- Skoro obiecałem, to powinienem był jakoś tego dopilnować. I teraz nawet nie wiem, jak ją za to przeprosić. Musiała być przerażona, przez te kilka minut, gdy była z nimi sama w bibliotece, zanim skrzaty zdołały mnie dobudzić – westchnął ponuro.

- Zapewne tak, ale jestem też przekonany, że Granger nie ma do ciebie o to pretensji. I nie sądzę też, by opiekowała się tobą tak zaciekle z powodu samego poczucia winy. Bardziej dlatego, że naprawdę się o ciebie martwi – Zabini znów błysnął zębami w szerokim uśmiechu.

- Ona martwiłaby się nawet o hodowlę gumochłonów tego głupiego Hagrida. Wiesz jaka jest...

- Nie sądzę, by poświęcała cały swój wolny czas na opiekę nad jakimś gumochłonem. Codziennie siedzi przez wiele godzin w twoim pokoju, nie spuszczając cię z oka na dłużej, niż możesz wyjść do łazienki. To coś więcej niż troska i poczucie winy.

- Nie mam pojęcia, co sugerujesz – Draco spojrzał oschle na przyjaciela.

- Ja jeszcze też nie – Zabini zachichotał. – Ale na pewno coś...

- Lepiej skończmy ten temat. Nasz wypad na zakupy w piątek nadal aktualny? Muszę odebrać kilka zamówień – przypomniał Draco.

- Jeśli twoja prywatna pani magomedyk cię puści, to jak najbardziej możemy skoczyć na Pokątną i wszystko załatwić.

- Hermiona coś mówiła, że dostała sowę od Tracey i też się wybierają w piątek, by załatwić świąteczne prezenty.

- Teraz to Hermiona, prawda? Już nie Granger... - Blaise był irytujący, gdy wciąż zaczynał chichotać.

- Nadal mówię do niej Granger. Jednak matka bardzo nalegała, byśmy nie mówili sobie po nazwisku, bo będzie skandal jeśli wymsknie się to przy kimś obcym. A poza tym...

Blaise z rozkoszą obserwował, jak na zwykle porażająco blade policzki jego kumpla, występuje delikatny rumieniec.

- Poza tym, ona postanowiła, że będzie się zwracać do mnie po imieniu, skoro jestem kimś, kto uratował ją przed okrutną klątwą.

- Gdyby wiedziała, ile razy w życiu zdołałeś ją uratować przed wszelkimi nieszczęściami, jak nic wpadłaby prosto w twoje ramiona – O dziwo Blaise tym razem się nie śmiał.

- Bardzo wątpliwe – Draco skrzywił się pod nosem. – I naprawdę mam nadzieję, że nigdy się o tym nie dowie.

- A ja nie – burknął Blaise, ale tak cicho, że Draco tego nie dosłyszał.

- Przyniosłeś mi nowe wydanie Quidditch Leauge? Chciałem zobaczyć statystyki – Draco wyraźnie chciał zmienić temat.

Blaise wyjął z kieszeni, przerzuconego przez oparcie fotela płaszcza, rzeczone pismo i podał je kumplowi. Mimo, że Draco oberwał naprawdę mocno i z konieczności musiał spędzić ostatnie kilka dni w łóżku, wyglądał dziś naprawdę dobrze. Zabini nie miał wątpliwości, co było tego przyczyną. Uśmiechnął się lekko sam do siebie. Tak, to był idealny początek.


💍💍💍

W czwartek, Hermiona z łaską pozwoliła Draco na wyjście z łóżka i czytanie na jednej z wygodnych kanap w bibliotece. Znów nie zapytała, czy przeszkadzałoby mu, gdyby poszła tam razem z nim. Po prostu to zrobiła i tak siedzieli tam razem przez całe popołudnie, popijając herbatę i wymieniając kilka zgrabnych uwag na temat lektur, którymi obydwoje się obecnie zajmowali.

Dziś wieczorem na kolacji mieli znów pojawić się państwo Flint, których wizytę odwołano, z powodu niedyspozycji Hermiony po aferze z domniemaną kradzieżą bransoletki. Ona i Narcyza zgodziły się, że Draco może wziąć udział w dzisiejszym wieczorze, pod warunkiem, że nie będzie pił alkoholu i da znać Hermionie, jeśli tylko poczuje się gorzej.

Dramione - Przyrzeczona [Zakończone]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora