Rozdział 10

7.2K 377 12
                                    

Zostałem obudzony przez natarczywe walenie do drzwi. Przyrzekam, zabiję osobę, która stoi za drzwiami. Ludzie, jest dopiero 7 rano! Kogo niesie o tak wczesnej porze? Przykrywam głowę poduszką, żeby stłumić ten dźwięk.

-Dobra już dobra. Idę! -Krzyczę i wstaję.

Wciągam dresowe spodnie i na bosaka pędzę do drzwi. Brakowało tak niewiele, by wejść w pufę i zaliczyć bliskie spotkanie z podłogą. Wkurzony podchodzę i odkluczam zamek. Otwieram skrzydło i widzę kółko różańcowe. Znaczy Pattie, Jaxon'a i Jazmyn, rodziców Ronnie oraz jej brata. Podowałem mój nowy adres mojej mamie, owszem. Nie przypominam sobie jednak, żebym wysyłał coś do Andersonów. Potrząsam głową i wpuszczam ich do środka.

-Um, co tu robicie? -Pytam prowadząc ich do salonu.

-Wpadliśmy w odwiedziny. -Odpowiada Pattie.

-Brakuje nam naszej córeczki, a ty też jesteś nam bliski. Pomyśleliśmy, dlaczego nie? I oto jesteśmy. -Tłumaczą Kathrina i Martin.

-Nie mam nic, czym mógłbym was poczęstować. -Smucę się.

-Nic nie szkodzi. -Pattie machnęła na mnie ręką.

Przywitałem się ze wszystkimi i poszedłem się przebrać. Nie mogę siedzieć w dresie przy gościach. Wróciłem do zgromadzenia i usiadłem obok mojego rodzeństwa.

-Nie wiecie gdzie mieszka Ronnie? -Dziwię się.

Kiwają przecząco głową. Kilka lat temu zrobiła dokładnie to samo, nie powinienem się dziwić. No cóż, chyba pora zrobić im niespodziankę. Przyprowadzę tu Anderson chociażby siłą.

-Przepraszam na chwilkę. -Odzywam się i wstaję z kanapy.

Idę do wyjścia i wychodzę z mieszkania. Przechodzę pod sąsiednie drzwi i dzwonię. Mam nadzieję, że już nie śpią. Inaczej nie zrobiłbym niespodzianki. Po kilku minutach otwiera mi Ronnie w szlafroku i potarganych włosach.

-Czego chcesz Justin? -Mówi zaspanym, ale miłym głosem.

-Dzień dobry śpiąca królewno. -Śmieję się. -Ubieraj się. Ja ubiorę Sam'a i Anastasię. -Mówię poważniej.

-Hę? -Unosi brew.

-Powiedzmy, że mam gości. Musisz przyjść. -Stwierdzam.

-Ah, tak. Mam udawać twoją dziewczynę, przed twoimi znajomymi? -Prycha i chce zamknąć mi przed nosem drzwi.

Wkładam nogę pomiędzy framugę i skrzydło, tym samym powstrzymując ją przed tym czynem. Nie ze mną te numery.

-Justin! -Piszczy.

Zza pleców dziewczyny wybiega Sam i wskakuje mi na ręce. Czochram go po włosach, na co się krzywi.

-Tato.. -Jęczy marudnym tonem.

-Już, już. -Stawiam go na ziemi. -Wracając, to nie. Uwierz, robię ci przysługę. Ubieraj się. -Wpycham ją do środka.

Podchodzę do łóżeczka i delikatnue biorę na ręce Anastasię. Trochę się pomyliłem, bo malutka ma roczek. No tak, 9 miesięcy ciąży. Przebieram ją w różowy jednoczęściowy strój, a na sam koniec całuję w czoło.

-Sami, idź się przebierz. -Zwracam się do synka.

-Gdzie idziemy?

-Niedaleko. -Odpowiadam.

*

Po dziesięciu minutach cała trójka już jest gotowa. Trzymam Anastasię w nosidełku, a Sam'a za drugą rączkę. Ronnie idzie obok mnie. Popycham drzwi od mojego mieszkania i przepuszczam w nich brunetkę.

-Przepraszam, że tak długo. Uwierzcie mi, warto było czekać! -Krzyczę i idę do salonu.

Staję w progu, a wzrok wszystkich spoczął na mojej osobie. Za mną wchodzi Anderson i rozgląda się zmieszana po pomieszczeniu.

-O boże, Ronnie! -Rodzice dziewczyny wstają i przytulają się do jej zgrabnego ciała.

-Dziadek, babcia, babcia Pattie, wujek!-Krzyczy radośnie Sam, odwracając ich uwagę od zielonookiej.

Po minucie witania i łzach radości pokazuję im śliczną Anastasię. Opowiadam, co się wydarzyło. Słuchają wyraźnie zainteresowani. Ronnie spogląda na każdego, ale nic nie mówi. To jest nieco dziwne, bo Anderson nie należy do cichych osób.

-Możemy porozmawiać? -Szepczę jej na ucho.

Jeszcze dziwniejsze jest to, że się zgadza. Idziemy do mojej sypialni. Brunetka siada na moim łóżku i patrzy na mnie uważnie. Dziewczyno, no powiedz coś! Ta cisza mnie niszczy. Kręcę głową i zaczynam rozmowę.

-Źle się czujesz? -Pytam z troską i siadam bardzo blisko niej.

-Nie. -Zaprzecza.

-To o co chodzi? -Jestem zdezorientowany.

-Słyszałam wczoraj co mówiłeś. To nie jest tak, że cię nie kocham. Moje uczucia do ciebie się nie zmieniły. Po prostu nie chcę być z tobą, ponieważ wciąż mnie ranisz.

Wstrzymałem powietrzem. Chciałbym powiedzieć, że to się zmieni. Możemy być szczęśliwi, tylko proszę o tę jedną ostatnią już szansę, a nie zmarnuję jej.

-Tak bardzo Cię kocham, że cię ranię. -Łapię się za głowę. -Wracajmy już do gości. -Dodaję i wychodzę z pokoju.

Myślicie, że jakbym jej coś powiedział to by coś zmieniło? Pewnie, że nie. Ona już postanowiła, że nie chce ze mną być. Lepiej jest jak się nie kłócimy, więc wolałem już nic nie mówić.

Szybko przemknąłem do łazienki. Chciałem się ukryć, bo.. płakałem. Przez tyle czasu w różnych okolicznościach powstrzymywałem się od łez, że już nie potrafię. Nie daję rady, to dla mnie za dużo. Wycieram kropelki chusteczką.

Kilka minut chlapię się wodą, mimo moich starań, nadal widać spuchnięte od płaczu oczy. Wracam do zgromadzenia, tym razem siadam daleko od Ronnie. Nie chcę ponownie się rozpłakać. Boże, zachowuję się gorzej niż dziecko.

Anderson skanuje moją twarz i marszczy brwi. Ignoruję to i wciskam się pomiędzy Jaz i Jaxon'a. Wiem, że napewno nie jest jej przykro z mojego powodu. W końcu ona przeze mnie uroniła więcej łez.

Udaję, że słucham tego co słychać w Atlancie, a tak naprawdę marzę, by wszyscy się z tąd wynieśli i pozwolili mi płakać ile mi się podoba. Na szczęście pięć minut później oświadczają, że jadą do hotelu. W duchu dziękuję Bogu, a z drugiej strony przeklinam pod nosem, ponieważ zostaję tylko ja, Sam, niczego nieświadoma Anastasia i Ronnie.

-Płakałeś? -Zielonooka patrzy na mnie wyczekująco.

-Może. -Wzruszam ramionami układając poduszki na sofie.

-Spójrz na mnie. -Warczy.

Odwracam się zirytowany w jej stronę. Po co to robi? Nie może zostawić mnie w spokoju, tylko musi robić mi nadzieję, a potem wbijać sztylet w serce?

-Co, Ronnie co?! -Krzyczę.

-Nie płacz. Patrz, mamy dzieci.Nie chcę się z tobą kłócić Justin. Jedyne co mogę ci zaoferować, to przyjaźń. -Także ma podniesiony głos.

Zastanawiam się nad jej propozycją. Jeśli to ma sprawić, że będę blisko niej, to mogę się zgodzić. Możliwe, że jak będę się starał to uda mi się odzyskać jej zaufanie, a na tym mi właśnie zależy.

-Dobrze.

Daddy 2Where stories live. Discover now