Rozdział II

263 27 34
                                    

Noc przebiegła niespotykanie spokojnie. Żadnych snów, czy nocnych pobudek, jak to było dotychczas. Regenerowałam ciało, gdy nagle wybudził mnie wysoki, irytujący dźwięk. Zerwałam się do pozycji siedzącej i dostrzegłam, że jego źródłem jest srebrny budzik skaczący na płytkach podłogowych.

Sięgnęłam lewą ręką w jego stronę, by go wyłączyć. Gdy to już zrobiłam, płytki przesunęły się w prawą stronę, po to by następnie podrzucić przedmiot tak, aby wylądował na komodzie.

Odrzuciłam kołdrę na bok i usiadłam na skraju łóżka drapiąc się po głowie. Podłoga znów się poruszyła podrzucając mi przed stopy parę klapek w moim rozmiarze. Powoli wsunęłam w nie kończyny wciąż nie tracąc czujności.

Podeszłam do walizki i po jej otworzeniu stanęłam nad nią zastanawiając się co ubrać. W swoich zasobach posiadam tylko jedną sukienkę, w dodatku na specjalne okazje, więc ta opcja odpadała. Obcisła bluzka? Zbyt odważne. Szerokie dresy? Zbyt menelicowe. Jeansowe szorty? Zbyt niewygodne.

Zawsze wszystko było zbyt. Najwyraźniej nawet ja byłam zbyt niedoskonała by zostać w Paryżu.

Wdech, wydech i już stałam przed lustrem ubrana w szerokie, niebieskie, jeansowe spodnie oraz białą koszulę z wyhaftowanymi na ramionach żółtymi kwiatami. Swoje włosy zaplotłam w luźny warkocz, a głowę przewiązałam czarną bandamą. Gdy kończyłam malować rzęsy, ktoś zapukał do moich drzwi, a później chaotycznie przez nie wszedł.

- Jak tam pierwszy poranek w Encanto? - spytała z szerokim uśmiechem Mirabel.

- Świetnie - odłożyłam tusz do rzęs do kosmetyczki - tylko zauważyłam, że wasz dom jest jakiś...

- Casita to nasz żywy, magiczny dom - odparła nastolatka dokańczając moje zdanie.

~ Zupełnie jak Tardis ~ odrzekł zafascynowany, kobiecy głos w mojej głowie, jednak szybko go zignorowałam.

- Pewnie musisz być głodna - napomknęła Mirabel - akurat nakryto do stołu.

Dziewczyna wyciągnęła mnie z pokoju i razem pognałyśmy w stronę schodów. Po drodzę minęłyśmy jeszcze rudowłosą kobietę, do której Mirabel rzuciła krótkie "Hola tía Pepa", po czym pobiegłyśmy dalej. Zauważam wtedy, iż nad jej głową pojawiła się mała chmura.

Lekko zwolniłam przed schodami, aby się nie zabić, jednak Casita ułożyła z nich zjeżdżalnie, dzięki czemu zjechałyśmy po nich szybko i w miarę bezpiecznie.

Tym razem posiłek odbywał się na placyku przed rezydencją. W drodzę do stolika z jedzeniem podwinęłam do łokci rękawy mojej koszuli.

Gdy już nałożyłam sobie śniadanie spostrzegłam, że jedyne wolne miejsce było obok dziewczyny, której włosy spięte były w kok, przewiązane czerwoną chustą, więc tam też usiadłam. Camilo siedzący na przeciwko tak jak wczoraj miał pełny talerz jedzenia co, szczerze, wywołało u mnie lekki uśmiech.

Cała rodzina rozpoczęła posiłek dokładając do tego również rozmowy między sobą. Ja także starałam się dorzucić swoje trzy grosze, jednak z wyczuciem. W końcu to dopiero mój drugi posiłek z Madrigalami i wciąż czułam się trochę obco.

Gdy wszyscy kończyli już jeść Abuela wstała i zaczęła powoli przechadzać się wokół stołu.

- Czy każdy zna swoje zadania na dziś? - spytała życzliwym, lecz surowym tonem na co większość pokiwała głowami - Luisa? - zapytała.

- Mam pomóc w przenoszeniu cegieł do budowy nowego domu - odparła wysoka, muskularna dziewczyna siedząca obok Mirabel.

- Pepa? - kobieta pytała dalej.

Uno de tantos | Encanto FFWhere stories live. Discover now