- Leć, to może zdążysz na autobus.

Po usłyszeniu tych słów Sunghoon oderwał się od Sunoo i ruszył biegiem w stronę drzwi. Przepychał się między uczniami, ignorował krzyk Heeseunga za nim. Teraz dla niego nie było to wszystko ważne, jedyne co się teraz liczyło to dotarcie na lotnisko, zanim Jake wsiądzie do samolotu.

~❄️~


Jake siedział samemu na krześle w poczekalni na lotnisku. Bawił się swoim telefonem, mając nadzieję, że jego ukochany zaraz zadzwoni do niego i powie, żeby został. Zostałby dla niego. Jednak teraz tracił już nadzieje, widząc, jak coraz więcej ludzi staje w kolejce po bilety i zaczyna kłaść swoje bagaże na taśmie. Siedział tu już dobrą godzinę, pani przy okienku kilka razy prosiła go do siebie, aby mógł odebrać swój bilet i przejść przez bramki, ale on tylko odmawiał, mówiąc, że na kogoś czeka. Głupio by mu było, gdyby Sunghoon jednak nie przyjechał. Nie miał pewności czy będzie chciał się z nim widzieć, ale nadzieja w nim nie gasła. Dlatego, gdy zobaczył smsa od Sunoo, aż poderwał się z siedzenia, zaraz przepraszając kobietę, którą niechcący przy tym trącił i wracając na krzesło. „Napisz, jak do ciebie dotrze". Teraz był już pewien, że Sunghoon jest w drodze i może nie skończy się to tak źle, jak myślał.

Nagle usłyszał znajomy głos gdzieś w tym pomieszczeniu, nie mógł uwierzyć, miał wrażenie, że to sen albo że jego stan psychiczny pogorszył się do tego stopnia, że narodziła się w nim schizofrenia. Jednak nie, to był on, wysoki brunet stał przy kasie i pytał o coś kasjerki.

- Nie widziała pani może takiego niskiego chłopaka, nazywa się Sim Jaeyun i...

- To nie ten chłopak? Czeka na kogoś od jakiegoś czasu - powiedziała kobieta zmęczonym głosem i kiwnęła głową na Jake'a. Sunghoon podziękował, kłaniając się lekko, przy tym zwracając na siebie uwagę kilku osób. Nie lubił tego.

Jednak lubił chłopaka, który właśnie podniósł się z krzesła i w którego stronę szedł. I gdy już stanęli przed sobą, Sunghoon poczuł się pusty i zimny. Tak długo olewał Jake'a, nie rozmawiał z nim od tak dawna, a on go cały ten czas lubił i był zazdrosny o Sunoo, który był dla młodszego jedynie odskocznią lub pocieszeniem. Jake uwiesił się na szyi Sunghoona z całej siły, a w jego oczach zebrały się łzy. Kochał go, tak bardzo i cały ten czas.

- Sunghoon ja...

- Kocham cię Jake, proszę, nie zostawiaj mnie znowu - zaszlochał Sunghoon w jego ramię. - Przez ten cały czas byłem na ciebie zły, że mnie wtedy zostawiłeś i o mało nie straciłem cię po raz drugi. Jesteś jedyną osobą na tym świecie, na której mi tak zależy, jeśli mnie teraz zostawisz, nigdy sobie nie wybaczę.

- Sunghoon spokojnie, uspokój się, jestem tutaj i nigdzie nie lecę. Jeśli chcesz, zostanę z tobą, tylko nie płacz już. - Swoją dużą dłonią pogłaskał tył głowy przyjaciela, a potem się odsunął. - Zdecydowanie wolę, gdy się uśmiechasz.

Dłonie Jake'a powędrowały na policzki Sunghoona, aby zetrzeć łzy, które po nich spływały. Miał miękką skórę tak jak kiedyś. Jego oczy nadal mieniły się tak samo, gdy na niego patrzył, tak jakby cała miłość przetrwała ten długi czas rozłąki. Tęsknili za sobą przez ten cały czas, nie rozmawiali, a właśnie tego potrzebowali. Sunghoon co noc wylewał łzy w poduszkę, mimo to bał się, że gdy odnowią kontakt, starszy znowu zniknie. A Jake bał się, że już nie jest mu potrzebny, w końcu miał Sunoo i resztę znajomych. Jednak było zupełnie odwrotki, Sunghoon potrzebował go jak nikogo innego, jego śmiechu, głosu, dotyku - tego wszystkiego, czego nie dostawał od czasu rozłąki. Bo to ci było między nimi, było dziwne, to jak więź lub lina, która zawsze ich do siebie przyciąga. Ich relacji nie dało się nazwać, po prostu byli i to było cudowne. Miłość, która kwitła w nich od dawna, teraz mogła wyjść na światło dzienne i ukazać się w najcudowniejszej postaci. Byli o krok od stracenia najpiękniejszego kwiatu, jaki mogli sobie wymarzyć, jednak ich niezwykła więź nie pozwoliła na to. O to właśnie chodzi w miłości, aby umieć się ze sobą porozumiewać - i mimo że nie rozmawiali ustami, ich serca komunikowały się ze sobą, bo biły dla tego drugiego.

Kiedy usta Jake'a dotknęły tych Sunghoona, cała ich miłość rozlała się po ich sercach. Wiedzieli, że są w dobrym miejscu o dobrej porze i co najważniejsze z dobrą osobą. Nie obchodziły ich obrzydzone komentarze ludzi wokół czy to, że pani w okienku cały czas czekała aż Jake kupi bilet. Teraz liczyli się tylko oni, ich usta oraz ich serca bijące w tym samym rytmie.

THE END








[a/n]
wesołych świąt!
1877 słów, szczerze myślałem, że wyjdzie tego więcej, a i tak dowaliłem jakiś emocjonalny opis, który chyba nie ma sensu.
połowę tego miałem napisane już po dodaniu ostatniego rozdziału the things i'll never say, resztę za to pisałem w nocy z 23 na 24 grudnia. yeah myślę, że pisanie na ostatnią chwilę to moje hobby.

osobą, które czytają to w święta czy cokolwiek życzę udanych świąt spędzonych z rodziną, mam nadzieję, że nikt nie będzie komentował tego, kim jesteście, ile jecie, co lubicie oraz z kim jesteście w relacjach. także życzę udanego sylwestra i mam nadzieję, że spędzicie go w gronie przyjaciół lub z osobą partnerską (albo z kotem). pamiętajcie, żeby kochać siebie i akceptować to, jacy jesteście, bo jesteście cudowni, będąc sobą.

a dla osób, które to czytają już po świętach po prostu miłego dnia i mam nadzieję, że dajecie sobie radę w życiu i że chociaż staracie się pokochać i akceptować siebie. zasługujecie na miłość wszyscy bez wyjątku!!!!

please, don't go; jakehoon Where stories live. Discover now