ROZDZIAŁ DRUGI

4.7K 560 172
                                    

VALENTIN

Zdawałem sobie sprawę z tego, że moja twarz – a w szczególności oczy – wyrażały w tamtym momencie chęć mordu, ale nie byłem w stanie powstrzymać tej ekspresji emocji, ponieważ całą silną wolę kierowałem w stronę wyjącego i drapiącego wilka. Starałem się zagłuszyć jego chęć wgryzienia się w gardło człowieka, który trzymał dłoń na ciele naszej Partnerki. I nie myślcie sobie, że robiłem to dlatego, że nie chciałem kłopotów, skoro najwyraźniej koleś jest policjantem, bo tak nie było – dla mojej Partnerki byłbym w stanie nawet zginąć i jeśli zdobycie jej oznaczałoby dla mnie problemy to – cóż – jebać je.

Jednakże kiedy dostrzegłem w jej oczach radość na widok gościa (który zginąłby marnie, gdyby w tej sekundzie nie zabrał z niej łapska), po prostu nie byłem w stanie nic zrobić. Jeśli poturbowałbym – delikatnie mówiąc – kolesia, to jednocześnie skrzywdziłbym moją Partnerkę, a to coś, czego nie mogłem zrobić. Nie chciałem jej krzywdzić.

– Valentin...

– Czego? – warknąłem na brata, co spowodowało, że zarówno koleś (w ogóle, kto w tych czasach goli się na zero?), jak i moja Partnerka odwrócili się w moją stronę.

Kurde, dalej nie przypomniałem sobie jej...

Lexi! Ma na imię Lexi!

Rozpływam się.

– Przygotuj miejsce, a ja w tym czasie porozmawiam z naszą klientką – oznajmił Lucian tonem nieznoszącym sprzeciwu, patrząc na mnie stanowczo.

Innymi słowami: „Ogarnij się, kurwa. Idź ochłonąć". Normalnie nie dałbym sobą pomiatać, mimo że Lucian jest najstarszy w stadzie, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ma rację. Dlatego skinąłem sztywno głową i czym prędzej zniknąłem w swoim gabinecie. Jak tylko drzwi się za mną zamknęły, rozluźniłem się nieco, ale tylko na tyle, żeby pozwolić wilkowi na chwilową furię.

Kły natychmiast się wysunęły – tak, że nie byłem w stanie przymknąć ust – pazury zaś jeszcze bardziej się wydłużyły. Gdybym zechciał, mógłbym tam wrócić i w ciągu kilku sekund poderżnąć policjancikowi gardło i wyrwać mu serce z piersi. Lexi nie zdążyłaby nawet mrugnąć.

Ale oczywiście tego nie zrobiłem. Wściekałem się, bo tak nas natura skonstruowała, że nigdy nie mógłbym zranić Partnerki. I nie mówię tu o biciu jej czy czymś w tym stylu, nie, pod tym kątem ta blokada akurat jest dobra! Nie mogłem jej w ż a d e n sposób zranić. Nie mogłem jej skrzywdzić nawet pośrednio. Domyślałem się, że zabicie jej narzeczonego mogłoby właśnie tak się skończyć. Jej zranieniem.

– Kurwa – burknąłem pod nosem i westchnąłem głośno.

Strzeliłem karkiem, wyprostowałem się i wyciągnąłem ręce do góry, żeby rozciągnąć mięśnie. Starałem się oddychać powoli i głęboko, tłumacząc sobie (i wilkowi przy okazji też), że wszystko w swoim czasie. Czekałem na nią sto osiemdziesiąt lat, czymże więc jest kilkanaście dni? Dokładnie za tyle miała być pełnia, a wtedy... Cóż, lepiej, żeby była na mnie gotowa albo będę musiał zamknąć się w piwnicy.

Zabij go!, zawył głośno wilk, próbując zmusić mnie do działania. Dotykał Ją! Ona jest Nasza! Nasza!

Gdybym mógł, zdzieliłbym go w łeb za bycie niecierpliwym skurczybykiem, ale nie mogłem, bo musiałbym wtedy uderzyć siebie, a to kompletnie mijało się z celem. Dlatego po raz kolejny głęboko odetchnąłem, przymknąłem powieki i policzyłem do dziesięciu.

Na szczęście powoli wszystko zaczęło ze mnie schodzić i na powrót pojawił się spokój. Kły się schowały, podobnie jak pazury, a ciało wróciło do normalnych rozmiarów. Z ulgą wypuściłem powietrze z płuc i skupiłem się na przygotowaniu stanowiska.

VALENTIN | Niezwykli #1 | 22.03.2023Where stories live. Discover now