimiś pnączami, winoroślami i innymi takimi nie mam.

Jeśli mam być szczera to na zewnętrznych ścianach tego budynku jest więcej roślin niż w tym ogrodzie wielkości stadionu piłkarskiego. Chociaż jak tak patrzę to bardziej podwórko niż ogród. Na grządkach pod prawie trzy metrowym płotem jest więcej piasku niż ziemi i rosną tam tylko jakieś nędzne krzaczki. Jednak poprzysięgłam sobie gdy tylko będzie mi się chciało zrobię tam porządek (ten fragment rozdziału możecie zignorować).

Tak czy siak, biorę torbę, a kład parkuje w garażu. Włarze do środka, tylko przebieram się bo na prysznic nie mam ochoty.
Miałam jeszcze coś pooglądać, ale same reklamy i wiadomości. Znając los, Primusa, Boga, czy innego ktośa w wiadomościach zaś będą gadać bzdury, a na śmiech nie mam nastroju (Oczywiście nie chce tu nikogo obrażać).

Kładę się więc do łóżka i nie muszę długo czekać aż objęcia Morfeusza mnie zabiorą. Dobranoc...
-----------------&---------------&-----------------&---------------------&----+++++
Czy pisze to po wyhlaniu mieszanki Tymbarka i mleka? Tak i wcale nie rzałuję.

Ten rozdział jest trochu pesymistyczny, ale ja już nie!!!
Wiem ten rozdział miejscami nie miał sensu, ale jak ci się nie podoba to możesz dalej nie czytać. Proste, prawda ¯\_(ツ)_/¯?

Tak wogule to aż 1306 słów.

Moim zdaniem bardzo dużo jak na mnie...

Papa!!!

transformers prime-Zakazana miłość (Ratchet fanfik)Onde histórias criam vida. Descubra agora