Rozdział 3

234 19 3
                                    

Po nieprzespanej nocy wolnym krokiem udałem się na śniadanie ubrany w szare dresy i biały pokoszulek. Jak się okazało, wszyscy zajęli miejsce przy stole. Oprócz naszej czwórki trybutów, Melanie Tonton oraz Emily naszej mentorki w pomieszczeniu znajdywały się jeszcze cztery osoby. Już na pierwszy rzut oka było widać, że pochodzą z Kapitolu. Emily chyba zauważyła moją zdziwioną minę bo zaczęła przedstawiać przybyszy
-To, moi kochani są wasi styliści. Od lewej Paris, Neo, Sonia i Anys-przyjrzałem się im. Wszyscy wyglądali idiotycznie, a najbardziej Neo, ubrany w turkusowy garnitur z świecącymi drutami zamiast włosów i zielonkawym odcieniem skóry. Parsknąłem śmiechem.
-Co cię śmieszy?-zapytał Amus, czy jakoś tak akcentując każde słowo
-Mnie?-udawałem, że nie wiem o co chodzi. Uniosłem ręce w geście kapitulacji-Oj przepraszam, ale te twoje kocie uszka-znów się zaśmiałem
-Haymitch, uspokój się-powiedziała zdenerwowana Melanie, tym razem w zielonej peruce i sukni-Nie denerwujcie się kochani, on po prostu nie zna się na stylu-przytuliła świecącego i kociaka. Po tej lekko żenującej scenie zabrałem się za jedzenie. Zacząłem od tostów z dżemem truskawkowym, następnie zjadłem jajecznice ze szczypiorkiem i kilka pączków. Wszystko popiłem kawą. Jeśli mam szukać pozytywów tej sytuacji, to jedzenie jest najlepszym z nich. Dotychczas żywiłem się jakby to powiedzieć, trochę mniej wykwintnie.

Zaraz po śniadaniu poszedłem do pokoju razem z moją stylistką. Na szczęście przydzielono mi Sonie, która wyglądała ze wszystkich najnormalniej. Pomijając kolczyki w nosie, brwi i wardze oraz bardzo kusą sukienkę wykonaną z matetriału przypominającego folię aluminiową wyglądała całkiem normalnie. Jej skóra miała normalny odcień, a czarne, proste włosy upięte były w kok.
-Co by tu z tobą zrobić-powiedziała bardziej do siebie stylistka-Narazie wystarczy to-wyjęła z szafy czarne eleganckie spodnie i białą koszule-Reszte ustalimy już w Kapitolu-powiedziała i wyszła z mojego pokoju. Ubrałem strój przygotowany przez stylistke i wyszedłem na korytarz. Wagon zatrzymał się na peronie. Widok wydawał mi się surrealistyczny. Tłum kolorowych ludzi wykrzykiwał w naszą stronę i klaskał. Zrobiło mi się niedobrze. Oni traktowali nas jak jakieś zwierzątka w zoo. Byliśmy ciekawymi okazami. Będąc osaczony przez ten dziki tłum jeszcze bardziej zapragnąłem być w dwunastym dystrykcie, w domu.

Nasza mentorka zaprowadziła nas do, jak to ona nazwała "salonu odnowy". Moim zdaniem lepiej pasowałaby nazwa sala tortur. Po ogólnym wyczyszczeniu mnie, które swoją drogą zajęło prawie godzinę ponownie spotkałem się z moją mentorką
-Teraz wyglądasz jak człowiek-przyjrzała mi się dokładnie
-Niestety, ty nadal wyglądasz tak samo-o dziwo, nie skomentowała mojej niewybrednej uwagi.
-Jeszcze dziś odbędzie się Ceremonia Otwarcia. Skoro wasz dystrykt zajmuje się wydobywaniem węgla to może...-przerywam jej, bo domyślam się o co chodzi
-Przebierzecie nas za górników-Sonia przytakuje-Na pewno bardzo długo o tym myśleliście. Niech zgadnę: wymyślił to ten zielony ze świecącymi włosami
-Jesteś bezczelny-krzyknęła stylistka-Nie rozumiesz, że my wam próbujemy pomóc?-była bliska płaczu
-Słucham? Jak wy nam pomagacie? Halo, my i tak zginiemy nawet jak przebierzecie nas za górników!-teraz ja też się zderwowałem, ona jest głupsza niż myślałem
-My chcemy waszego dobra, ja wierzę, że wygrasz-powiedziała łamiącym się głosem-Wracajmy do pracy-chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale powstrzymałem się.

Tak jak zapowiedziała, na paradzie trybutów cała nasza czwórka była przebrana za górników. Czarny, workowaty kombinezon i kask z lampką z przodu. Na nas sponsorzy i tak nie zwracają uwagi, a w tych strojach jeszcze zmniejszą się nasze, już i tak minimalne szanse na zdobycie funduszy. Rozejrzałem się po innych zawodnikach. Oprócz nas gorzej wyglądali tylko trybuci z dziesiątego dystryktu. Jedna para przebrana była za świnie, a druga za krowy. Jako pierwsi na stadion wyjechały rydwany z zawodnikami z jedynki.
-Kate i Haymitch jedziecie razem-nasza mentorka pokazała nam rydwan
-Mogę jechać z Maysilee?-zapytałem cicho. Kate pochodziła z miasteczka i wydawała się strasznie arogancka. Wiem, nie miałem się z nikim zaprzyjaźniać ale Maysilee jest całkiem miła i przypomina moją kochaną Lily.
-Złapcie się za ręce-nakazała Emily, poczułem się trochę niezręcznie ale zrobiłem to o co poprosiła. Kiedy wjechaliśmy na stadion wypełniony mieszkańcami Kapitolu Maysilee szepnęła mi do ucha
-Wesołych Głodowych Igrzysk
-I niech los zawsze nam sprzyja-dokończyłem uśmiechając się do niej.

***
Dziękuje za wszystkie komentarze. Mam już czwarty rozdział, pojawi się jeszcze w tym tygodniu. Jeśli widzicie jakieś błędy, piszcie. Rozdział napisany na telefonie. Jśli jakieś literówki się znajdą to przepraszam
Do zobaczenia xoxo

(NIE)WYGRANY Haymitch Abernathy [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now