IV. Nonsens

75 1 0
                                    

-Czy ty masz w ogóle pojęcie co się mogło stać? Na co byłaś narażona? Czy ten twój blond już całkiem opanował twój mózg? - Mój brat wyrzucał z siebie pytanie za pytaniem niczym karabin maszynowy.

Rano Adrien odebrał mnie z hostelu, w którym zatrzymaliśmy się z Rayderem ostatniej nocy. Chłopak przez całą drogę nie pisnął ani słowa, że mój brat o wszystkim wie. Mało tego, sam udzielił mi reprymendę przez całą drogę powrotną. Na początku jeszcze dyskutowałam ale gdzieś w połowie się poddałam bo to nie miało sensu, a mój punkt widzenia był bagatelizowany. Teraz natomiast siedziałam i słuchałam wywodów mojego brata jaka to ja jestem nieodpowiedzialna, mało myślna i ogólnie nie rozważna od dobrych trzydziestu minut, jak nie więcej. Kiedy Will zaczął swój monolog nawet nie wtrącałam mu się w zdanie. Najzwyczajniej w świecie nie było sensu. Nie przegadałabym go tak samo, jak Adriena, który stał obok mojego brata. Dlatego stwierdziłam, że najlepiej dla wszystkich będzie, jak dam im wylać swoje żale. Szczerze mówiąc nie myślałam, że mój brat się o wszystkim dowie, obstawiałam iż rozejdzie się to po kościach. Jednak mimo, że oboje przyjaźniliśmy z brunetem, to jak widać ich lata przeżyte razem nie pozwalały zachować tego co miało miejsce minionej nocy w tajemnicy prze moim kochanym braciszkiem. Nie miałam mu tego za złe. Żadnemu z nich nie miałam za złe. Wiedziałam, że się martwili o mnie ale i tak uważałam, że odrobinę wyolbrzymiają całą sytuację. I to był moment, gdzie w myślach musiałam przyznać Rayderowi rację, bo chwilami chłopaki obchodzili się ze mną, jak z jakiem.  

-Słuchasz co ja do ciebie mówię? - Zapytał mój brat wyrywając mnie z moich myśli. 

-Tak, tak.

-No właśnie widzę. Nie dam ci szlabanu bo wiem, że to i tak nie wypali ale masz kategoryczny zakaz ścigania się. I nawet nie próbuj kombinować - powiedział wyciągając w moją stronę swój palec wskazujący - już wszyscy są poinformowani, że nie wolno im cię zapisywać na żaden wyścig, łącznie z twoim amantem, z którym tak dobrze się wczoraj bawiłaś. 

-Chyba sobie ze mnie teraz żartujesz?! - Uniosłam się, podnosząc się od razu do pionu. 

-Nie. Koniec tego. Nie powinienem był w ogóle ci pozwalać na to, to trzeba skończyć. Nie możesz się w tym babrać. 

-Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Jesteś nie poważny! - Krzyknęłam w jego stronę. 

-Uspokój się, to po pierwsze, a po drugie to się musi skończyć. Nie możesz się wiecznie pakować w jakieś tarapaty. Nie pozwolę ci na to, rozumiesz? - Zapytał dosadnie.- Nadeszła pora, żeby cię odsunąć od tego chorego świata. Ty powinnaś mieć spokojne życie. 

-Moje życie nie jest spokojne od małego tak samo, jak i twoje.

-I właśnie dlatego ja ci je powinienem zapewnić , a pozwolenie ci się ścigać było błędem, który też zostanie naprawiony. Masz kategoryczny zakaz i nawet nie waż się kombinować bo będę wiedzieć.

-Nie no to jest jakaś paranoja! - Krzyknęłam i skierowałam się od razu do swojego pokoju, a następnie trzasnęłam drzwiami. 

Opadłam bezsilnie na łóżko wpatrując się w sufit. Nie miałam siły się z nimi kłócić i użerać, a przynajmniej nie dziś. Bo temat nie został zamknięty, a jeżeli oni tak myślą to są w dużym błędzie. Wewnętrznie cała kipiałam ze złości. Nie wpakowałam się w to wszystko z własnej, czystej przyjemności. To wszystko przez Raydera. Mógł mnie wypuścić i nie zabierać ze sobą. Tak naprawdę do końca nie rozumiałam czemu Michael uznał wtedy, że nie będę bezpieczna, Ganviles nawet nie znali mojej osoby. Dla nich byłam nikim. Mój poziom irytacji znacznie wzrósł, a powiększył się tylko, gdy usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Jednak postanowiłam spuścić trochę z tonu, gdy okazało się, że dzwoniła Cam.

ForbiddenOnde as histórias ganham vida. Descobre agora