ROZDZIAŁ 2

1 0 0
                                    

Ból, tylko to czułam. Cała głowa tętniła, jakby zaraz miała pęknąć. Gdy przeszły mi zawroty głowy i wzrok odzyskał ostrość rozejrzałam się po pomieszczeniu. Spodziewałam się, że znajduję się w jakimś lochu lub celi, ale zamiast tego moim oczom ukazał się pokój. Niewiele w nim było, szafa, ogromne łóżko, w którym leżałam. W rogu znajdował się stół, na którym stało parę zapalonych świec. Powoli spróbowałam wstać, ale w tym momencie zauważyłam, że na sobie znowu mam tylko bieliznę. Chwyciłam za koc i okryłam się nim. Po dotknięciu zimnej posadzki przeszły mnie ciarki, ale to nie zniechęciło mnie, żeby wstać i się rozejrzeć.

Nie wiem ile czasu spałam, ale słońce już dawno było za horyzontem. Przez okno zobaczyłam jak w moją stronę idą jacyś ludzie. Drzwi się otworzyły i do pokoju weszły trzy osoby. Chłopaka poznałam od razu, to ten który gonił mnie na plaży. Dwie pozostałe to dziewczyny, które nie wyglądały na starsze ode mnie. Cała trójka miała włosy ciemnobrązowe, prawie czarne i ubrani byli w podobne jakby średniowieczne stroje. Długie kolorowe suknie dziewczyn wyglądały prześlicznie, ale musiały być strasznie niewygodne. Włosy miały poprzeplatane kolorowymi wstążkami i koralikami.

Chłopak natomiast miał na sobie lnianą koszulę i skórzane spodnie. Jego kamizelka była wykonana z podobnego materiału, ale miała na sobie przeróżne wzory. Jak na mężczyznę miał strasznie długie włosy, które rzemykiem związał w kucyk. Przy pasie zauważyłam przypięty miecz.

- Gdzie ja jestem?! Jak się tu znalazłam? Ile czasu tu jestem? Jeśli można, to chciałabym wrócić do domu. Moja rodzina na pewno już się denerwuje i zastanawia gdzie się podziałam. To tylko kwestia czasu jak zacznie mnie szukać policja!

Jedna z kobiet podeszła do mnie i podała mi długą suknię w kolorze ciemnej zieleni. Gdy tylko jej dotknęłam nie mogłam uwierzyć, że istnieje na świecie tak delikatny materiał.

- Mam na imię Loren. Jestem do twojej dyspozycji. A teraz, ubierz się. Na dworze zrobiło się chłodno, a zaraz musimy ruszać w drogę. – druga z dziewczyn w tym momencie podała mi tacę z jedzeniem i kubek wody.

- Co ja tu robię? Błagam, chcę wracać do domu!

- Bardzo proszę o spokój wasza wysokość. Jak dojedziemy na miejsce Pani ciotka na pewno wszystko Pani wyjaśni. – głos chłopaka był na tyle przyjemny w słuchu, że o mały włos nie doszły do mnie słowa, które wypowiedział - A Pani ojciec, o nie daj Boże, jakby coś się Pani stało, to już na pewno nas zaatakuje.

- Wasza wysokość?! To jakiś żart? Mój ojciec leży teraz w szpitalu psychiatrycznym z ciężką depresją i po próbie samobójczej. Jestem pewna, że to nie on za tym stoi. To musi być jakiś przeklęty sen! – naprawdę byłam przerażona. Nigdy tak długo nie byłam z dala od domu i rodzeństwa.

- Chciałbym wyjaśnić to całe zajście, ale nasza regentka wyraźnie zaznaczyła, że ona osobiście musi to zrobić. A właśnie. Jestem Markon, twój ochroniarz, a to Loren i Kali, twoje osobiste służki. – po tych słowach skłonił się nisko i wyszedł na zewnątrz. Przez okno zobaczyłam, że usiadł tuż przy drzwiach.

- Wasza wysokość czegoś jeszcze sobie życzy? Mogę przygotować kąpiel przed podróżą, ale zalecenia ochrony są takie, że po tym jak dojdzie panienka do siebie, to od razu ruszamy. – popatrzyłam na Loren, która pochylała się nade mną delikatnie.

- Proszę, nie nazywajcie mnie tak. Żadna ze mnie „wasza wysokość" jestem Aurelia, tylko Aurelia. I w tym momencie bardzo chciałabym wrócić do domu.

- Jak najbardziej panien... Aurelio. Wyruszymy w drogę do pałacu jak tylko się panienka przygotuje.

- Ale ja nie chcę do żadnego pałacu! Chcę do domu, do rodzeństwa, do babci! O matko, ona na pewno jest zrozpaczona! Muszę jak najszybciej tam wrócić!

- Niestety obawiam się, że to na razie niemożliwe wasza wysokość. Jesteś teraz potrzebna tutaj, nam, twoim poddanym. Stoimy na progu wojny i tylko ty możesz temu zapobiec. – dziewczyny wyszły zostawiając mnie samą w głupiej sukience i z myślami o tym, co właśnie zostało powiedziane.

Ale jak ja, półsierota z małego miasta, miałam zapobiec jakieś durnej wojnie? Na dodatek w idiotycznej krainie, gdzie wszyscy uznali mnie za jakąś królową lub królewnę, sama nie wiem. Wiedziałam jedno, za nic w świecie nie zamierzałam im w niczym pomagać. A skoro uznali mnie za jakąś władczynię, to zażądam, żeby mnie odprowadzili i zostawili w spokoju.

Gdzieś z tyłu głowy tylko jedna myśl nie dawała mi powodu, żeby odetchnąć. Co jeśli przez to, że się tu znalazłam, nie ma już domu?

ZmianaWhere stories live. Discover now