Prolog

103 10 1
                                        

Wystarczyły zaledwie dwa dni spędzone z Otto, aby Joseph zaczął zastanawiać się, czy wyjazd na dwumiesięczny kurs fotograficzny do Stuttgartu był aby dobrym pomysłem. Od początku liczył się z tym, że będzie zmuszony znosić jego towarzystwo - w końcu u niego mieszkał - jednak nie spodziewał się, że będzie to aż tak ciężkie. Ciągłe podteksty i głupie żarty naprawdę działały mu już na nerwy, więc tylko szukał wymówki, aby wieczorem wyjść z domu i choć na chwilę uciec od uciążliwego mężczyzny.

Całej tej sytuacji winna była matka Josepha, która - pomimo zapewnień i obietnic syna - nie zgodziła się na wynajęcie mieszkania w mieście, ponieważ uważała, że jest on za młody i byłoby to zbyt ryzykowne. Osobiście chłopak uważał, że większe niebezpieczeństwo grozi mu u Ottona, niż gdyby miał mieszkać sam. Był wściekły na matkę, czuł się potwornie zinfantylizowany i był niemal stu procentowo pewny, że gdyby to Claude miał wyjeżdżać, kobieta nie zaangażowałaby w to ''młodszego przyjaciela rodziny''. Na pożegnanie nie omieszkał jej tego wytknąć i przysiądź, że kiedy tylko za kilka miesięcy ukończy osiemnaście lat, wyprowadzi się i jego noga więcej nie postanie w rodzinnym domu.

Oczywiście było to tylko czcze gadanie, ponieważ zarówno on, jak i jego rodzicielka doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że chłopak nie ma w sobie tyle odwagi, aby to zrobić. Pomimo swojego wieku, Joseph nadal był silnie uzależniony od Mary i nie zapowiadało się na to, aby ten stan rzeczy miał prędko ulec jakiejkolwiek zmianie. Chłopak cały czas powtarzał sobie, że po ukończeniu szkoły się wyprowadzi, potem jednak uzmysłowił sobie, że nie ma dokąd i nie będzie miał, dopóki nie ukończy studiów i nie znajdzie dobrze płatnej pracy. A żeby pójść na studia, potrzebował pieniędzy. Jej pieniędzy...

Taki tok drogi życiowej w ogóle by mu nie przeszkadzał, gdyby nie sytuacja, jaka panowała w domu. Gdyby ktoś spojrzał na niego i jego życie z boku, nie będąc wtajemniczonym w sytuację rodzinną, powiedziałby, że chłopak ma lepiej niż pączek w maśle. I w pewnym sensie miałby rację, bo Josephowi nic nie brakowało. Mary była bogatą osobą, która prowadziła dobrze prosperującą firmę, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, więc jej dzieci nigdy nie chodziły głodne, zawsze mogły liczyć na pomoc finansową i teoretycznie wszystko, co tylko chciały. Mało tego, rodzina Desauliners miała tak długą i bogatą tradycję, że wszyscy jej członkowie nosili sygnety z rodowym herbem. Pierścienie te w tych czasach nie znaczyły już nic prócz sentymentu, jednak nie trudno sobie teraz wyobrazić jego sytuację materialną. Jednak główny problem polegał na tym, że Mary już osiemnaście lat temu zaplanowała życie swoich dzieci od narodzin po dzień jej śmierci. Jej chłopcy mieli być dobrze wykształconymi ludźmi renesansu, znającymi się na wszystkim w miarę dobrze, interesujący się tylko tym, co dla nich wybrała i w przyszłości posiadającymi piękne (również wybrane przez nią) żony i dzieci. Joseph przez lata żył w ten sposób, jednak po pewnym czasie zaczęło go to przytłaczać. Nie chciał interesować się polityką i finansami - szczególnie w wieku dziesięciu lat -, chciał zostać artystą.

Podejrzewał, że to właśnie przez to jego matka zawsze wolała Clauda bardziej od niego. To on zawsze był pilniejszy w nauce, mówił po bardziej płynnie w innych językach i lepiej wykonywał powierzone im zadania.

Biorąc pod uwagę to wszystko, okazywało się, że życie Josepha wcale nie jest takie szczęśliwe i kolorowe jakby mogło wydawać się na pierwszy rzut oka. Chłopak był przytłoczony nadmiarem obowiązków, oczekiwaniami matki, brakiem intymności i czasu i ciągłym karceniem za każde przewinienie. A już najbardziej dość miał ciągłego nadzoru, jaki Mary sprawowała nad nim i Claudem. Więc kiedy pewnego czerwcowego dnia zobaczył w Internecie reklamę dwumiesięcznego kursu fotograficznego w Niemczech, wiedział, że to jedna z nielicznych okazji, kiedy może wyjechać sam i odpocząć od czujnego spojrzenia matki. Już kilka lat wcześniej wywalczył prawo do interesowania się fotografią, choć nie było to łatwe. Dyskusja co do uczęszczania w kursie też nie należała do najłatwiejszych, jednak po kilku dniach namysłu, Mary uznała, że może to być dobry sposób na ''utemperowanie'' syna i pokazanie mu, jak to jest mieszkać daleko od niej i jej ''opieki''. Oczywiście postawiła jeden warunek: Joseph ma zamieszkać u Ottona i być mu posłusznym.

Kobieta nie wiedziała jednak, jakie stosunki panują pomiędzy mężczyznami i nie miała najmniejszego pojęcia, że jej syn może z łatwością manipulować niewiele starszym ''przyjacielem rodziny''. Otto od dwóch lat usilnie starał się dopiąć pewnego celu, którym to celem był sam Joseph. Młody chłopak od samego początku czuł niechęć do mężczyzny i nie miał najmniejszej ochoty nawet z nim rozmawiać, nie mówiąc już o żadnej bliższej relacji. Otto był jednak uparty i choć robił to w bardzo zawoalowany sposób, Joseph dawno już zrozumiał, o co mu chodzi. Teraz ta sytuacja po części działała na korzyść Josepha, ponieważ nawet gdy łamał rozkazy matki i jawnie ignorował prośby i polecenia Ottona, ten i tak nic nie mówił, ponieważ nie chciał stracić swojej okazji. Chłopak mógł nie wrócić przez całą noc, a nie groziłoby mu nic poza kłótnią ze swoim gospodarzem.

Tak więc mijał czwarty dzień jego pobytu, a on chodził z aparatem na szyi po niemal pustych o tej porze ulicach Stuttgartu i rozglądał się uważnie w poszukiwaniu sam do końca nie wiedział czego. Był sam w obcym mieście, ale ku swojemu nawet zdziwieniu nie bał się ani trochę, a zamiast tego korzystał z chwili spokoju i wolności. Przyglądał się fasadom budynków i analizował każdy ich fragment, chcąc zapamiętać je dokładnie, choć sam nie miał pojęcia, dlaczego wydawało mu się to tak ważne. Kilka razy przyłapał się na tym, że zagląda do okien, w których paliło się światło i zastanawia się, czy ludzie, którzy tam mieszkają, są szczęśliwi, a jeśli nie to dlaczego.

Z cichym westchnieniem przeszedł przez przejście dla pieszych i spojrzał na budynek oświetlony jasno migającymi neonami. Z zaciekawieniem podszedł bliżej, a potem bez większego zastanowienia wszedł do środka. Znalazł się we wnętrzu klubu, baru lub czegoś z tego rodzaju. Światło było tu przyjemnie przyciemnione, co sprawiało, że atmosfera stawała się lekko senna. A bardziej byłaby lekko senna, gdyby nie głośna, dobiegająca ze sceny muzyka. Prawdę powiedziawszy, to właśnie ona przyciągnęła tu młodego fotografa.

Stanął kawałek od wejścia i z uwagą przyglądał się zespołowi grającemu właśnie jeden z nieco wolniejszych utworów. Śpiewała tam młoda, na oko dwudziestoletnia, dziewczyna, która wczuwając się w śpiewany utwór, od czasu do czasu robiła dziwne miny lub wskazywała palcem kogoś z widowni, niezbyt z resztą licznej. Potem jego wzrok przykuł gitarzysta, który wyglądał na Hindusa, jednak Joseph nie mógł tego stwierdzić na sto procent. W zespole był także perkusista i keyboardzista.

Jednak największą uwagę Joseph poświęcił mężczyźnie, który ze skupieniem i pasją grał na basie. Z zafascynowaniem obserwował, jak jego długie, szczupłe palce sprawnie poruszają się po gryfie gitary i delikatnymi, ale zdecydowanymi ruchami szarpią jej struny. Mężczyzna stał w miejscu, jedynie kiwając głową i od czasu do czasu delikatnie wypychając do przodu biodra. Joseph żałował, że nie może dokładnie zobaczyć jego twarzy, którą częściowo zakrywały szare, długie włosy, a częściowo czarna, ozdobiona łańcuszkami maseczka. Wpatrywał się w niego tak intensywnie, że nawet nie zauważył, kiedy dziewczyna i gitarzysta zamienili się miejscami. Fakt ten zauważył, dopiero kiedy Azjata zaczął śpiewać jakiś inny utwór. Niepewnie uniósł aparat i zrobił kilka zdjęć. Miał wyłączony flesz, więc nie przejmował się tym, że zwróci na siebie czyjąś uwagę. Z resztą, nawet gdyby tak się stało, miał niezwykły dar do wychodzenia z opresji za pomocą dyskusji, który dziwnym trafem uporczywie nie chciał zadziałać na jego matkę.

I tak są tylko na mój użytek. Pomyślał i powrócił wzrokiem na scenę. Zresztą może im też się do czegoś przydadzą.

Po chwili utwór dobiegł końca, a wokalista zwrócił się do publiczności z pytaniem jakiego utworu chcieliby teraz posłuchać. Przez moment w barze zapadła cisza, przerywana tylko buczeniem głośników i trzeszczeniem mikrofonu. W końcu jednak młoda dziewczyna, stojąca zaraz przy scenie rzuciła hasło ''Klavier''*, a reszta publiki poparła ją, skandując to słowo głośniej. Joseph miał wrażenie, że muzykom nieco zbladły uśmiechy. Cały zespół jak na zawołanie spojrzał na basistę, wzrokiem pytając go o zdanie. Szarowłosy pokiwał tylko głową i bez słowa zdjął z ramienia pasek, na którym zawieszony był jego bas. Bez emocji, zdejmując po drodze maseczkę, podszedł do starego, nieco zniszczonego pianina, stojącego w rogu sceny i usiadł na krześle. Gdyby nie strój, w jakim występował, można by pomyśleć, że zaraz ma wziąć udział w konkursie szopenowskim.

W sali zapadła grobowa wręcz cisza, więc kiedy mężczyzna nacisnął pierwsze klawisze, muzykę było słychać doskonale. Piosenka, którą wykonał, okazała się bardzo smutną i głęboką w wydźwięku balladą. Śpiewał bez mikrofonu, jednak Joseph doskonale słyszał każde słowo i mimo że nie wszystko rozumiał (Była to jedyna piosenka, którą zespół wykonał po niemiecku.), wiedział, że ta piosenka ma bardzo bolesną i długą historię. Potwierdzały to poważne miny reszty muzyków i cisza, jaka panowała w sali oraz fakt, że po jej wykonaniu basista zszedł ze sceny.

Joseph, czując, że może to być jego jedyna szansa na rozmowę z szarowłosym i pokazanie mu wykonanych zdjęć ruszył w kierunku zaplecza. Nie wiedział dlaczego, ale czuł przemożną chęć poznania tego mężczyzny lepiej. Cóż, być może dużą rolę odgrywał w tym fakt, iż basista był po prostu bardzo w jego typie.






* Nawiązanie do piosenki Klavier zespołu Rammstein 

Oni mówią do mnie

 Otwórz te drzwi

 Ciekawość stanie się krzykiem 

Co też będzie za nimi

 Za tymi drzwiami

 Stoi fortepian 

Klawisze są zakurzone 

Struny są rozstrojone 

Za tymi drzwiami 

Przy fortepianie siedzi ona

 Lecz już więcej nie gra 

Ach, to było tak dawno temu 

Tam przy fortepianie 

Słuchałem jej I kiedy zaczynała grać 

Wstrzymywałem oddech 

Powiedziała o mnie 

Pozostanę zawsze przy tobie 

Lecz tylko się wydawało 

Że gra jedynie dla mnie 

Dolałem jej krew 

Do ognia mojej pasji 

Zamknąłem drzwi 

Pytano o nią 

Tam przy fortepianie 

Słuchałem jej 

I kiedy zaczynała grać

 Wstrzymywałem oddech 

Tam przy fortepianie

 Stałem przy niej 

Lecz tylko się wydawało 

Że gra jedynie dla mnie

 Drzwi są otwarte 

Ach, jakże oni krzyczą 

Słyszę jak matka błaga

 Ojciec mnie bije 

Odrywają ją od fortepianu 

I nikt mi tu nie wierzy

 Że jestem śmiertelnie chory 

Ze zgryzoty i od fetoru

 Tam przy fortepianie 

Słuchałem jej 

kiedy zaczynała grać 

Wstrzymywałem oddech 

Tam przy fortepianie 

Ona słuchała mnie 

I kiedy zaczęła się moja gra

 Ona wstrzymywała oddech

FORTEPIAN /Joshcarl/Donde viven las historias. Descúbrelo ahora