21

106 16 0
                                    

Jeden czarny parasol wyrwał się z żałobnego tłumu, podążając w stronę przeciwną do wszystkich  jakby na złość każdemu. Dwóch mężczyzn spacerowało w lekkim, jesiennym deszczu, mijając pomalowane na złoto drzewa i wiszący w powietrzu żal. Obecność jednego z nich była kompletnie nieuzasadniona, natomiast drugi mógłby czasami zakneblować usta, żeby uniknąć kolejnych językowych potknięć i godnych pożałowania niespełnionych obietnic. Może byli siebie warci, mimo wypalającego oczy rażącego światła pod postacią rzeczy, które zdecydowanie ich różniły.

— Złe miejsce i nieodpowiednia pora - westchnął Park Seonghwa, stawiając kolejne mokre od łez dnia dzisiejszego kroki - co z tobą? Myślałem, że zawsze przychodzisz o czasie.

Kąciki ust Mingiego wykrzywiły się w dziwnym grymasie na kształt uśmiechu, dobrze wiedział jednak, że nie pasował on do jego twarzy.

— Kiedy złapiesz tego mordercę, będę pierwszą osobą, która ci pogratuluje - wziął mężczyznę pod rękę, po czym zaczęli dreptać chodnikiem w kierunku osiedla sklonowanych domów i sztucznych problemów - zaufaj mi, przecież zawsze dotrzymuję słowa.

Jakiś czas później, Bogu ducha winny stolik kawowy zaliczył kolejny cios od błyszczącego czubka jednego z butów, które zakłada się do garnituru. Czy mogło być coś gorszego, niż bezczynne siedzenie, w oczekiwaniu na mannę z nieba? W biurze powietrze robiło się coraz cięższe, przesiąkło potem i wątpliwością, czy kiedykolwiek postawią przed sądem osoby odpowiedzialne za cały proceder. Głowę Seonghwy wypełniały myśli ciemniejsze od małej czarnej z automatu przy wejściu, a cały ponury humor unosił się w całym pomieszczeniu i oddziałując także na Yeosanga, siedzącego naprzeciwko. Głowa, którą położył na biurku pod dziwnym kątem, zdawała się być odizolowana od reszty ciała, jego dłonie od czasu do czasu wykonywały pojedyncze drgania bez żadnego konkretnego powodu. Obraz nędzy i rozpaczy po chwili rozproszył telefon, który prędko znalazł się przy uchu do tej pory z pozoru niezdatnego do użycia Kang Yeosanga.

— Słucham - poranna chrypa zabrudziła ton jego głosu - jeśli to na pewno - przerwał - skoro tak - głos po drugiej stronie słuchawki nie potrafił przestać brzmieć - DOBRZE BĘDZIEMY ZA CHWILE - zirytował się, odkładając słuchawkę na blat stolika, wracając do swojej poprzedniej pół-martwej pozycji epileptyka.

— I co?

— A po co zwykle do nas dzwonią? Żadna wesoła nowina - mruknął niewyraźnie, z policzkiem przyciśniętym do blatu - jakaś kobieta została przygnieciona do drzewa, od pasa w dół podobno mało z niej zostało, a sprawca uciekł, nie wydaje mi się, żeby to była nasza sprawa, jakichkolwiek niepokojących śladów brak.

Ludzie na około ostatnimi czasy kończyli swoje życia w coraz to bardziej wymyślny sposób. Było to przerażające zjawisko, sam fakt ich śmierci był przygnębiający, a sposób, w jaki odeszli, zdawał się odbierać im godność człowieka. Wyrwano im brutalnie prawo życia. Rzeczy, które Seonghwa zrobiłby, aby odstąpić im swój przywilej, przewyższają ludzkie pojęcie. Przyglądał się ofierze ze współczuciem, mimo, że w niczym jej to już nie pomoże. Kobieta była piękna, młoda, a co najważniejsze, pełna pasji i zaangażowania. Nawet starsze kobiety wierne tradycjom, wyznawały, że tatuaż zrobiony u Lee Seemi nosiłyby z dumą. Bilet na pociąg wypadł z jej bladej już dłoni. Idealnie pasowała do układanki, której brakujących kawałków szuka się pod dywanem. Wzór na niej nie pasował jednak do reszty obrazu, brakowało jednego elementu, który psuł cały szczegół, a ogniwo łańcucha nadawało się jedynie do wymiany.

— Monitoring. Przejrzeć dokładnie. Z tego sklepu, restauracji i kantoru obok. To musi być zarejestrowane. - przybierał telegramowy ton, kiedy zdesperowany szukał jakichkolwiek szczegółów, aby jak najszybciej wymierzyć zwyrodnialcowi jak najwyższą karę. Kosmyki brąz włosów przykleiły się do jej czoła. Gdyby przeżyła, mógłby jej to jakoś wynagrodzić. Skąd nagle w nim tyle współczucia?

— Nie sądzicie, że to bezsensowne? - młody oficer odpalał papierosa, opierając się o maskę starego, przerdzewiałego radiowozu, tylko jego buty były nowe - nie ma pentagramu, może cała ta pańska obsesja, sprowadziła was pod niewłaściwe drzewo - zaciągnął się dymem, niemal od razu go wypuszczając, cwaniacki uśmiech przykleił do twarzy butaprenem.

Seonghwa spojrzał na niego, z politowaniem pokręcił głową w prawo i w lewo. Gdyby to wszystko mogło być takie proste, gdyby mogło…

— Jeżeli jeden szczegół nie pasuje do teorii, najlepiej porzucić teorię - odparł spokojnie, po czym przeszedł przez ulicę, udając się do małego mieszkanka po jej drugiej stronie. Tym razem, jak nigdy dotąd, wnętrze świeciło pustkami, naokoło prawie dało się usłyszeć płacz każdej z zielonych roślinek, ustawionych na drewnianym regale.

— Myślałem, że nocami czytasz analizy sądowe, nie Herkulesa Poirot - zagadnął Yeosang, który czmychnął za nim przez pomalowane słonecznie żółtą farbą drzwi.

Na stoliku kawowym leżała koperta z szorstkiego papieru, przybita świeżo odlaną pieczątką z czerwonego wosku. Całe mieszkanie tętniło życiem, w przeciwieństwie do jego właścicielki. Seonghwa czuł radość płynącą z tego miejsca, czystą, w pewnym sensie dziecinną niewinność, a także zapach miodu. Yeosang, po cichu, kilka razy pociągnął nosem, w geście współczucia czy też uczulenia na koty. Czworonóg zaplątał się pod jego nogami, mrucząc i wycierając rudą sierść w jego spodnie. Seonghwa wziął kociaka na ręce, patrząc na niego bez wyrazu, żeby później zdecydować o tymczasowym zabraniu go do domu. W końcu został sam. Po przeczytaniu listu zaadresowanego w przestworza wrócili na miejsce zdarzenia.

— Mam ochotę go obić - mruknął Yeosang, kiedy z oddali zobaczyli tego samego oficera, klej musiał być cholernie dobry, skoro wytrzymywał do tej pory.

— Daj spokój, masz kobietę i psa - Seonghwa machnął ręką, mijając dwudziestokilkulatka, od 20 minut próbującego wypalić paczkę papierosów.

Drogi Ojcze,

jak się dziś czujesz? Pogoda dopisuje, mam nadzieję, że należycie odpoczywasz. U mnie wszystko w porządku, nie musisz się o to martwić.

Zdawałoby się, że żyje swoim najlepszym życiem! Od kiedy się ostatnio widzieliśmy minęło kilka lat, w tym czasie zdążyłam rozwinąć trochę swoje skrzydła, mój salon tatuażu na obrzeżach stolicy cieszy się dużym powodzeniem. Jest mały, ale z pewnością by ci się spodobał, wiem, jak lubisz intensywnie słoneczny kolor. Pamiętasz, co powiedziała mama, kiedy powiedziałam jej o swoim pomyśle? "Zrób sobie na tyłku". To chyba jedyny raz, kiedy jej naprawdę posłuchałam.

Mam wielu klientów, sama wynajmuję mieszkanie, jest przytulne, bardzo mi się w nim podobało. Wysłałam trochę pieniędzy mamie, niewielka suma, ale Tobie z pewnością też się coś dostanie. Płyta potrzebuje odnowienia, twoje nazwisko się zaciera, mam wrażenie, jakbyś znikał na zawsze. Spróbuję jeszcze w tym tygodniu przynieść dla Ciebie świeże kwiaty. Żółte, takie jak lubisz.

Przepraszam, że odzywam się tak rzadko. Chyba muszę wyjechać, żeby nie być następna. Jeśli jednak mnie znajdą, to istnieje duża szansa na to, że się spotkamy. Cieszysz się? Nie mogę się doczekać, kiedy cię przytulę, nie widzieliśmy się wieki. Wybieram się, żeby kupić bilety na pociąg. Po drodze cię odwiedzę. Do zobaczenia,

Twoja Seemi

— Skasowali ją jak bilet na ostatni pociąg - Yeosang pociągnął nosem - mam alergię na koty - skłamał, wycierając ukradkiem samotną łezkę, będącą jedną z oznak pozostałości jego ludzkich odruchów - ale sam przyznasz, że trochę jej szkoda.

Seonghwa skinął jedynie głową, myślami przebywając w dalekich odmętach swojej świadomości, jeszcze raz przeglądając każdy z dowodów. Wszystko się ze sobą łączyło, więc dlaczego jeden element zawiódł? Gdzie się podziała ta cholerna pięcioramienna gwiazda, na którą spoglądał z tak wielkim strachem i niepewnością? Przecież i tak nie miał bladego pojęcia, na co ona wskazuje. Spojrzał na Yeosanga, przeglądającego akta ofiary. Uczestniczyła w jednym z przesłuchań, które masowo przeprowadzała policja. Miała 24 lata, kota i czarny pas w karate, o czym dowiedziano się po skomplikowanym procesie wpisania jej nazwiska do przeglądarki. Umysł Seonghwy z każdą sekundą zdawał się otwierać coraz bardziej, aby po jakimś czasie wyciągnąć wnioski, spakowane w dwa wymowne słowa.

— To ona - Jego głos był bez wyrazu, podchodzący pod ten nieświadomy, jakim posługują się osoby w transie - łowca i zwierzyna, zaszczuta w największe niedźwiedzie wnyki - spojrzał na Kanga, patrzył na niego szeroko otwartymi oczami - ale dlaczego nie mogliśmy dowiedzieć się tego, kiedy jeszcze mogła nam o czymś powiedzieć?

strawberry ➳ seongjoongWhere stories live. Discover now