Zgadzam się na ten pomysł. Oboje usadawiamy się na kanapie. Siedzymy w ciszy. Właściwie to nie wiem od czego mam zacząć, jeśli kiedykolwiek flirtowałem to zwyczajnie podchodziłem do celu moich zainteresowań i się przedstawiałem, dalej szło już z górki. Taka sytuacja jest dla mnie conajmniej niekomfortowa.

-To może ja zacznę. -Amy przerywa ciszę. -Kiedyś podobał mi się taki chłopak. Miał na imię Woody. Był strasznie przystojny. Chyba najseksowniejszy w całej szkole...

-Najseksowniejszy siedzi przed tobą. -Wtrącam się i rechoczę.

-Wmawiaj sobie. -Wytyka mi język. -No i jak już mówiłam, był obiektem moich westchnięć. Pewnego dnia zaprosił mnie na randkę. Oczywiście cieszyłam się jak głupia z tego powodu. No wiesz, chłopak który ci się podoba, zaprasza cię na randkę..

-Wolę dziewczyny. -Ponownie jej przerywam.

-Słuchaj, jak się nie zamkniesz to cię zaknebluję. -Posyła mi chłodne spojrzenie. -Kiedy nadszedł dzień, który miał być najlepszym dniem w moim życiu, Woody pojawił się w umówionym miejscu godzinę po czasie całkowicie zalany. Najdziwniejsze było to, że wcale mnie do siebie nie zraził...

*

-To był facet? Poważnie!? -Amy odchyla głowę do tyłu pod wpływem śmiechu.

-Nie śmiej się ze mnie. Byłem lekko podpity, miałem mroczki przed oczami. -Bronię się.

-Co nie zmienia faktu, że tańczyłeś taniec erotyczny z facetem! -Trzyma się za brzuch.

-No przestań. Ten koleś wyglądał z tyłu jak laska. Miał niezłą dupcię. -Unoszę ręce w geście obronnym.

-Czy mi się wydaje, czy ty wolisz facetów Bieber? -Amy nie może opanować śmiechu.

-Ouch, daruj sobie. Jedyna osoba, która mnie interesuje to Ronnie. -Prycham.

-Doprawdy? Dlatego siedzisz tutaj i obejmujesz mnie ramieniem? -Unosi brew. -Musisz wiedzieć, że i tak cię nie znoszę.

-I vice versa. Wracając do pierwszego zdania twojej wypowiedzi, to dobrze wiesz że wszystko jest grą. -Tłumaczę.

Dziewczyna chce coś powiedzieć, ale drzwi od mieszkania otwierają się, a chwilę później brunetka pojawia się w salonie i patrzy na naszą dwójkę podejrzliwym tonem.

-Cześć, Ronnie. -Witam się i odwracam do Amy.

-Na końcu dostałem od niego po mordzie.

-Należało ci się. Chyba nie za bardzo podobał mu się twój taniec. -Cichocze.

Rozmawiamy jeszcze przez jakiś czas o błachych sprawach, dobrze się przy tym bawiąc. Chyba określenie "nie oceniaj książki po okładce" zdaje się tu pasować. Pierwszego dnia oceniłem Amy jako pustą blodnynkę, którą z pewnością nie jest. Podczas naszych rozmów trochę się poznaliśmy i stwierdzam, że jest to naprawdę miła dziewczyna.

-Nie nienawidzisz mnie. -Chichoczę.

-Justin, jadę po Sama. -Do salonu wchodzi już przebrana zielonooka.

Ma na sobie czarne leginsy, białe coversy i za dużą bluzę. Włosy ma upięte w zwykłą kitkę. W tym wydaniu wygląda jak nastolatka. Bardzo podoba mi się w tym wydaniu. Jest urocza.

-Okej. -Odpowiadam i znów nawiązuję umowę z Amy.

Nie słyszę kroków, więc wiem że Anderson jeszcze nie wyszła. Nasza mała pogawętka, która miała być próbą chyba całkiem nieźle nam wychodzi. Słyszę westchnięcie i oczami wyobraźni widzę, że Ronnie w tym momencie się wścieka, tylko nie wiem na kogo.

-Jedziesz ze mną Justin. -Mówi ostro.

Spoglądam na Ronnie, która ma założone ręce na piersiach. Patrzy wyczekująco. To nie była prośba, tylko rozkaz. W duchu się uśmiecham, powoli mój plan zaczyna działać.

-Nie skończyłem jeszcze rozmawiać. -Odpowiadam.

-Nie interesuje mnie to. Sami to także twój syn, a twoim obowiązkiem jest opieka nad nim. Po drugie, Amy nie jest tutaj, żeby rozmawiać tylko opiekować się Aną. Zabierz się do roboty. -Na końcu zwraca się do blondynki.

Dziewczyna pośpiesznie wstaje i znika w pokoju obok. Ronnie odprowadza ją wzrokiem, a potem wraca do mojej osoby i posyła mi wściekłe spojrzenie. Nie mówiąc nic kieruje się do drzwi, a ja posłusznie idę za nią. Przed budynkiem wpycham się na miejsce pasażera w jej samochodzie. Brunetka odpala silnik i gwałtownie wyjeżdża na jezdnię, na co wbijam się w fotel przez działającą siłę.

-Więc ty i Amy? -Odzywa się patrząc wciąż na drogę. -Myślałam, że nie przepadacie za sobą.

-To nie prawda. Przeciwieństwa się przyciągają. -Kłamię. Mimo wszystko, jakaby Amy nie była, nie trawię jej.

-Po co to robisz? -Unosi się. -Dlaczego mówisz mi, że mnie kochasz a później flirtujesz z opiekunką naszych dzieci?! Naszych dzieci do jasnej anielki! -Wrzeszczy.

-Ronnie, o co ci chodzi? Sama powiedziałaś, że możemy być tylko przyjaciółmi! Nie chcę być całe życie sam. -Dramatyzuję.

-Dobra, masz rację. Nieważne. -Milknie.

-Zostaniesz na noc? -Pytam szykując kanapki.

Dzieci już dawno śpią. Justin cały czas siedzi w telefonie i z kimś pisze. Ten głupi uśmieszek nie schodzi z jego twarzy. Nie powiem, ale ciśnienie mi się podnosi. Pewnie pisze z Amy. Nie muszę nawet zaglądać w jego telefon, by to wiedzieć. Nie mówiąc już o tym, że tym właśnie sposobem mnie ignoruje.

-Tak, jasne. Byłoby spoko. -Mamrocze pod nosem.

-Idę przygotować dla ciebie kanapę. -Informuję myśląc, że powie coś w stylu 'nie trzeba, mogę spać z tobą'.

-Ta, dzięki. -Ucina.

Jestem tak nabuzowana, że czuję jak para wychodzi mi przez uszy, jak w tych wszystkich filmach. Wcześniej byłam zadowolona, że jest tylko dla mnie. No, e teraz gdy Amy się obok niego kręci, albo na odwrót, to już nie jest tak kolorowo. Ta dziewczyna stanęła na moim terytorium, a ja nie pozwolę by odebrała mi Justina.

Przecież sama powiedziałaś, że jedyne co masz mu do zaoferowania to przyjaźń, głupia idiotko. Śmieje się ze mnie moja podświadomość.

-Oh, zamknij się. -Szepczę i rozkładam kanapę.

*

Budzę się w środku nocy, przez głośny krzyk z salonu. Przypominam sobie, że Justin miewa koszmary. Zrywam się z łóżka i potykając się o własne nogi biegnę do szatyna. Siadam na nim okrakiem i potrząsam jego ciałem.

-Justin, Justin obudź się. -Szepczę.

Zajmuje mi chwilę zbudzenie go ze snu. Spocony otwiera i patrzy na mnie przerażony. Nie mówi nic, tylko przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej.

-To tylko sen.

Leżymy przez jakiś czas. Wcześniej Bieber położył mnie obok siebie. Oplata mnie swoimi silnymi ramionami. Muszę przyznać, że w takiej pozycji czuję się bezpiecznie. Wsłuchuję się w jego równomierny oddech. Wygląda jak małe dziecko, kiedy śpi. Nie mogę uwierzyć, że ma 26 lat. Zachowuje się gorzej niż dziecko, ale nic nie mogę na to poradzić.
-Kocham Cię. -Szepczę ledwo słyszalnie i całuję go w tors.

Daddy 2Where stories live. Discover now