1. Uratowany

31 3 0
                                    

          Obudziłem się z niekończących się snów raczej już na dobre. Pod rękoma wyczuwam coś miękkiego, czyli trafiłem na piaskowy brzeg. Powoli otwieram oczy i widzę zachmurzone niebo. Nic nie słyszę, nawet szumu fal czy drzew. Mam nadzieję, że słuch wróci. Powoli odwracam głowę i widzę że wcale nie leżę na plaży tylko w łóżku, a to co wcześniej uznałem za niebo jest tak naprawdę sufitem. Słuch też mam. Przeraża mnie to, jak się tutaj znalazłem i kto mnie znalazł. Próbuję wstać, ale czuję zawroty głowy. W końcu się udaje i siadam na brzegu łóżka twarzą do zasłoniętych okien. Czuję, że nadmiar światła może mi zaszkodzić dlatego nie decyduję się podchodzić do okna. Zamiast tego zauważam biurko i leżące na nim papiery. Są na wyciągnięcie dłoni. Biorę je do ręki, mając nadzieję, że w jakiś sposób pomogą mi uzyskać odpowiedź na dręczące mnie pytania. Jednak okazuje się, że nadzieja matką głupich. Nic z nich nie rozumiem, nie są napisane w żadnym z azjatyckich języków, a nawet po angielsku. Na kartkach odnajduję rysunki przedstawiające narządy wewnętrzne. Pierwsze co rzuca mi się w oczy to rysunek nerki i schemat dializ. Dziwny zbieg okoliczności. Wskazuje na to, że ktoś kto mnie znalazł wie dużo o mnie. Nawet to, że mam problem z nerkami.
           Nie mam czasu się nad tym zastanawiać, bo zaczynam czuć mdłości i żółć w przewodzie pokarmowym. Zwracam wszystko do kosza stojącego pod biurkiem. Wtedy słyszę miękkie kroki, ktoś się do mnie zbliża. Szybko biorę nożyczki z biurka i się odwracam. To był błąd, świat wokół mnie zaczyna szybciej wirować, ale cudem utrzymuję się na nogach.
          - Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - pytam po koreańsku. Nie widzę do kogo kieruje to pytanie, bo tamta część pokoju jest ciemna. Uświadamiam sobie, że to ja jestem dobrze widoczny, a jednocześnie przez mój obecny stan słabszy. Krótko mówiąc jestem łatwym celem.
          - Przepraszam. Nie rozumiem koreańskiego. - odpowiada po angielsku rozmówczyni. Ma ładny głos, przypominający mi trochę matkę. - Proszę odłóż nożyczki, nic Ci nie zrobię.
          Nie odkładam prowizorycznej broni, jedynie opuszczam rękę. Ona wyłania się z cienia z podniesionymi rękoma i widzę, że nie ma żadnej broni. Jest ubrana w luźne rzeczy, więc trudno określić czy nie chowa pod nimi broni. Wygląda na niską osobę. Jej oczy świecą w lekkim świetle, źrenice wydają się brązowawe z lekko czerwonym odcieniem. Nigdy jeszcze nie widziałem kogoś z tak pospolitym kolorem oczu, a jednocześnie z tak wyjątkowym. Ciemne, brązowe włosy, sięgające lekko za ramiona okalają jej twarz. Na pewno nie pochodzi z Azji, kolor włosów i oczu świadczyłby o pochodzeniu włoskim, ale blada cera definitywnie temu zaprzecza. Na pewno jest Europejką.
           - Kim jesteś i jak się tutaj znalazłem? - pytam tym razem po angielsku już bez agresywnej nuty w głosie.
          - Nazywam się Marika, jesteś w moim domu. Wczoraj znalazłam Cię na brzegu i zabrałam tutaj. - odpowiada uspokajającym głosem. Mówi z akcentem brytyjskim, jednak coś mi podpowiada, że jest za czysty, jakby wyuczony.
          - Czemu nie wezwałaś karetki i policji? - W tym momencie nachodzą mnie wątpliwości co do jej szczerych intencji. Każdy racjonalnie myślący człowiek wezwałby w takiej sytuacji służby.
          - Nie ma tutaj zasięgu, a poza tym byłeś cały we krwi. Wyjęłam kulę z Twojego ramienia i zaszyłam ranę. Nie wezwałam służb, bo wiem, że ludzie nie strzelają do siebie z byle powodu. Poza tym mogłabym mieć przez to problemy. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś z tamtej wyspy? Wiem, że tam byłeś, nie wiem tylko jaką rolę pełnisz.
          Coś mi tutaj nie gra. Nie wezwała służb chociaż jest sama w domu, a ja mógłbym być przestępcą. Jest głupia, bezgranicznie wierzy w ludzi, albo jest wtyką tych z wyspy. To ostatnie by pasowało. Na pierwszy rzut oka nie jest niebezpieczna, wzbudza zaufanie, a w dodatku podobno nie rozumie koreańskiego. Mimo to postanawiam się nie zdradzać z tym co odkryłem i zachowuję się jak wcześniej. Nadal nieufnie, ale jak człowiek, który chce przyjąć pomoc.
           - Co to jest? - podnoszę papiery, które wcześniej znalazłem na biurku. Czekam na jej potknięcie, błąd, który ją zdradzi.
           - Moje notatki na studia. Studiuję medycynę zdalnie. - odpowiada ze zdziwieniem. Widzę, że się mnie boi chociaż próbuje nie okazywać strachu. Postanawiam odłożyć nożyczki, i tak nic bym jej nimi nie zrobił. Później skombinuję coś nowego. - Połóż się. Podejrzewam, że masz wstrząs mózgu i dlatego czujesz zawroty głowy, chwiejesz się i wymiotujesz. Musisz trochę poleżeć i odpocząć. Zaraz przyniosę Ci coś do picia i jedzenia.
          Wychodzi, a ja posłusznie siadam na łóżku i rozglądam się po pokoju. Jest przytulny. Dużo koców, poduszek, jakieś światełka i niepozapalane świeczki. W rogu stoi fotel, na którym jest poduszka i pościel. Ona, znaczy Marika musiała tutaj spać cały czas.
          Słyszę jak wchodzi po schodach i po chwili otwierają się drzwi. Niesie tacę ze szklanką wody i małą porcją nieznanej mi zupy. Wyjaśnia, że w jej kraju tę zupę nazywają kleikiem. Jest lekkostrawna, ale pożywna. Biorę łyżkę i próbuję. Spodziewałem się, że będzie gorsza, ale jest nawet dobra w smaku.
          - Jutro dostaniesz więcej. Nie wiem jak pracuje Twoja nerka po takim urazie, a za duża liczba płynów i jedzenia może Ci zaszkodzić.
          Momentalnie zatrzymuję rękę z łyżką w połowie drogi do ust. Moją uwagę zwróciło użycie liczby pojedynczej.
          - Skąd wiesz, że mam tylko jedną pracująca nerkę? - Wiem, że na to czekałem. Popełniła błąd.
          - Jak Cię znalazłam musiałam Cię zbadać, żeby się dowiedzieć czy nic nie zagraża Twojemu życiu. Wyczułam, że nie masz żadnych krwotoków wewnętrznych, narządy też w porządku, ale podczas osłuchiwania ich pracy nie słyszałam nic w jednej z nerek. Stąd wiem, że jedna nie pracuje. Poza tym masz widoczną ranę po przeszczepie. Widać, że od operacji minęło kilka lat, ale ona nigdy całkowicie nie zniknie. - Wyjaśnia ze spokojem.
            Jedno muszę przyznać. Jest sprytna i inteligentna. Mówi bez zająknięcia. Trudno mi rozpoznać czy to prawda czy kłamstwo. Z jakiegoś powodu utrzymuje mnie przy życiu, więc na razie nic mi nie grozi. Muszę być ostrożny, nie wiem czego ode mnie chcą. Dla własnego bezpieczeństwa nie mogę dopuścić do siebie myśli, że ona chce mi po prostu pomóc.
          - Muszę do łazienki - mówię i wstaję, odstawiając wcześniej tacę na drugą połowę łóżka.
          - Jasne. Drzwi do łazienki są na przeciwko. Proszę tylko żebyś nie zamykał ich na klucz, bo może coś Ci się stać. Jakby co to mnie wołaj. Zaraz przyniosę Ci rzeczy do przebrania.
          Kierując się do łazienki mijam schody. Wchodzę do małego pomieszczenia i nie zamykam drzwi, bo naprawdę nie czuję się dobrze. Przemywam twarz zimną wodą i patrzę w lustro. Cała skóra jest w zadrapaniach, a we włosach widać trochę błota. Zdejmuję ubrania i widzę na całym swoim ciele liczne rany i siniaki. Jestem lekko obolały, ale na szczęście nie ma żadnych złamań czy innych uszkodzeń kości. Jeśli wierzyć słowom Mariki, to nie mam większych obrażeń wewnętrznych. Jestem w dość dobrym stanie. Niepokoi mnie jedynie ręka, która boli przy poruszaniu, ale kiedyś się zagoi, poza tym mam jeszcze drugą do obrony. Wchodzę pod prysznic i zmywam z siebie brud i pot. Zawijam się w ręcznik i słyszę nieśmiałe pukanie do drzwi. Dziewczyna przyniosła mi nowe rzeczy do przebrania. Wprawdzie trochę za duże, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Zwykły t-shirt, spodnie dresowe i bluza, cały zestaw wyglądający na męski. Dodatkowo bielizna i buty. Zakładając bluzę przypomniałem sobie o telefonie, na którym były ważne nagrania i zdjęcia. Przerzucam przed chwilą zdjęte rzeczy, ale jak się okazuje to nie są te, które miałem na sobie w momencie postrzału. Muszę zapytać Mariki gdzie są, może jakimś cudem telefon się uratował i da się coś z niego odzyskać. Postanawiam wrócić do pokoju. Mijając schody uświadamiam sobie coś co przeoczyłem. Ona jest drobna, nie wygląda na silną. Ja byłem nieprzytomny, a jesteśmy na piętrze. To nie jest możliwe, żeby sama mnie tutaj wciągnęła. Wracam do łazienki i biorę damską żyletkę. Uchylam drzwi, wchodzę cichutko do pokoju. Ona stoi tyłem, niczego się nie spodziewa. Zachodzę ją od tyłu i przykładam żyletkę do tętnicy szyjnej. Oboje wiemy co się stanie jak się poruszy.
          - A teraz powiesz mi wszystko jak na spowiedzi - szepczę do jej ucha.

Arcade - Squid GameWhere stories live. Discover now