Rozdział I

451 29 27
                                    

Bycie nastoletnią aktorką miało swoje plusy, ale także minusy. Pozytywną stroną była na pewno umiejętność wybrnięcia praktycznie z każdej sytuacji, no i wiadomo, pieniądze na start, jednak miało to też swoje negatywy. Szczerze nie przepadałam za tłumami, wolałam skromne towarzystwo kilku, maksymalnie kilkunastu osób. Choć tych "fanów" nie było bardzo dużo, ponieważ grałam tylko w kilku francuskich produkcjach i w żadnym nie dostałam głównej roli, to jednak było to lekko przygnębiające.

Ale to było później. Zagłębiając się bardziej w moją przeszłość można ujrzeć dziewczynę, która posiada skromne grono przyjaciół, drobne hobby i dość dziwne, czasem nawet przerażające poczucie humoru.

Po śmierci rodziców powiedziano mi, iż jedyną rodzinę posiadam we Francji. Jest nią wujek, jego zmarła żona, oraz syn w podobnym wieku do mnie. Na początku trochę się bałam. Inny kraj, inny język, inni ludzie. Mężczyzna, u którego mieszkałam okazał się być niesamowitym gburem, jednak jego syn był świetny, tak samo jak jego, a później nasi przyjaciele. Załatwiono mi francuskiego korepetytora i dzięki niemu dość szybko nadrobiłam zaległości językowe.

Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy. W pewnym momencie wuj zadecydował, że wyjeżdżam. Podobno jego matka miała w Kolumbii dobrą znajomą, u której mogłabym zamieszkać. Nawet nie pokusił się, by przekazać mi to osobiście. Wysłał po to jego asystentkę, która miała mnie tam dostarczyć i na miejscu wręczyć list od niego.

Dostałam dosłownie trzy dni na pożegnanie się z całym moim ówczesnym życiem.

I tak właśnie znalazłam się przed posiadłością rodziny Madrigal. Dom stojący kilka metrów w przód ode mnie wydawał się bardzo wielki. Co nie dziwne, w końcu musiał pomieścić aż jedenastu domowników. Większość ścian budynku porastały rozmaite rośliny takie jak kwiaty, czy liany. W oko rzucała się zielona wieża, z której widok musiał być nieziemski.

Z lewej kieszeni swoich szerokich, brązowych spodni wyjełam poskładany czterokrotnie list od mojego wujka. Teraz była ostatnia szansa by uciec. Później nie będzie już odwrotu. Zrobiłam głęboki wdech, wydech i ponownie otworzyłam list myśląc, że może zajdzie jakiś cud, przez który będzie tam napisane "Wracaj do domu skarbie, Twój kuzyn i wujek czekają na Ciebie". Jednak życie jest okrutne i nic takiego się nie wydarzyło. Spoglądając na kartkę przeczytałam jedno zdanie w myślach.

"Gdy już dotrzesz na miejsce zapukaj do drzwi, ktoś Ci na pewno otworzy."

Jak było napisane, tak zrobiłam. W powietrzu rozniosły się trzy stuknięcia. Ku mojemu zaskoczeniu drzwi otworzyły się natychmiast, a płytki pod moimi stopami drgnęły niespokojnie.

- Co do - wypaliłam prawie bezgłośnie.

Chwyciłam za rączkę mojej dość sporej walizki, poprawiłam ulubioną torbę na ramieniu i przeszłam przez próg domu, by znaleźć się na niewielkim placyku. Przełknęłam ślinę i schowałam list do kieszeni.

W tamtym momencie kątem oka dostrzegłam postać starszej kobiety zmierzającej w moją stronę. Miała na sobie śliwkowo różową suknię, która elegancko podkreślała jej makijaż.

- Ty pewnie musisz być Tatiana - odparła spokojnie kobieta na co ja kiwnęłam głową - Witaj w domu rodziny Madrigal!

- Dzień dobry pani... - zaczęłam.

- Mów mi Abuela, kochana - odparła siwowłosa - właśnie mieliśmy siadać do kolacji, zapraszam za mną.

Posłusznie zostawiłam bagaże pod jedną ze ścian i podążyłam za kobietą. Ta jednak, nim opuściłyśmy placyk powiedziała:

Uno de tantos | Encanto FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz