XL. Nieodwracalne

477 86 41
                                    

Zbliżał się wieczór. Początkowo błękitne, a następnie brzoskwiniowo - różowe niebo zaczynało wpadać w czerwień, na odległych horyzontach miasta. Okolica, którą jechała trójka mężczyzn była spokojna i sprawiała wrażenie opuszczonej. W porównaniu do reszty Tem, na obrzeżach nie stały kamienice, a prywatne domostwa, wokół których nikt się nie kręcił. Domy i ogrody otoczone płotami wyglądały na zadbane, a jednak w okolicy nadaremno można było doszukiwać się oznak życia. W pojeździe również panowała całkowita cisza, nim siedzący na tylnym siedzeniu Anselm nieoczekiwanie się nie wyprostował by przylec do szyby.- Tutaj - powiedział podniesionym głosem, uderzając zdrową ręką o drzwi pojazdu. Kierujący autem Harry, powoli zjechał na pobocze, zatrzymując pojazd.Ronan Amber cicho westchnął i obrócił się przez ramię, patrząc w połowie na Anselma a w połowie na niemalże niewidoczny dom.- Jest Pan pewien? - zapytał i wrócił do poprzedniej pozycji, mimo swojego pytania sięgając już po broń - domy są nieponumerowane, musi mieć pan pewność, inaczej czekają nas problemy za wtargnięcie na czyjąś posesję bez powodu.- Jestem pewien. Pamiętam te niebieskie dachówki, brat chciał kupić ten dom - odparł siedzący na tylnym siedzeniu, oczyszczony z zarzutów kwiaciarz. Amber westchnął ciężej i ponownie obrócił się przez ramię, patrząc na mężczyznę bez przekonania. - Jeśli tutaj go nie będzie, to nie wiem gdzie - kontynuował kwiaciarz, kiedy policjant patrzył na niego zmęczonym spojrzeniem piwnych oczu.- Jeżeli okaże się, że kupujesz temu wariatowi czas, to przysięgam, że połamana ręka będzie twoim najmniejszym zmartwieniem. Rozumiemy się, panie Petterson? - zapytał spokojnym tonem, zupełnie jakby pytał o pogodę, a nie składał groźby. - Jak na razie, to pan ten czas marnotrawi - skontrował kwiaciarz, wywołując tym samym zmarszczenie brwi u Ambera. Brunet już nic więcej nie powiedział i po prostu wysiadł, przed zamknięciem drzwi uzmysławiając mężczyznę, że zostaje w środku. Ronan ruszył w stronę budynku, słysząc, że Harry także wysiada i rusza za nim przyśpieszonym krokiem. Mijała właśnie ósma godzina od zaginięcia Leona Surre i czwarta od znalezienia Klemensa Pettersona w domu detektywa i napięcie w klatce piersiowej Ronana stale rosło. W asyście drugiego policjanta, Ronan wszedł na teren posiadłości, uważnie się rozglądając. Ogród, przez który musieli przejść, aby dotrzeć do podwójnych, mahoniowych drzwi, zdawał się aż nadto zadbany, biorąc pod uwagę ogólną ciszę. Kwiaty otaczające ścieżkę z czerwonego kamienia były duże i pulchne, wszystkie pączki kwiatowe stały otworem, ciesząc oko intensywnymi kolorami. Ronan żałował, że nie jest w tej sytuacji z Surre, a zamiast tego go szuka. Z ich dwójki to Leon miał lepszy instynkt i większą odwagę, Ronan wolał rozgrywać wszystko powoli, a Harry zawsze szedł dwa kroki za nim, podczas gdy Surre przez ten czas zdążyłby już przeszukać pół salonu.


Aby dotrzeć do drzwi, należało pokonać kilka niskich, kamiennych schodków, co Ronan uczynił, nie śpiesząc się nadto, by wejść do środka. Następnie stanął przy drzwiach i - pozbawiony zmysłu wariata ładującego się do środka ot tak - delikatnie zapukał do drzwi, dla własnego spokoju. Milczący Klemens ze złotą peruką na łbie siedział już w areszcie, dlatego nie obawiał się, że go wystraszy, a chciał upewnić się, że nie włamie się do domu jakiejś staruszki. Nie miał jednak okazji, by w milczeniu odczekać kilka sekund na ewentualną reakcję, bowiem drzwi uchyliły się pod naporem jego palców. Ronan cicho westchnął, obrócił się przez ramię, by spojrzeć na Harry'ego, który odpowiedział spokojnym spojrzeniem zielonych oczu. Nie był emocjonalnie związany z detektywem, Ronan nie był nawet pewien, czy zamienili ze sobą choć jedno słowo, dlatego dla Harrey'ego był to po prostu kolejny dzień w pracy, kolejny dom do przeszukania. Ronan jednak obawiał się co mogą znaleźć, zważywszy na to, że Klemens nie puszczał pary z ust, a został znaleziony w domu Leona, przebrany za niego jak jakiś pomyleniec. Zdążyli przeszukać już mieszkanie Klemensa, kontenery, mieszkanie pani Petterson i mieszkanie Anselma - nigdzie nie znaleźli ani śladu Leona i ten dom był ostatnim miejscem, które mógł im zasugerować Anselm.

Ironia przekwitu | bxbWhere stories live. Discover now