5 - Świat nierządzy i grzechu

4 0 0
                                    

- I weź zmień te ciuchy, bo wyglądasz jak chłop pańszczyźniany sprzed wieku - rzucił Jez przeczesując wielką szafę - Ubierz się w coś... Nowoczesnego.
- Podoba mi się mój styl i nie mam zamiaru go zmieniać - odburknął urażony Jim.
- Gdybyś był zwykłym turystą, mógłbyś chodzić nawet w stroju klauna. Musisz wtopić się w otoczenie i nie rzucać się nikomu w oczy... Mam! Przymierz to.
Z dużą dozą niechęci blondyn udał się do łazienki, by zmienić odzienie. Wychodząc, zastał Jeza, patrzącego na niego przenikliwie z brodą podpartą o łączenie kciuka i palca wskazującego. W tej pozie przypominał projektanta mody.
- Od razu lepiej, panie McGinn - podsumował z dumą gospodarz. Nie rozumiał nowoczesnej mody, choć musiał przyznać, że była całkiem wygodna - miał na sobie podkoszulek i beżowy sweter, okalane lekkim, szarym płaszczem. Zamiast garniturowych spodni po raz pierwszy założył jeansy: wąskie w pasie, szerokie w nogawkach.
- Butów w twoim rozmiarze nie mam, więc chociaż to zostanie z twojego przestarzałego stylu - zaśmiał się cicho Jez, kwitując ubiór młodego mafiozo.

*****

Neony bijące kolorami czerwieni i niebieskiego wprowadzały Jima w zupełnie nowy świat nierządzy i grzechu. To był jego pierwszy raz w takim otoczeniu i miał wrażenie, że do niego nie pasuje. Musiał jednak zachować pozory, aby nie zostać zauważonym. Przed wejściem stał wysoki, barczysty ochroniarz z blizną na lewym policzku. Jego wzrok był tępy, a jednocześnie skupiony na jednym celu. Widocznie miał za sobą wiele brutalnych wspomnień, jak choćby wyprawy do Wietnamu lub Korei. Jego obecne położenie było nagrodą od życia za wszystkie wycierpiane dni i noce na azjatyckim froncie. Jim nie musiał go znać, by zrozumieć, co przeszedł w życiu. Mimo, iż sam nie potrafił odnieść swojego życia do jego, miał wrodzoną umiejętność poznawania losów człowieka po jego spojrzeniu oraz wyrazie twarzy i znakach szczególnych.
- Nazwisko - rzucił oschle w stronę przybranego Irlandczyka.
- McGinn.
Rozpoczął wnikliwe przeszukiwanie młodego mężczyzny. Przygotował się na to, toteż nie zabrał ze sobą żadnej broni. Wierzył, że ukradnie ją Barry'emu, przy okazji ich pierwszej konfrontacji. Bez niej nie wyobrażał sobie ucieczki z miejsca zbrodni.
- Czysty. Miłej zabawy - rzekł ochroniarz po przeszukaniu, obojętnym i zupełnie nieprzekonującym tonem.
- Dziękuję - zakończył z uśmiechem Jim udawanym irlandzkim.
- Irishman? - zapytał niespodziewanie mięśniak.
- Naturalnie. Miło, że Pan zauważył - odparł niestrudzenie akcentem kuzynów z zachodu.
- Uważaj na siebie. Na takich jak ty łypią nieprzyjemnym spojrzeniem i tylko czekają, aż się upijesz, by cię pobić i obrabować.
- Dziękuję jeszcze raz - odpowiedział z mniejszym entuzjazmem i począł schodzić w dół stromymi schodami.

To, co zastał w środku, było dla niego nieprawdopodobną abstrakcją - półnagie panie, krążące pośród na pozór bogatych młodzieniaszków i starszych mężczyzn, lecąca w głośnikach muzyka pop i sceny, na których tancerki pokazywały swoje wdzięki, zachęcając płeć przeciwną do rzucania banknotami na podest. Jedyne, do czego zdążył się już przyzwyczaić, to odór alkoholu i siwość od dymu papierosowego.

Usiadł przy barze, aby rozglądnąć się po otoczeniu. Potrzebował chwili, by zrozumieć, co tu się właściwie dzieje... I kilka kieliszków whisky.
- Zgubiłeś się, piękny kawalerze? - poczuł delikatną dłoń na swoim ramieniu, aż doznał ciarek na plecach. Była to jedna z prostytutek, zapewne zachęcona ostrymi rysami twarzy, małymi ustami i blond włosami Brawna.
- Właściwie to tak - odparł, wypijając czwarty już kieliszek złocistego trunku. Wywietrzył okazję do infiltracji.
- Pozwól zatem, że pomogę ci się tu odnaleźć - zaproponowała melodyjnym głosem kobieta, będąca zapewne po trzydziestce, na pewno starsza od Jima. Miała krótkie, kręcone, ciemne, acz połyskujące włosy. Dosyć zgrabna, ubrana zaledwie w wyzywającą, czerwono-czarną bieliznę. Miała jednak trochę zmarszczek na twarzy, sugerujących zmęczenie życiem. Już od czasów dzieciństwa mogła nie mieć lekko, a ta praca jest jej jedynym sposobem na życie.

Jim już miał wstać z krzesła, gdy kobieta zatrzymała go, opierając swój palec wskazujący na jego piersi.
- Nie tak prędko kochany. Najpierw postaw mi drinka - dodała kokieteryjnie. Już i tak było mu jej szkoda, a skoro miała poprawić swoją marną egzystencję alkoholem, nie miał ku temu najmniejszych oporów. Wszystko dla dobra zlecenia.

Wrzawa związana z napalonymi facetami i pijanymi śmiechami podczas rozmów była dla Jima czymś uspokajającym. W całej tej abstrakcji czuł barowy klimat, który tak bardzo lubił.
- Ty chyba nie jesteś stąd - zwróciła mu uwagę kobieta.
- To prawda. Przyjechałem z Irlandii. Chciałem posmakować trochę liverpoolowskiego stylu życia - odparł irlandzkim akcentem Jim.
- Lubię przyjezdnych. Mają o wiele więcej kultury osobistej, niż te lokalne świnie. Idziemy?
Wstała, wystawiając mu swoją dłoń. On ją złapał i udali się do prywatnego pokoju. Będąc w loży można było usłyszeć donośne jęki zaspokajanych facetów, co trochę speszyło Jima. Nie zastanawiał się jednak nad tym długo, gdyż poczuł pociągnięcie za rękaw płaszcza i oboje weszli do wydzielonej loży, oddzielonej czerwoną, ciężką zasłoną. Kobieta obróciła go, po czym pchnęła na ogromną kanapę i rozpięła biustonosz, powabnie kręcąc się przy mężczyźnie.
- Chcesz doznać czegoś, o czym w swoim kraju możesz jedynie pomarzyć? - szepnęła ciepło prostytutka, na co organizm Jima zareagował podświadomie. Przez moment zapomniał, po co tu właściwie przyszedł, lecz chłodny dreszcz przywrócił mu pamięć.
- Jeśli dowiem się od ciebie czegoś, czego nie byłbym w stanie dowiedzieć się w Irlandii, to bardzo chętnie.
Dziewczyna cofnęła się na kilka kroków.
- Mam wrażenie, że nie przyszedłeś się tu zabawić - popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Masz dobre wrażenie - odparł, po czym wyciągnął gruby plik pieniędzy - Potrzebuję informacji i mam wrażenie, że ty jedyna możesz mi pomóc.
- Masz dobre wrażenie - odpowiedziała z nieukrywaną dumą - Niezła podpucha z irlandzkimi korzeniami. Twój akcent cię zdradza. Obsługiwałam kilku rodowitych Irlandczyków i mnie nie oszukasz.
Jim westchnął, po czym przekazał jej wspomniane pieniądze.
- Muszę wiedzieć, kiedy zjawi się tu Barry Gold.
W jej oczach pojawiły się iskierki, jakby nadziei.
- Czyżby w końcu znalazł się odważny, który go poskromi?
- Powiedzmy. Mam do niego kilka pytań.
- Uznam, że nie wiem, kim tak naprawdę jesteś. Pamiętaj jednak, że każda informacja swoje kosztuje - kobieta założyła stanik, a Jim, poza pieniędzmi, zaproponował jej papierosa, którego chętnie wzięła do ust.
- Będzie tu za godzinę. Zawsze przychodzi o tej porze, by doglądać interesu w jego "perle" wśród burdeli. Znając życie, pewnie będzie siedział w swoim gabinecie, wykorzystując jedną z naszych podopiecznych - przerwała, zaciągając się Pall Mallem - Lubuje się tylko w naszych najmłodszych dziewczynach, co mnie osobiście odraża. Współczuję im.
Jim patrzył na nią ze współczuciem. Będąc w związku starał się szanować swoją partnerkę jak kobietę jego życia. Nie mógł znieść świadomości, że ktoś taki jak Barry Gold krzywdzi młode kobiety dla własnych korzyści.
- Gdy tylko się nim zajmę, żadna z was nie będzie musiała się nim martwić.
- Nie jesteś pierwszym, który mi to mówi. Każdy, kto próbował zadrzeć z Barrym, kończył na dnie Mersey.
- Tym razem będzie inaczej, obiecuję.

From Coventry with VendettaWhere stories live. Discover now