Rozdział VIII. Ósmy dzień eksperymentu. Bliskie spotkanie czwartego stopnia.

2 0 0
                                    

Coś poszło nie tak. Kiedy się ocknęła, zorientowała się, że wisi na badylowatym drzewku. Wiał silny wiatr. Piasek dostał się  pod powiekę. Łzawiły jej oczy. Biały kaptur na jej głowie przegrał walkę z  wichurą i opadł na plecy. Długie granatowe włosy powiewały w różną stronę świata i biczowały jej  twarz. Nogi zaplątały się w gałęzie drzewa i nie mogło się w żaden sposób wyprostować. Na domiar złego czuła, że w rajstopach leci jej oczko.

- Jak ja się ludziom pokaże w dziurawych pończochach i rozczochranych włosach, myślała. Nie mam grzebienia i ubrań na zmianę.

Gdy tak mocowała się z drzewem, poczuła, że ktoś intensywnie się w nią wpatruje. Gosia ostrożnie odwróciła głowę i spojrzała w dół. Na dole pod drzewem stała trójka dzieci. Były to dwie dziewczynki i jeden chłopczyk. Dziewczynki były ubrane w plisowane długie spódnice. Biodra miały przepasane lakierowanym paskiem, na głowie miały chusty przypominające welon sióstr zakonnic.  Chłopiec miał wielką niekształtną czapkę. Twarze trójki dzieci wyglądały, dość ponuro. Kobieta   przestraszyła się, że dzieciaki zaczną ją obrzucać kamieniami. Chciała je uspokoić.

- Nie bójcie się mnie, nic wam nie zrobię.

- Skąd Pani się tu wzięła? Zapytała niegrzecznie dziewczynka, która wyglądała na najstarszą. Gosia nie widziała jak jej wytłumaczyć, że zabłądziła w czasie i przestrzeni. Pokazała więc na niebo.

- Spadłam z nieba.

- Czego Pani od nas chce? Zapytał chłopiec niewiele młodszy od dziewczyny. Miał on może dziewięć lat. Gosia nie chciała niczego od  małych brzdąców.

Marzyła jedynie o gorącej kąpieli wygodnym łóżku i czymś do zjedzenia. A przede wszystkim chciała znaleźć się znowu w Zjednoczonym Królestwie Miłości i Tolerancji w Galaktyce Wielkiego Przewodnika. Była ona dobrą i wierzącą kobietą. Poprosiła więc dzieciaki.

- Dzieci zmówcie w mojej intencji trzy zdrowaśki. Proszę.

Dzieci klękły i zaczęły się modlić. Tumany kurzu zakryły słońce. Toruniance udało się zejść z drzewa i uciec niepostrzeżenie. Nie wiedziała, gdzie się znajduje. Jej pierwszą myślą było znalezienie jakiegoś centrum handlowego. Nie dysponowała gotówką, ale miała smart watch z kartą płatniczą. Chciała przy gorącej kawie w spokoju zebrać myśli. Miejsce, w którym się znalazła,  było małą osadą pośród gór. Dosłownie trzy domki na krzyż. Minęła kapliczkę Matki Boskiej, z  daleka zobaczyła jakieś budynki. Postanowiła pójść w ich stronę.

- W każdej wiosce jest jakieś centrum, gdzie można się najeść i napić, pocieszył ją głos z tyłu głowy. Na polu zobaczyła pasterza pilnującego owiec. Kobieta zbliżyła się do niego i zagadała.

- Witaj dobry człowieku, pastuszek wpatrywał się w nią, jakby się bał. Gosia postanowiła go ośmielić i uśmiechnęła się do niego z matczyną życzliwością. Mężczyzna wpatrywał się w jej błyszczący pozłacany smart watch, który kurczowo trzymała przy piersi.

- Dobry człowieku czy w tej miejscowości jest centrum handlowe? Pasterz  nie rozumiał jej. Kawiarnia Star, Gosia wskazała na niebo, w tym momencie smart watch zaczął pulsować i zielona dioda zaświeciła w telefonie, ktoś próbował się z nią skontaktować, kobieta zignorowała połączenie. Tymczasem mężczyzna upadł na kolana. Głos z tyłu głowy poinformował ją, że znajduję się w Portugalii. Podał jej zwroty, które ma użyć przy powitaniu. 

- Zmów trzy zdrowaśki każdego miesiąca, dnia trzynastego powtórzyła po portugalsku Gosia. Pasterz poderwał się do ucieczki. Gosia wędrowała przez wieś. Szukała jakiegoś miejsca na nocleg. Była zmęczona. Mijała jakieś pola, gdzie wypasano owce. Ludzie, których mijała, na jej widok żegnali się i coś mamrotali pod nosem. Znalazła w końcu opuszczoną stodołę. Musiała skontaktować się z upadłym aniołem, ale nie wiedziała jak to zrobić. Przed snem wyszeptała trzy razy:

CzuwającyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz