0: Sen

44 6 0
                                    

Znowu był w tym samym miejscu.

W zaciemnionym pomieszczeniu, którego nie znał, a które mimo to widywał dość często. Czasami dokładniej, na dłużej, czasami tylko mignęło mu gdzieś, rozpływając się w blasku innych snów. Nie wiązał z nim żadnych wspomnień, ale mimo to czuł emocje, które nawet jeśli nie pochodziły bezpośrednio od niego, starały się go usidlić, mącąc wewnętrzny spokój.

Na twardym posłaniu znajdował się młody człowiek, ubrany w białe spodnie i koszulę. Siedział prosto, z gołymi stopami, które drżały mu z zimna, przykute grubymi kajdanami do ściany.

Wbrew własnej woli przybliżył się do tego widoku, próbując dostrzec jego twarz. Dara robił to za każdym razem, ale i tak, gdy się budził, nie potrafił jej ponownie przywołać w pamięci. Stając u progu celi, wytężył wzrok i spojrzał na postać, zza żelaznych, wymyślnie rzeźbionych krat.

Matowa, blada skóra więźnia i zatęchły zapach, który go otaczał, nijak miał się do przenikliwych oczu, które nawet teraz, w świetle zaledwie dwóch ledwo tlących się w wilgoci pochodni, wpatrywały się wytrwale w jeden punkt.

W jednej chwili coś się zmieniło. Więzień jęknął, wstając z posłania. Światło pochodni odsłoniło jego prawie łysą głowę i rany na szyi oraz karku, które mimo, że już nie krwawiły, nie wyglądały najlepiej.

Dara był w jakiś sposób zahipnotyzowany, widząc taką determinację w tak strasznym położeniu, ale z drugiej strony, patrząc fachowym okiem, podejrzewał, że przynajmniej jedna z ran niedługo zacznie ropieć. W przypływie empatii i ciekawości, wyciągnął rękę przed siebie, jakby chcąc sięgnąć przez kraty.

Na ten gest współczucia, więzień uniósł podbródek. W tej pozycji jego twarz była doskonale widoczna. Złotawe oczy, wystające nie tylko z wychudzenia kości policzkowe i gęste brwi, wykrzywione w tak zagadkowej emocji, przypomniały Darze jak znajoma była to twarz. Jak często widywał jej kawałki w odbiciach luster, w kałużach, tlącą się gdzieś z tyłu głowy. Zdał sobie sprawę, że to nie jest ich pierwsze spotkanie. Niestety był bezsilny. Dzieliła ich bariera nie do przekroczenia.

Więzień upadł na kolana. Jego dumna twarz wykrzywiła się w grymasie, a szerokie barki opadły. Pewną i stanowczą ręką wskazał na Darę.

Gdy spierzchnięte usta poruszyły się, niski i miękki głos rozbrzmiał w jego umyśle:

Znajdź mnie jeśli możesz.

Więzień po raz ostatni spojrzał prosto przed siebie, jakby widząc kto go obserwuje, a potem zniknął, tak jak każda inna mara nocna, otulony ciszą i ciemnością.

Kroniki KsiężycoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz