Rozdział 1

33.9K 1.7K 313
                                    

Życie może wydawać się idealne, kiedy mamy wszystko co chcemy. Pełną kieszeń pieniędzy, świetne wyniki w nauce oraz dwójkę kochających rodziców. Byłam jedną z tych osób, które mogłyby jawnie się przyznać, że ich życie jest świetne.

Zdobywałam wysokie wyniki w szkole, byłam najlepszym uczniem w klasie. Nigdy się nie nudziłam, ponieważ chodziłam na dodatkowe zajęcia, które kształciły moją osobowość i styl pisania, dlatego że od zawsze interesowało mnie dziennikarstwo. Rzadko kiedy mogłam narzekać na brak pieniędzy. Rodzice starali się tak, aby niczego mi nie brakowało za co naprawdę im dziękuję. Wszystko było super, ale nic nie trwa wiecznie...

Pewnego dnia, kiedy wracałam wymęczona z zajęć z niemieckiego, zastałam przed domem samochód pogotowia ratunkowego, którego ostre światła i zagłuszający dźwięk syreny śnią mi się do dziś. Byłam zdezorientowana i przestraszona. Gdy wbiegłam do domu omijając ratowników medycznych, przeżyłam szok. W salonie na noszach leżał mój cały świat, mój jedyny przyjaciel, mój tata. Jego twarz była sina, buzia otwarta, a usta suche i spuchnięte. Przymknięte oczy dały mi znak, że coś jest nie tak. Wtedy już wiedziałam, że tata odszedł, a mój świat legł w gruzach i nigdy więcej się nie odbudował.

Starsi z rodziny wytłumaczyli mi, że tata miał od dłuższego czasu problemy z sercem, dlatego nie ma go teraz z nami. Umarł na zawał , zostawiając mnie i mamę samym sobie. Opuścił dwie kobiety, które nie potrafiły sobie poradzić po ogromnej stracie najbliższej osoby. Mama straciła wzorowego męża, ja najlepszego na świecie tatę, a obydwie przyjaciela, którym był i dla mnie i dla niej.

Po pogrzebie taty mijały tygodnie, a my z mamą staczałyśmy się w dół rozluźniając więzi jakie między nami panowały. Obydwie zamknęłyśmy się w sobie. Żadna z nas nie miała ochoty na rozmowę, a co dopiero na przyjęcie pomocy od innych. Relacja pomiędzy nami prawie w ogóle nie istniała. Byłyśmy jak dwie larwy motyla zamknięte w oddzielnych kokonach, które ukrywają się przed światem i nie chcą wyjść.

Śmierć wstrząsnęła nami tak mocno, że zapomniałyśmy o wszystkim innym. Mama stała się pracoholiczką, która wracała późnym wieczorem do domu. Wpatrywała się tępo w ścianę, a potem zasypiała. Nie była już troskliwą matką, tak jak wcześniej. Zostawiała mi pieniądze na posiłek, a reszta ją nie interesowała. Dlatego straciłam zapał do wszystkiego. Nie byłam już pełną werwy i energii do działania dziewczynką. Nie miałam najwyższej średniej w klasie, nie chodziłam na dodatkowe zajęcia. Stałam się obojętną na wszystko, przepełnioną gniewem i goryczą, a także żalem do świata nastolatką.

Wszystko trwało by dalej, gdyby do akcji nie wkroczyła babcia Eliza, mieszkająca dziesiątki kilometrów od Szkocji, w turystycznym miasteczku nad angielskim wybrzeżem w Brighton. Przyjechała do nas po tym jak zorientowała się, że coś jest nie tak i nie dajemy sobie same rady. Zaproponowała nam wtedy, abyśmy się do niej wprowadziły. Mieszka sama już od 15 lat, ponieważ kiedy się urodziłam, zmarł dziadek Henry. Chce nas odciągnąć od wszystkich problemów i trosk związanych z tym miejscem, dlatego złożyła tą propozycję.

Początkowo razem z mamą odpierałyśmy ataki babci, mówiąc, że wolimy zostać w Szkocji, jednak kiedy lista problemów w pracy i w szkole zaczęła się wydłużać, mama postanowiła się zgodzić i wyjechać. Dlatego teraz jestem w Brighton, uwięziona w ceglanym domy z ogrodem. Z dala od bolesnych wspomnień ze Szkocji.

Po tygodniu spędzonych w nadmorskim mieście, mama zapisała mnie do najlepszej szkoły. Moje poprzednie wyniki były wzorowe, więc te z ostatnich miesięcy nie stanowiły dla dyrekcji żadnego problemu. Wiedzieli, że zyskają dobrego ucznia, dlatego od razu w pierwszy dzień szkoły przywitano mnie z otwartymi rękami.

Od razu kiedy weszłam do sekretariatu, aby odebrać plan lekcji, naskoczyła na mnie pewna blondynka w krótko przyciętych włosach. Przedstawiła mi się jako Melissa, więc także powiedziałam jej swoje imię, a potem ją zignorowałam. Nie miałam ochoty na nowe znajomości, mimo tego, że nie miałam tu żadnego znajomego. Nie interesowało mnie to, a mimo wszystko Melissa nie dawała za wygraną. Ciągle świergotała mi do ucha o tym, że jest przewodniczącą klasy i jej obowiązkiem jest oprowadzenie mnie po szkole. Wywróciłam jedynie oczami, dając się przekonać na mały spacer po budynku.

Dziewczyna była bardzo rozgadana. Jej buzia prawie w ogóle się nie zamykała, jedynie w momencie, gdy mijałyśmy jakiś chłopaków, którzy byli niczego sobie, dziewczyna milkła i odwracała od nich wzrok. Wiedziałam, że coś jest na rzeczy, ale nie interesowało mnie to, więc nie zaczynałam tematu.

Kiedy przyszła pora na lunch, Melissa obowiązkowo poszła ze mną na stołówkę, gdzie usiadłyśmy razem przy stole. Próbowałam ją zniechęcić do siebie, ale dziewczyna się nie poddawała. Zastanawiało mnie to jeszcze przez kilka tygodni, aż w końcu odkryłam, że Melissie brakowało koleżanki, dlatego jako cel obrała sobie mnie. I muszę przyznać, że nawet się z tego cieszę. Mel jest naprawdę fajna, kiedy tyle nie gada i mimo mojego podłego humoru i całego pesymizmu, jaki mnie otacza, to polubiła mnie, a ja ją. Jesteśmy dwoma różnymi światami, ale jak to mówią - przeciwieństwa się przyciągają.

***

Dziś mijają trzy tygodnie odkąd mieszkam w Brighton z czego w szczególności nie jestem zadowolona. Nadal chcę wrócić do Szkocji, tam gdzie moje miejsce. W Anglii czuję się jak w więzieniu, w którym się duszę z tęsknoty za rodzicem. Chcę wrócić do domu. Chcę ponownie przejść te same szlaki, co wcześniej z tatą. Chcę sobie przypomnieć nasze najpiękniejsze chwile, ale nie mogę i to boli mnie najbardziej.

Idę do szkoły jak na odstrzelenie - zgarbiona pod ciężarem plecaka, z roztrzepanymi włosami i przetartą koszulą oraz rozpaczą wymalowaną na twarzy.

Nie interesuje mnie to ja wyglądam. Nie muszę się nikomu podobać, a jeżeli moje niechlujstwo ma swoje granice, nikt mi go nie zabroni. Nauczyciele nie mogą się sprzeciwić mojemu wyglądowi, natomiast mama nie ma zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii. Mam piętnaście lat i jestem na tyle duża, aby sama podejmować decyzje w co chcę się ubierać, czy też jak czesać. Wygląd to po części odzwierciedlenie mojej duszy. Jestem w takim samym chaosie wewnątrz jak i na zewnątrz.

Kiedy docieram do szkolnego budynku, wszyscy w około wydają się być szczęśliwi i radośni. U nikogo nie widać smutku, żalu czy stresu, dlatego tak bardzo tu nie pasuję. Wolę trzymać się na uboczu, gdzie nikt nie będzie mnie zmuszał do rozmów.

Dzwoni dzwonek na lekcję, więc wlekę się do klasy i siadam w środkowym rzędzie, starając się zrozumieć co tłumaczy pani od Angielskiego. Następne zajęcia mijają w ślimaczym tempie. Ciągnąc się bez końca. Minuta wydłuża się do kwadransu, a ja tak czy siak nie mogę tego zrozumieć. Dopiero, gdy pan Philips oddaje kartkówki z matematyki, wiem, że już blisko do dzwonka.

Podchodzę do biurka nauczyciela, kiedy wyczytuje moje nazwisko. Biorę kartkę do ręki i kiedy widzę dwójkę, nie smucę się jak kiedyś. Jestem obojętna na wszystko, a tym bardziej na matematykę. Bo kiedy nie ma taty, nie ma i prawdziwej mnie. Nie ma zapału do nauki, ani żadnych chęci do życia. Tata zabrał ze sobą cząstkę mnie, której już nigdy nie odzyskam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Maths - Shawn Mendes FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz