Pisała właśnie list do Dragana, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Drewniane skrzydło uchyliło się i do komnaty wsunęła się Vlasta, ze swą zwykłą napiętą miną.
– O co chodzi? – zapytała opatka, zajęta pisaniem. – Czy to Zoran? – Spodziewała się posłańca, który zabierze list. Może też przyniesie wieści z Argynvostholtu.
– Abraham van Richten, pani.
Markovia uniosła głowę, zaskoczona. Zamierzała skontaktować się z van Richtenem wkrótce. Jakie wiatry przygnały tego dumnego szlachcica w skromne progi jej opactwa?
– Wpuść go, oczywiście – powiedziała jednak spokojnym tonem.
Vlasta przesunęła się, przepuszczając wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę z bujnymi, ciemnymi włosami i zielonymi oczami. Markovia nie miała jeszcze nigdy okazji go spotkać. Słyszała, że van Richten spiskuje przeciw Strahdowi, ale nigdy nie szukał pomocy u niej, czy w Zakonie, ani oni nie wtrącali się do jego spraw. Z tego, co wiedziała, Abraham miał za sobą cesarza.
– Jaśnie pani. – Szlachcic ukłonił się zamaszyście. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
– Ależ skąd – opatka odsunęła niedokończony list i zwróciła się do wciąż stojącej w drzwiach zakonnicy – kiedy przyjdzie Zoran, niech zaczeka.
Vlasta skinęła głową i wyszła z komnaty, zamykając za sobą drzwi, a tymczasem Abraham wciąż stał.
– Usiądź, panie – Markovia wskazała ławę pod ścianą i sama też wstała od biurka, siadając obok gościa. – Co cię do mnie sprowadza?
– Słyszałem o ataku na jaśnie nam panującego księcia, jaki odbył się kilka miesięcy temu.
Opatka uniosła brwi.
– Też mnie doszły takie słuchy.
– Otóż widzisz, pani, wiem skądinąd, że wraz ze Srebrnym Smokiem dokładacie starań, by pozbyć się na zawsze tego uzurpatora.
– Śmiałe słowa, mój panie – zauważyła Markovia. – Skąd pewność, że są u mnie bezpieczne?
– Jesteś opatką obdarzoną łaską boską. Nie sądzę, byś sprzyjała temu diabłu wcielonemu.
– Z czym zatem przychodzisz?
– Dostałem list od cesarza. Jestem jego namiestnikiem w tych stronach i mam za zadanie strzec pokoju, ale działania księcia nie sprzyjają mojej pracy. Otóż cesarz, imaginuj sobie pani, postanowił coś z tym zrobić. Barov, ten samozwańczy król, nie został namaszczony przez cesarza i Kościół.
Markovia skinęła głową.
– Zatem cesarz zamierza upomnieć się o to, co cesarskie i już zbiera armię. Planuje przybyć w te strony najpóźniej jesienią przyszłego roku, kiedy plony zostaną zebrane, a armia dobrze wyposażona.
– Ale to za rok! Czy cesarz zdaje sobie sprawę z tego, w jakich warunkach są zmuszeni żyć tu ludzie? – Przez chwilę opatka miała nadzieję na zbrojną pomoc z zewnątrz, ale teraz zdała sobie sprawę, że to płonne oczekiwania. Wiedziała w jakim stanie jest Zakon, jak przetrzebione są jego siły i wiedziała, że nie przetrwają kolejnego roku nieustających potyczek i bitew.
Abraham rozłożył ręce.
– Słałem mu raporty, ale to cesarz. Nie jestem w stanie na niego wpłynąć.
Markovia zasępiła się, zanim przypomniała sobie, że również ma sprawę do Abrahama. Wstała z ławy i podeszła do skrzyni w rogu komnaty, otworzyła ją, a gdy zwróciła się z powrotem do szlachcica, w jej dłoniach znajdował się długi, szczelnie opakowany w kilkanaście warstw materiału, przedmiot.
YOU ARE READING
Seria Baroviańska - 1. Ogniska nadziei
FanfictionTragedia w życiu Agathy Weston doprowadza młodą kobietę do działania, które kładzie się cieniem na całej jej egzystencji i prowadzi do niespodziewanych wydarzeń. Opowieść inspirowana "Mgłami Ravenloftu" kampanią D&D prowadzoną na kanale "Spalmy to!"...