2. anioły nie istnieją

21 3 0
                                    

Widok wina w szkle jest piękny, idealna czerwień wygląda zjawiskowo w połączeniu z wypolerowaną, przezroczystą taflą.
Gdy oprawcy demona odeszli mogli na odchodne zobaczyć widok równie finezyjny, lecz też makabryczny, gdy płynne szkło łączyło się ze szkarłatną cieczą, krew mieszała się, ze których łzami rudzielec nie mógł powstrzymać, choć nie wiadomo jak chciał, zniknęły okulary, siła, szyderczy uśmiech i zadbane włosy, zniknął demon, został Crowley, człowiek ze szkła skąpany w szkarłacie.

Wydawałoby się, że nikt nie pomoże, każdy omijał zaułek, w którym wylądował, jakież to oryginalne, zostawić ofiarę w ślepej uliczce, ale zasłużył sobie, tak właśnie myślał, myślał, choć głowa bolała go bardziej niż cios zadany w potylice, a może dostał parę razy?

Złote oczy zamknęły się, brak sił dawał o sobie znać, ból uniemożliwiał ruch, wstawanie nie było opcją, czekanie było ryzykowne, ale nie pozostało nic, tylko czekać.
Czekać na cud, na siły, na chęci, na promyk słońca, na anioła.

Ale przecież anioły nie istnieją.

Jednak po 10 minutach, może 20, może po godzinie... Trudno stwierdzić gdy leży się pół przytomnym opartym o ścianę na wypizdowie, zjawił się ktoś, przyszedł promyk słońca, pieprzony cud.

- Crowley?

Trochę wystraszony głos doszedł do uszu leżącego, głos delikatny, zmartwiony, ale wciąż przyjemny dla ucha.

- możesz iść, wstanę, dam radę.

Myśl że nie zasługiwał na pomoc, była silniejsza od odruchów i chęci wstania jak najszybciej z zimnego betonu.

- nie jestem głupi, co się stało? Kto ci to zrobił? Zabiorę cię stąd i jakoś to ogarniemy, możesz mi zaufać.

Blondyn Mówił spokojnie, trochę pewniej, determinacją, on widział demona leżącego pod ścianą, druga strona widziała ukradkiem anioła, który zstąpił na Ziemie, ale anioły nie istnieją.

- nie istotne, na prawdę, daj mi spokój blondasku.

Starał się go zbyć jak najdelikatniej, a nawet być zabawny, mimo iż był bliski wybuchnięcia płaczem, wolałby serio umrzeć niż czuć niebieski jak niebo wzrok na sobie.

- Crowley...

- idź, idź do cholery jasnej, nie pomagaj mi, nie zasługuje na to, żebyś mnie podniósł, żebyś zrobił dla mnie cokolwiek, zostaw mnie i nie udawaj bohatera, nie udawaj anioła, możesz być po ich stronie, ale nie będziesz pieprzonym dobrem!

Z  każdym słowem wyraźność wypowiadanych wyrazów malała proporcjonalnie do bólu w klatce piersiowej, czy oni coś mu wbili? Dość możliwe, w końcu chcieli go wykończyć.
Podkulił do siebie kolana, chcąc uśmierzyć ból, zaskakująco dobrze to działa.

- zasługujesz, nie zrobiłeś nic złego, teraz chodź, bo nie mam na tyle siły, żeby cię ciągnąć po chodniku.

Złote oczy otworzyły się troszkę w niedowierzaniu, no chłop niemożliwy stoi przed nim, aż szkoda go, że musi na niego patrzeć, szkoda zostawić na nim ślad w szkarłacie.

- daj mi okulary.

Wydał polecenie rudzielec, a twarz blondyna rozjaśniła się zapytaniem.

- gdzieś tu leżą, daj mi je, nie wstanę bez nich.

Powoli i ostrożnie wyciągnął dłoń ku górze, aż poczuł przedmiot kładziony na niej, nieco drżącą ręką założył je na twarz i westchnął gdy towarzysz tej feralnej sytuacji podszedł o krok bliżej i przykucnął trochę, obleciał wzrokiem drugiego i wyciągnął rękę, która po paru sekundach podłożył delikatnie pod plecy obolałego nastolatka, który dość niechętnie przy tej pomocy staną na nogi.

𝙻𝚒𝚔𝚎 𝚏𝚛𝚘𝚖 𝚑𝚎𝚛𝚎 𝚝𝚘 𝙰𝚕𝚙𝚑𝚊 𝙲𝚎𝚗𝚝𝚊𝚞𝚛𝚒Donde viven las historias. Descúbrelo ahora